Marek Adamkowicz

Więźniowie obozu koncentracyjnego Stutthof

Więźniów obozu Stutthof kierowano do pracy w gospodarstwach rolnych już na początku wojny. W tym okresie liczną grupę stanowili wśród nich Polacy z Wolnego Fot. Archiwum Więźniów obozu Stutthof kierowano do pracy w gospodarstwach rolnych już na początku wojny. W tym okresie liczną grupę stanowili wśród nich Polacy z Wolnego Miasta Gdańska
Marek Adamkowicz

Więźniów obozu koncentracyjnego Stutthof zmuszano do niewolniczej pracy nie tylko w warsztatach na terenie samego obozu, ale też w należących do Niemców gospodarstwach rolnych.

Więźniowie, traktowani jako tania siła robocza, trafiali m. in. do gospodarstw na terenie Żuław Gdańskich. Mieczysław Szymański, jeden z osadzonych, wspominał, że uwięzionych przewożono statkiem do przeprawy pontonowej w Kiezmarku.

Po dobiciu do brzegu spoglądaliśmy na ciągnący się na wale długi sznur furmanek należących do okolicznych niemieckich gospodarzy. Oczekiwali nas na przybrzeżnej łące. Macając nasze umięśnienie, wyszukiwali najodpowiedniejszych dla siebie Polaków

- wspominał.

Podobny rytuał, przypominający opis targu niewolników, przytacza Brunon Zwarra, autor „Wspomnień gdańskiego bówki”:

- Gdy schodziliśmy na ląd, zaczęli wśród nas przebierać, poszukując najbardziej im odpowiadających robotników. Udało mi się stanąć na uboczu i wtedy, widząc ten ogromny harmider i słysząc te pokrzykiwania, przypomniała mi się scena z przeczytanej w latach dziecięcych książki. Gdy widziałem to macanie muskułów i zaglądanie do twarzy oraz szacowanie całej postawy poszczególnych ludzi naszła mnie myśl, że tak samo odbywał się zapewne opisany w „Chacie Wuja Toma” targ czarnych niewolników. Teraz wydzierano sobie białych niewolników, Polaków”.

- W kwietniowy dzień 1940 roku grupa 25 więźniów opuściła Stutthof w eskorcie jednego wachmana i udała się do Trutnów - mówi Tomasz Jagielski, historyk ze szkoły w Suchym Dębie, który badał temat pracy przymusowej więźniów. - Jednym z nich był Kazimierz Brzuszkiewicz, który był tak osłabiony, że w drodze do gospodarstwa co kilkadziesiąt kroków przystawał, aby złapać oddech. To z jego relacji wiemy, że właściciel gospodarstwa w Trutnowach był „wysoki, chudy zrzęda. Ponury i stały malkontent”. Posiadał duży majątek na dobrych żuławskich glebach. Zatrudniał stałych pracowników, a także robotników sezonowych. Od jesieni korzystał ze znacznie tańszej siły roboczej - więźniów. Mógł być jednym z tych gospodarzy, którzy przyjeżdżali do Kiezmarku, by ich wybierać. Za ciężką pracę zapewniał więźniom znośne warunki pobytu: łóżko z kocem, lepsze jakościowo i bez ograniczeń wyżywienie, np. zacierka z chudego mleka, która wielu więźniom uratowała życie. Bowiem tłuszcz mógł zabić. Jak wspomina Brzuszkiewicz, jeden z więźniów za posiadaną gotówkę kupił kostkę margaryny, zjadł ją, a rano znaleziono go nieżywego.

Praca trwała od świtu do wieczora, nie tylko na polu, ale także w ogrodzie warzywnym. Generalnie, przeciętny czas pracy w gospodarstwach rolnych w miesiącach wiosennych i jesiennych wynosił 10 godzin, zaś w miesiącach letnich - 12 godzin. Do najcięższych zajęć należało młócenie zboża.

- Po kilku dniach młócenia trzeba było worki z ziarnem nosić do bardzo wysokiego spichlerza - wspominał Kazimierz Brzuszkiewicz. - Wziąłem worek z beczki i wywróciłem się. Worek mnie nakrył. Całe szczęście pilnujący nas pracownik zaczął sypać mniej do worka i sprawę rozwiązał rozsądnie. Spichlerz był na wysokości trzeciego piętra i nosiłem worki kilka dni z kimś na zmianę. Po dwóch tygodniach nabrzmiałem jak dynia, koledzy podobnie.

Praca w tym komandzie trwała do jesiennych omłotów.

- Warto pamiętać o wielu więźniach podobozów Stutthof na terenie Żuław Gdańskich - dodaje Tomasz Jagielski. - Ich obozowa rzeczywistość to ciężka i żmudna praca, często wyczerpująca i doprowadzająca do śmierci. Ich los zasługuje na naszą pamięć i upamiętnienie.

Marek Adamkowicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.