Andrzej Flügel

Zakola i meandry: Super Mario musi pokonać Bowsera

Andrzej Flügel

Pan Bogdan jest zaskoczony, jak się wszystko dookoła zmienia. Jego siedmioletni wnuczek ma zupełnie innych bohaterów, już nie tylko od tych, jakie pan Bogdan miał w jego wieku, ale także od tych, które kręciły jego syna.

On słuchał historii o sierotce Marysi, babci, wilku i dzielnym gajowym. Był też Winnetou, Kaczor Donald i Myszka Miki. Jego dzieci przejęły Donalda i Miki. Doszedł Bolek i Lolek oraz Scooby Doo. Zresztą stwierdzenie głupawego psa z kultowej kreskówki: „Ja? Czemu ja? No dobra, dobra...” pan Bogdan zastosował w życiu i używa go z powodzeniem do dziś, kiedy żona wydaje mu jakieś polecenia.

A o tym, że potrafi robić to często, nie trzeba nikogo przekonywać. Bohaterowie z bajek jego dzieci jeszcze byli do zaakceptowania. Pochodzili z filmów, rzadziej książek. Tam była jakaś akcja, przesłanie, walka dobrego ze złem, mądrego z głupim.

Z tym koniec. Nadeszła era gier. Jego wnuczek najpierw podniecał się „Angry Birds”. Tam jakieś latające świnie kradły ptakom jajka, te się broniły i atakowały znów te świnie. I tak się naparzali. Ale wściekłe ptaki już poszły w zapomnienie. Już ich nie ma. Teraz jest Super Mario. To śmieszny ludzik w czerwonej czapce z literą M. Jest dzielny, szybki i sprawny. Walczy ze wszystkimi przeciwnościami, przechodzi na kolejne pozycje i poziomy. Jak panu Bogdanowi wytłumaczył wnuczek, bije się z jakimś Goombą (to taki grzyb, który wszędzie się wciska i staje na drodze), by w finale pokonać niejakiego Bowsera, czyli szefa wszelkiego zła. Jeśli gracz jest dobry, Mario w końcówce załatwia Bowsera i jest zwycięzcą; jeśli nie, zaczyna od początku.

Pan Bogdan zastanawia się, kto w polskiej polityce mógłby być takim Super Mariem

Wnuczek chce być kimś takim, jak ów Mario, który wszystkim urywa głowy. „Mój Boże - pomyślał pan Bogdan. - W moich czasach każdy chciał być wodzem Indian, szeryfem, ewentualnie dowódcą czołgu. Kiedy moje dzieci były małe, marzyły, żeby tak jak Bolek i Lolek zwiedzić świat, ewentualnie tak jak mądre dzieciaki z głupim psem Scooby Doo rozwiązywać zagadki kryminalne. Teraz jest Super Mario, który kasuje rywali. Co za czasy”.

Ponieważ wnusio nie przestaje panu Bogdanowi opowiadać o tym gieroju w czerwonej czapeczce, zastanawia się, kto w polskiej polityce mógłby być takim Super Mariem. Może prezes Jarosław? Tyle że czerwona czapka źle się kojarzy... Tym wstrętnym Goombą mogłaby być opozycja rzucająca rządzącym kłody pod nogi i próbująca wsadzać kij w szprychy kół wiodących nas ku świetlanej przyszłości. Ale w grze Goomba zawsze przegrywa, więc nim się nie ma co przejmować. Na końcu jednak jest Bowser. Tylko czy w realu ktoś taki się znajdzie? Pan Bogdan ma wątpliwości. U nas na razie wygrywa Super Mario...

Andrzej Flügel

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.