Rajmund Wełnic

Z takiej wiochy, a geniusz. Krawiec z głową w gwiazdach

Adam Giedrys to bez wątpienia postać pomnikowa, dosłownie.  W Szczecinku, gdzie szył ubrania i śledził nocne niebo, ma swój pomnik. Fot. Jan Maziejuk Adam Giedrys to bez wątpienia postać pomnikowa, dosłownie. W Szczecinku, gdzie szył ubrania i śledził nocne niebo, ma swój pomnik.
Rajmund Wełnic

Adama Giedrysa, astronoma-krawca ze Szczecinka, nie ma wśród nas już ponad ćwierć wieku, a wciąż inspiruje. Pokazał nam nie tylko gwiazdy i galaktyki, ale i jak sięgać po marzenia.

Adam Giedrys to bez wątpienia postać pomnikowa, dosłownie. W Szczecinku, gdzie szył ubrania i śledził nocne niebo, ma swój pomnik. A także rondo, ławeczkę i tablicę pamiątkową. Do niedawna miał nawet gimnazjum swego imienia. Szkołę zlikwidowano, ale pan Adam zajmuje poczesne miejsce w sercach i umysłach kilku pokoleń wychowanków, które przewinęły się przez jego pracownię na strychu i obserwatorium na dachu kamienicy przy ulicy Kościuszki. Ma też od niedawna stowarzyszenie naukowe swojego imienia, mające na celu ocalenie spuścizny astronoma-amatora i reaktywację obserwatorium. No i w końcu, lecz nie na końcu, jest i głośny film fabularny Jerzego Domaradzkiego „Planeta Krawiec” z roku 1983, oparty na historii życia Adama Giedrysa.

Przez śmierć kliniczną do gwiazd

Jak to możliwe, że skromny i cichy krawiec z małego miasta wciąż inspiruje i żyje w pamięci nie tylko mieszkańców Szczecinka?
Adam Giedrys zmarł 26 grudnia 1997 roku w wieku 79 lat. Urodził się w 1918 roku w Sidarach na Wileńszczyźnie. W czasie wojny należał do Armii Krajowej, a po jej zakończeniu osiedlił się w Szczecinku. Pewnie wiódłby życie normalnego krawca, gdyby nie pobyt w szpitalu w Olsztynie. W roku 1953 trafił tam z gruźlicą nerek po blisko pięcioletniej odsiadce i katordze w komunistycznych więzieniach, gdzie trafił za działalność konspiracyjną w Bojowym Oddziale Armii. Z trudem uratowano mu życie, stracił jedną nerkę, a podczas operacji przez osiem sekund znajdował się w stanie śmierci klinicznej.

- Widziałem wtedy wszechświat, galaktyki, światło, które zachęcało mnie, aby szedł jego tropem - wspominał po latach.
Urodził się po raz wtóry. Przez długie miesiące przykuty do szpitalnego łóżka, wpatrywał się w gwiazdy wędrujące po nocnym niebie, w zmieniające się fazy Księżyca i odległe planety.

- Zastanawiałem się wówczas, co to jest niebo, które otula naszą Ziemię, jaka jest masa gwiazd, ile ich jest - pisał później. - Miałem wiele pytań w owym czasie i nic nie wiedziałem o astronomii, o gwiazdach, o sobie.

Po powrocie do domu i zdrowia poświęcił się nauce. Uzupełniał braki w wiedzy astronomicznej, skonstruował swoją pierwszą lunetę. Z pomocą władz miasta, miejscowych firm i życzliwych ludzi - w tym znanego szkutnika Jana Chomicza - w roku 1958 zbudował na dachu domu kopułę, w której zainstalował teleskop dający powiększenie 1250 razy. Można przez niego było zobaczyć odległe gwiazdozbiory, planety, a kratery na Księżycu wydawały się bliskie na wyciągnięcie ręki.

Wraz z coraz liczniejszymi zastępami uczniów obserwował Kosmos.

- W tej wolnej przestrzeni, gdzie nie ma zakazów i nakazów, dróg wyznaczonych, idziemy, pozostawiając ślad obecności - pisał pan Adam.

Lekko licząc w jego zajęciach astronomicznych, obozach naukowych, kilkudziesięciu seminariach wzięło przez lata udział kilka tysięcy osób. Wielu z nich te spotkania ułatwiły życiowe wybory. I to nie tylko tym, którzy wybrali się na studia astronomiczne. W tych trudnych czasach pozwalał marzyć. Nawet komunistyczne władze patrzyły na jego pasję prze palce, choć mocno się zdenerwowały, gdy zauważył, iż sowiecki satelita nie trafił w Księżyc, jak planowali naukowcy z ZSRR...

