Ta wiedza jest potrzebna. Bo ty uratujesz mnie, a ja wiem, jak uratować ciebie

Czytaj dalej
Fot. Radek Koleśnik
Joanna Boroń

Ta wiedza jest potrzebna. Bo ty uratujesz mnie, a ja wiem, jak uratować ciebie

Joanna Boroń

Uczmy się pierwszej pomocy, by ratować naszych bliskich. Zmuśmy ich, by zdobyli tę wiedzę, by w razie czego ratować nas - przekonuje Tomasz Molesztak, ratownik medyczny i strażak.

Załóżmy taką hipotetyczną sytuację, że idę do centrum handlowego, nagle przewracam się, mdleję. Jaka jest szansa, że znajdzie się ktoś, kto będzie mi chciał pomóc?

Na szczęście jest dość duża. Najnowsze badania Polskiej Rady Resuscytacji mówią, że w 50 procentach przypadków ktoś będzie chciał pani tej pomocy udzielić. Pytanie: jaka będzie jakość tej pomocy i jej skuteczność.

Porozmawiajmy więc o tej jakości. Prowadzi pan szkolenia. Jaki jest stan naszej wiedzy o pierwszej pomocy?

Cóż, wydaje się być wysoki. Gdy pytam na szkoleniach, czy ktoś wie, jak udzielić pierwszej pomocy, to widzę las rąk. Gdy jednak pytanie nieco zmieniam na: czy ktoś umie udzielić pierwszej pomocy, czy wie, kiedy powinien interweniować, to tych rąk jest dużo mniej. Wiemy, co trzeba zrobić, ale nie do końca, jak i kiedy. Czasem nam się wydaje, że nasza interwencja nie jest potrzebna, że może lepiej poczekać aż przyjedzie karetka.

Mam wrażenie, że w takich kryzysowych sytuacjach wiele osób wie, co zrobić, ale się boi…

Tak, to prawda. Strach się pojawia. Jednak warto pamiętać, że to często skutek braku praktyki oraz pewnych mylnych przekonań. Im więcej będziemy się uczyć, im więcej będziemy trenować, tym ten strach będzie mniejszy. Ważne jest też to, czego się boimy. Często jest to na przykład odpowiedzialność karna. Co jest absurdem. Obalamy ten powszechny mit na każdym szkoleniu z pierwszej pomocy. Prawo nie przewiduje żadnych konsekwencji za ewentualne błędy czy urazy spowodowane przez pierwszego świadka zdarzenia w trakcie udzielania pierwszej pomocy. Przewiduje za to konsekwencje prawne za jej zaniechanie. Boimy się też tego, że komuś zrobimy krzywdę. Ale to chyba oczywiste, że w sytuacjach absolutnie kryzysowych krzywda, jakiej doznał pacjent, jest już maksymalna, więc to, co robimy, może jego sytuację tylko poprawić.

Myślę, że ważny jest też instynkt, to on ostatecznie zdecyduje, czy ruszymy komuś na pomoc…

Zgadzam się. Są osoby, które charakteryzują się wysokim współczynnikiem niereagowania na sytuacje kryzysowe panicznie. Ich nie sparaliżuje strach. Dobrze, jeśli podczas akcji znajdzie się taka osoba i instynktownie przejmie na siebie ciężar zarządzania, powie innym, co mają robić.

Wiele osób wiedzę o pierwszej pomocy zdobyło w szkole.

O młodych się nie boję, boję się o dorosłych, którzy albo takiej edukacji nie mieli, albo też już wszystko zapomnieli. Gdy przyjeżdżamy na miejsce zdarzenia, to widzę, że młodzi naprawdę dobrze sobie radzą, a osoby dorosłe stoją z boku, widzę w nich blokadę spowodowaną, zakładam, brakiem wiedzy. Towarzystwa naukowe mówią o tym, że naukę pierwszej pomocy powinniśmy zacząć już w wieku 7-8 lat, ale także przedszkolaki warto oswajać z tym tematem.

