Zakaz handlu w niedziele w łagodniejszej wersji Morawieckiego?

Czytaj dalej
Fot. Fot. Karolina Misztal
Ewa Andruszkiewicz

Zakaz handlu w niedziele w łagodniejszej wersji Morawieckiego?

Ewa Andruszkiewicz

Wicepremier chce, by sklepy zamykały się nie w każdą, a tylko w dwie niedziele w miesiącu. Nowy pomysł budzi skrajne odczucia. Branża handlowa nie chce iść na żaden kompromis.

Nie milknie dyskusja wokół obywatelskiego projektu o zakazie handlu w niedziele. Głos w sprawie zabrał ostatnio wicepremier Mateusz Morawiecki. Jego zdaniem sklepy mogłyby być nieczynne nie w każdą, ale w dwie niedziele w miesiącu.

- Całkowity zakaz handlu w niedziele nie wchodzi w grę, ale jestem za jego ograniczeniem - stwierdził wicepremier Morawiecki. - Jestem otwarty na kompromisy, czy będzie to jedna, czy dwie niedziele w miesiącu, ale myślę, że dwie byłoby dobrze - dodał.

Nowa propozycja szybko znalazła zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Na żadne ustępstwa nie chcą iść przede wszystkim organizacje handlowe.

- Nie możemy pójść na kompromis. Nasze argumenty są podobne do tych, co przy pomyśle całkowitego zakazu handlu w niedziele. Będzie to miało negatywny wpływ na obroty naszych sieci handlowych, co przełoży się bezpośrednio na cięcia i ograniczenia kosztów dla wszystkich firm, które nas obsługują, a więc firm ochroniarskich, sprzątających i dostawczych, a na końcu oczywiście dla pracowników. Cięcia będą polegały na tym, że zapomogi socjalne, podwyżki wynagrodzeń czy bonusy nie będą wchodziły w rachubę - tłumaczy Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. - Propozycja wicepremiera jest bardzo niekorzystna. Uderzy najbardziej w rynek pracy w najmniejszych miejscowościach - tam, gdzie o pracę jest najtrudniej. Trzeba pamiętać, że Polska wciąż jest krajem na zarobku. Nie możemy porównywać się z Zachodem - dodaje Juszkiewicz.

Przychylniejszym okiem na propozycję wicepremiera Morawieckiego spoglądają organizacje zrzeszające pracodawców. Choć przyznają one, że o kwestii wolnych dni od handlu powinien decydować rynek, są w stanie przyjąć rozwiązanie rządu, by przekonać się, jakie skutki za sobą to przyniesie.

- Od zawsze stoimy na stanowisku, że ofertę przedsiębiorców powinno kształtować zapotrzebowanie klientów. Wszelkie sztuczne regulacje i zakazy są dla nas, gospodarki i liberalnego podejścia do ekonomii szkodliwe. Nie możemy sobie pozwolić na hamowanie handlu, bo nie jesteśmy tak rozwiniętym krajem jak te na Zachodzie. Wiadomo jednak, że nie będziemy naszych usług proponować na siłę - mówi Zbigniew Canowiecki, prezes Pracodawców Pomorza. - Dlatego też propozycję wicepremiera przyjmujemy z zadowoleniem i satysfakcją, bo jest krokiem w dobrym kierunku. To rozwiązanie pozwoliłoby społeczeństwu wystawić ocenę w całej sprawie. Mieliby dwie niedziele na zakupy i dwie na odpoczynek. To pomysł do zaakceptowania, bo wypracowuje kompromis - dodaje Canowiecki.

Z kolei eksperci ds. handlu i rynku detalicznego apelują do władz o rozmowy i negocjacje, a nie odgórne narzucanie regulacji. Według nich nie ma żadnych powodów, aby rząd w Warszawie narzucał normy dla całego kraju, chociażby ze względu na to, że całe pogranicze Polski funkcjonuje m.in. dzięki weekendowemu napływowi klientów z Czech, Słowacji, Niemiec, Rosji czy Białorusi.

- Dlaczego rząd uważa, że należy ograniczyć możliwości tych sklepów, kiedy to właśnie w czasie niedziel mają one największe obroty? - pyta Andrzej Sadowski, ekonomista, publicysta gospodarczy, prezydent Centrum im. Adama Smitha w Warszawie. - Z badań, które przeprowadziliśmy, jasno wynika, że nie ma takiej możliwości, aby spadek obrotów nawet z częściowym zakazem handlu w niedzielę odzyskać w ciągu innych dni tygodnia. Symulacja wykonana przez jedną z polskich sieci handlowych pokazała z kolei, że po wprowadzeniu regulacji będzie musiała zwolnić ok. 10 proc. pracowników. Uważam, że cała sprawa powinna być przedmiotem uzgodnień lokalnych związkowców. Rząd centralny nie jest od tego, aby dyktował nam godziny pracy sklepów - dodaje.

A co o pomyśle wicepremiera sądzą związkowcy? Złożony przez nich do Sejmu we wrześniu 2016 roku projekt ustawy zakłada nie tylko zamknięcie sklepów i galerii handlowych we wszystkie niedziele w miesiącu. Gdyby przepisy weszły w życie, zakazana byłaby również praca w magazynach czy centrach logistycznych.

Przedstawiciele gdańskiej Solidarności zapewniają, że pochylą się nad propozycją wicepremiera Mateusza Morawieckiego, ale jak na razie swojego stanowiska zmieniać nie zamierzają.

- Każdą propozycję rozważamy jako związek wspólnie. Podejmujemy działania w sposób kolegialny. Słuchamy, co nasi związkowcy mają w tym temacie do powiedzenia. Argumenty i racje, które przedstawia wicepremier Morawiecki, przekażemy naszym członkom, jednak na dzień dzisiejszy cały czas stoimy na stanowisku, żeby handel w niedziele ograniczyć całkowicie, szczególnie w sklepach wielkopowierzchniowych - przyznaje Roman Kuzimski, wiceprzewodniczący gdańskiej Solidarności. - W dużych marketach pracownik jest tańszy od energii, którą w niedzielę się zużywa. My się na to nie zgadzamy. Chcemy doprowadzić do sytuacji, w której sprawy handlu będzie regulował rynek. To zacznie się jednak dziać dopiero wtedy, kiedy pracownicy będą należycie zarabiać - dodaje Kuzimski.

Ewa Andruszkiewicz

Na łamach "Dziennika Bałtyckiego" poruszam najczęściej tematy związane z Sopotem. Piszę o tym, co dzieje się w mieście, o działaniach władz kurortu, nowych inwestycjach i problemach mieszkańców. Interesują mnie także zagadnienia skupione wokół zakazu handlu w niedziele, jego wpływie zarówno na drobnych przedsiębiorców, jak i największe sieci dyskontowe.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.