Rajmund Wełnic

Znikający Szczecinek. Często wyburzano bez ładu i składu

Lata międzywojenne, kamieniczka przy ulicy Koszalińskiej 40, siedziba firmy Patzwalda Fot. szczecinek.org Lata międzywojenne, kamieniczka przy ulicy Koszalińskiej 40, siedziba firmy Patzwalda
Rajmund Wełnic

W okresie powojennym Szczecinek stracił wiele pięknych budowli, tym bardziej bolą kolejne wyrwy w miejskiej architekturze. Przez nie miasto traci swój charakter.

Szczecinek zimą 1945 roku nie był areną specjalnie zażartych działań bojowych. Walki - i to raczej na obrzeżach miasta - trwały ledwie dwa dni, obeszło się bez zmasowanego użycia ciężkiego sprzętu i ostrzału artyleryjskiego. Po prostu Rosjanie obeszli Szczecinek i oddziały niemieckie po krótkiej obronie wycofały się w obawie przed okrążeniem.

Owszem, zniszczeń trochę było. Część po nalotach bombowych - tak legła w gruzach okazała kamienica na tzw. Butter Markt, czyli rynku maślanym koło wieży św. Mikołaja. Ale już np. cała niemal wschodnia pierzeja dzisiejszego placu Wolności ze stylowymi kamienicami (ocalała podczas walk, co widać na zdjęciach i filmie wykonanych tuż po zdobyciu Szczecinka) poszła z dymem, gdy za jej plądrowanie zabrali się czerwonoarmiści.

Wypalanie śladów niemczyzny

Takich bezmyślnych szkód było więcej, ale prawdziwej demolki dokonaliśmy dopiero my, nowi gospodarze Neustettin. Większość zabytkowej zabudowy, która zniknęła z miejskiego krajobrazu, to wyniki powojennych wyburzeń. Po części spowodowanych złym stanem technicznym budynków - głównie postawionych w technologii szachulcowej. Taki smutny los spotkał chociażby piękną starą aptekę w rejonie ulicy Zamkowej.

Budynki do takiego stanu doprowadzał kompletny niemal brak remontów starej substancji, przez co oczywiście z czasem obracały się w ruinę. Ale jeszcze więcej obiektów legło w gruzach, gdy przychodził czas wielkich inwestycji. Wtedy kolejne budynki wyburzano hurtowo. Ostatnio - kilka lat temu - taki los spotkał okazałą kamienicę na rogu ulic Wyszyńskiego i Armii Krajowej, którą zburzono podczas „prostowania” skrzyżowania. Jak to fatalnie odbiło się na wyglądzie głównej ulicy miasta i jej perspektywie widzę niemal codziennie tamtędy przechodząc.

Wyburzenia tak, ale z rozsądkiem

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie chciałbym, aby Szczecinek był skansenem, w którym czas się zatrzymał. Aby - jak na zdjęciach sprzed wieku - przechadzały się panie w krynolinach, brukowanymi ulicami jeździły furmanki, a ludzie mieszkali w parterowych chałupkach, które stanowiły sporą część zabudowy dawnego Neustettin. Sami Niemcy burzyli walące się rudery i stawiali nowe domy. Widać to chociażby po zabudowie wokół rynku - placu Wolności, która modernizowała się wraz z wymogami współczesności. Ale dlaczego oni mogli postawić w tym samym miejscy piękne kamienice, a my pudełkowate bloki lub koszmarki w rodzaju dziwoląga na rogu placu Wolności i ulicy Bohaterów Warszawy? Dawni mieszkańcy Szczecinka nie wahali się przed zburzeniem nawet starego kościoła św. Mikołaja, gdy zaszła taka potrzeba.

Szacunek. To chyba dobre słowo, które oddaje to, jak powinniśmy podchodzić do śladów przeszłości, jaką jest też architektura. Bo są i dobre przykłady - chociażby odrestaurowanie szczecineckiego zamku.

Smutny adres, Koszalińska 40

Z tym większym żalem żegnamy zabytkowe obiekty, które wciąż odchodzą w niebyt. Jakiś czas temu spotkało to przepiękną kamieniczkę - a raczej to co z niej pozostało - przy ulicy Koszalińskiej 40 (za stacją paliw). Traf chciał, że do naszych czasów zachowało się jej zdjęcie z okresu międzywojennego. Był to dom - i zapewne siedziba firmy budowlanej - Fritza Patzwalda & Sohn. Obok, po lewej stronie widać nawet fragmenty innego budynku, też już dziś nieistniejącego. Naprawdę, to był jeden z ładniejszych budynków w Szczecinku.

W znośnym stanie - jako dom komunalny - przetrwał do lat 90. XX wieku. Ale z uwagi na brak remontów stan w końcu pogorszył się na tyle, że lokatorów trzeba było wysiedlić. Kamieniczka stała tak opuszczona, popadając w coraz większą ruinę. Po wykwaterowaniu lokatorów zniszczenia postępują w zastraszającym tempie, mimo że Zakład Gospodarki Mieszkaniowej zamontował w drzwiach i oknach płyty. Stało się to w ostatniej chwili, bo miejscowa żulia już przymierzała się do wyciągania belek stropowych. W końcu znalazł się kupiec, któremu pozostało jedynie ruderę rozebrać. Dziś po zabytku mamy placyk z resztkami gruzowiska.

Rajmund Wełnic

Z lokalną prasą - najpierw Głosem Pomorza, a następnie Głosem Koszalińskim - jestem związany od 1995 roku. Do redacji trafiłem niemal prosto po studiach. Mam to szczęście, że mogę pisać o swoich pięknych rodzinnych stronach - Szczecinku i powiecie szczecineckim. Szczęśliwie żonaty z Martyną, jakżeby inaczej - mieszkanka Szczecinka. Wolny czas "pożerają" mi obecnie pociechy (Zuzia, 2009) i Felek (2015). Zaciekły kibic piłkarski.


Mieszkaniec Szczecinka od urodzenia, z tym miastem związany razem z rodziną na dobre i złe. Pisałem o Szczecinku i powiecie szczecineckim w Głosie Pomorza, a obecnie w Głosie Koszalińskim, naszym dodatku Głosie Szczecinka oraz na portalach gk24.pl i szczecinek.naszemiasto.pl Z wykształcenia i zamiłowania historyk, więc dzieje regionalne zajmują dużo miejsca w mojej działalności. Cenię sobie interakcje i współpracę z Czytelnikami, którzy współtworzą nasz portal. Piszę dla Nich, z Nimi i o Nich

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.