Księżycowa skała i wiocha

Sława astronoma wykroczyła daleko poza granice Szczecinka. Bywał na zagranicznych kongresach astronautyczno-astronomicznych, prowadził korespondencję z ośrodkami naukowymi na całym świecie i zdobywcami Kosmosu. Dzięki jego staraniom u progu lat 70. XX wieku Amerykanie pokazali w Szczecinku skałę przywiezioną z Księżyca przez misję Apollo. W kilka miesięcy po Grudniu 1970 i masakrze na Wybrzeżu graniczyło to z cudem. Wystawę odwiedziło kilkanaście tysięcy osób. Ależ to była sensacja!

Przez pracownię pana Adama przewinęły się tabuny dziennikarzy. Nie sposób zliczyć reportaży, rozmów, artykułów i filmów. Jednym z głośniejszych był telewizyjny reportaż Ryszarda i Mai Wójcików „Krawiec i gwiazdy”. Jakąż burzę wywołało zawarte w nim, choć bez złych intencji, zdanie: „w małym miasteczku Szczecinku, gdzieś w Koszalińskiem, żyje krawiec osobliwy”. „Głos Koszaliński” recenzję zatytułował „Z takiej wiochy, a geniusz”. Do telewizji popłynęła rzeka listów oburzonych mieszkańców Szczecinka żądających przeprosin.

Jeszcze szerszą publiczność miał film fabularny Jerzego Domaradzkiego z roku 1983 „Planeta Krawiec”. Oparty był na motywach życia Adama Giedrysa, choć oczywiście z właściwą sztuce filmową dowolnością mocno od nich odbiegał. Pierwowzór bohatera Józefa Romanka odtwarzanego przez Kazimierza Kaczora pojawia się nawet na ekranie. Film zamyka przejmująca scena, gdy zawodowych astronomów bardziej fascynuje to, że Romanek potrafi zdjąć miarę na garnitur „na oko”, bez pomiarów, a nie to, że ma osiągnięcia naukowe. Krótka scena chyba najlepiej oddaje to, jak bardzo pan Adam bywał nierozumiany i w swoim Szczecinku. Niewykluczone, że wielu patrzyło potem na pana Adama przez pryzmat tego filmu, myląc fakty i biorąc kinową fikcję za rzeczywistość. Że doceniając jego pasję, osiągnięcia i zapał, traktowano go jednak trochę jak nieszkodliwego dziwaka.

A spuścizna czeka

Najsmutniejsze jednak jest to, że serce królestwa Adama Giedrysa - teleskop i kopuła obserwatorium - nie działają. Udało się co prawda wyremontować cieknący dach, a nawet zamontować nową kopułę obserwatorium, ale co z tego, skoro od 2007 roku stoi ona pusta, bo nie udaje się ze wspólnotą mieszkaniową uzgodnić sposobu wejścia na strych. Chce to zmienić Szczecineckie Stowarzyszenie Naukowe AstrostRefa im. Adama Giedrysa, które powstało w zeszłym roku. Bo są w Szczecinku zapaleńcy gotowi realizować niezwykle pomysły astronoma.

Swego czasu w „Temacie” pana Adam pisał: „Wielkim wydarzeniem była (...) wystawa skały księżycowej przywiezionej przez Apollo 11, to była wielka uczta dla Szczecinka, drugiej skały nie będzie”. Już w maju 1998 jego uczniowie sprowadzili nad Trzesiecko drugi skalny okruch ze Srebrnego Globu. Jarosław Brancewicz, Władysław Fijałkowski i inni chcieli zrobić swemu mistrzowi niespodziankę. Nie zdążyli i wystawa była już „ku pamięci”. Kilka lat później skałę księżycową ponownie sprowadził do Szczecinka sam Władysław Fijałkowski. Z kolei za Jarosławem Pietrzykiem, filmowcem amatorem i pasjonatem historii Szczecinka, chodzi pomysł zmontowania filmu biograficznego o Giedrysie. 18 godzin nagrań, rozmowa-rzeka i unikalne materiały czekają na opracowanie.

* * *

Za pomoc w napisaniu tego artykułu dziękuję Jarosławowi Pietrzykowi. Korzystałem z fragmentów pracy dyplomowej Agnieszki Kmity „Adam Giedrys, jako wychowawca dzieci i młodzieży”.

Rajmund Wełnic

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.