Weihnachten stało się Bożym Narodzeniem

Czytaj dalej
Fot. fot. archiwum państwowe w Szczecinie
Marek Jaszczyński

Weihnachten stało się Bożym Narodzeniem

Marek Jaszczyński

Pierwsze, gdy zaczęła szaleć wojna, drugie gdy miasto zmieniło się w morze ruin, wreszcie trzecie, w okaleczonym, ale polskim Szczecinie. Tak wyglądało Boże Narodzenie 83, 78 i 77 lat temu.

Grudzień 1939 roku. Wydawałoby się, że pierwsza wojenna gwiazdka musi się wiązać z wyrzeczeniami. Tak jednak nie było. Po zajęciu Polski wojna nadal trwała, ale była to dziwna wojna. Wielka Brytania i Francja nie prowadziły działań ofensywnych na lądzie i w powietrzu. Rzesza dokonywała dopiero przegrupowań przed atakiem na Zachód. Mimo nakazu zaciemnienia, Szczecin położony z dala od „frontu” był rozświetlony tysiącem świateł. Tradycyjnie już na Königsplatz (pl. Żołnierza Polskiego) ustawiono kilka tygodni wcześniej szereg wysokich bogato przyozdobionych jodeł, pochodzących z pomorskich lasów. Przed świętami na placu i przy sąsiednich ulicach stanął tradycyjny jarmark, podczas którego można było wybrać się do różnokolorowych kramów. Obok ozdób choinkowych były to winiarnie, stoiska rybne, stoiska ze słodyczami. Podobnie hucznie świętowano sylwestra.

Tłumy szalejące z radości

Po zwycięstwie nad Polską do garnizonu do Szczecina wróciły jednostki, które uczestniczyły w kampanii przeciw Polsce. Na zdjęciach prasowych widać owacyjne powitanie przez tłumy na obecnych Alejach Niepodległości.

Hitem w szczecińskich kinach był film „Feldzug in Polen” (”Kampania w Polsce”) dokumentujący wydarzenia z 1939 roku, oczywiście na sposób propagandowy. To z tego obrazu pochodzi ujęcie według którego Polacy szarżowali na niemieckie czołgi z szablami. Do Szczecina przybył także z występem zespół Kozaków Syberyjskich, co świadczy o zbliżeniu z radzieckim sojusznikiem.

Działania propagandy widać także w tytule artykułu „Czy to jeszcze jest Europa?” zilustrowane zdjęciem żydowskiej rodziny - jak to napisano gnieżdżącej się - na krakowskim Kazimierzu.

W latach 1939 - 1941 wojny w Szczecinie nie widać. Wojna toczy się gdzieś daleko, na ulicach widać oddziały, a w prasie można przeczytać nekrologi poległych żołnierzy.

Rok 1944 - święta w wymarłym mieście

Szczecin nie przypominał wyglądem dumnego miasta z początku wojny. Naloty aliantów wywarły na nim piętno. Apogeum przypadło na 1944 rok. W połowie sierpnia brytyjskie bombowce zbombardowały Gocław, Stare Miasto, Śródmieście i Niebuszewo. Zginęło ponad 1100 osób, a około półtora tysiąca było rannych. Również tragiczny okazał się kolejny nalot, przeprowadzony z 29 na 30 sierpnia. Lista ofiar powiększyła się o 1300 osób zabitych, a 90 tysięcy szczecinian pozostało bez dachu nad głową.

Ich efektem były zniszczenia szacowane na 90 procent, dotyczące praktycznie wszystkich elementów portu: urządzeń przeładunkowych, magazynów, nabrzeży, barek i holowników. Zniszczenia były na tyle poważne, że pierwsze statki, które przybywały po wojnie do Szczecina, rozładowywano i załadowywano ręcznie. Dotyczyło to nawet towarów masowych, np. węgla.

Święta w wymarłym mieście wyglądały tragicznie. Front zdawał się być jeszcze daleko, nadzieje na zwycięski koniec wojny wydawały się przedłużać. Płynęły pokrzepiające wieści z Zachodu, gdzie trwała ofensywa w Ardenach, jednak wielu wątpiło w zwycięstwo. Miasto na pewno tonęło w ciemnościach. Z murów poznikały plakaty reklamujące najlepsze miejsca rozrywki. W zamian pojawiły się hasła propagandowe, których zadaniem było podtrzymanie upadającego ducha. Wojna totalna rządzi się swoimi prawami: ludność cywilna musiała się zadowolić coraz mniejszymi przydziałami żywności. Większość mężczyzn zapewne zmobilizowano, nie tylko tych w sile wieku, ale wszystkich, którzy potrafią unieść karabin.

Rok 1945 pod opieką Dzieciątka Jezus

Grudzień 1945 rok. Po wielu perypetiach Szczecin jest Polski. Ludzie, którzy przeżyli wojnę, cieszą się życiem. Nawet tutaj na „Dzikim Zachodzie”, gdzie rządzi prawo i pięść. W Szczecinie nie jest bezpiecznie. Czerwonoarmiści, bandy szabrowników, Niemcy wrogo nastawieni do Polaków, to sprawia, że życie jest trudne.

O żywność było trudno, produkty spożywcze było dostarczane nieregularnie i trzeba było stać po nie w kolejkach. W mieście były także kłopoty z opałem. Jedna z opowieści dotyczących świąt tego roku dotyczy szaleńczej wyprawy statku „Piast” z ładunkiem do Szczecina. Dlaczego szaleńczej? Szczeciński port był zniszczony. Urządzenia przeładunkowe nie istniały, podobnie flota. Tor wodny ze Świnoujścia do Szczecina był zamulony w wielu miejscach, usiany wrakami i minami.

- W takich warunkach odbył się rejs statku „Piast” ze Świnoujścia do Szczecina - wspominał dla „Głosu” przed laty Antoni Ratajczak, kapitan żeglugi wielkiej. Podróż odbywała się w fatalnych warunkach nawigacyjnych. Załoga szła na wyczucie, według „własnego nosa”. Ryzyko było duże. A powodem tego był ładunek śledzi, który znajdował się na pokładzie. Był przeznaczony dla mieszkańców Szczecina. 24 grudnia statek szczęśliwie przybił do Wałów Chrobrego. Był pierwszą jednostką, która po wojnie zawinęła w to miejsce. Pewnie Dzieciątko Jezus czuwało nad załogą.

„Piast” był pierwszą jednostką pod polską banderą, która pływała na wodach zalewu szczecińskiego. W suplemencie do „Encyklopedii Szczecina” możemy znaleźć informację, że do 1945 roku nosiła nazwę „Fortune”. Podczas pierwszego rejsu płynęła prawdopodobnie pod dowództwem kpt. Karla Schulzego.

Ale były też zakazy. Tuż przed sylwestrem wprowadzono prohibicję. Decyzję o „zakazie sprzedaży napojów wyskokowych” podjął wicewojewoda Jan Kaniewski. Ale Polak potrafi. Aby ominąć zarządzenie wódkę sprzedawano w butelkach po oranżadzie albo reklamowano jako tajemnicze mikstury w stylu „mleko od wściekłej krowy”, bądź sprzedaż alkoholu zakamuflowanego jako lemoniada. złotych. Na junaka trzeba więc było pracować półtora roku.

Marek Jaszczyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.