Wniosek jest jeden: każdy powinien sobie taką wiedzę raz na jakiś czas odświeżyć. Jak się do tego zabrać?

Szukamy kursu pomocy w naszym mieście, pytamy o rekomendację znajomych. Koszty udziału w szkoleniu nie są wysokie. Warto namówić pracodawcę, by taki kurs zorganizował, co jest dla niego korzystne, bo przecież odpowiada za bezpieczeństwo w pracy. I pamiętajmy, że na taki kurs warto spojrzeć z egoistycznej perspektywy. Pierwszej pomocy najczęściej udzielamy osobom bliskim albo to nasi bliscy czy koledzy z pracy udzielają jej nam. W naszym interesie jest więc posiadanie takiej wiedzy i zainspirowanie ludzi w naszym otoczeniu, by taką wiedzę też zdobyli.

A co z najpopularniejszym nauczycielem naszych czasów, czyli internetem? Czy wiedza, którą znajdziemy na przykład na popularnym YouTubie, może nam się przydać?

Można oczywiście trafić w internecie na świetne treści: merytoryczne, podane w przystępny sposób, ale można też trafić źle. Sam, poszerzając swoją wiedzę, korzystam z internetu, ale cóż, trzeba być czujnym. Namawiam jednak na kursy, bo nic nie zastąpi praktyki. Namawiam też, by decyzji o szkoleniu nie odkładać. Nienawidzę takich sytuacji, gdy jako ratownik jadę w karetce z dzieckiem i jego rodzicami i oni podczas tej jazdy na sygnale pytają, gdzie znajdą kurs, by wiedzieć, jak pomóc swojemu dziecku. Jestem zdziwiony tym, że wcześniej nie przyszło im to do głowy, że ta myśl przyszła dopiero z kryzysem. Zastanawiam się, czy nie warto by było wprowadzić regulacji prawnych, które by nakazywały przeprowadzenie cyklicznych szkoleń dla wszystkich obywateli.

Przejdźmy do praktyki. Chcemy udzielić pomocy. Jak powinniśmy się do tego zabrać?

Każdą akcję zaczynamy od tego, by zadbać o własne bezpieczeństwo. Nie może być tak, że priorytetem jest życie pacjenta ponad naszym życiem. Jeśli nie umiem pływać, to nie wejdę do jeziora po tonącego mężczyznę, bo skończyć się to może dwoma ofiarami. Jeśli pali się budynek, to nie rzucę się na ratunek osobom w tym budynku, bo najprawdopodobniej skończę tragicznie. To oczywiście ekstremalne przykłady. Fajnie jest mieć przy sobie rękawicz-ki medyczne i ustnik do wentylacji poszkodowanego. Raz jeszcze powtórzę: bezpieczeństwo ratownika jest priorytetem.

Co dalej?

Następny punkt to ocena stanu poszkodowanego. Posłużmy się prostym przykładem - gdy oddaję auto do mechanika, to ten nie wymienia części na oślep, tylko zaczyna od zdiagnozowania problemu. My też musimy zacząć od postawienia diagnozy…

Co jednak osoba bez doświadczenia może wiedzieć o stanie poszkodowanego?

Więcej niż jej się wydaje. Na pewno może ocenić przytomność ofiary. To bardzo ważne, bo nieprzytomny poszkodowany oznacza zupełnie inny tryb postępowania. Sprawdzamy, czy poszkodowany oddycha, czy ma drożne ścieżki oddechowe. Jeśli ratujemy kogoś nieprzytomnego, nieoddychającego, to jego sytuacja jest najbardziej krytyczna i potrzebna jest resuscytacja oddechowo-krążeniowa, i to natychmiast. Jeśli nasz poszkodowany jest przytomny, oddychający, to szukamy obrażeń ciała, rozmawiamy z nim - rozmowa to też przecież forma badania. Zastanawiamy się, czy musimy działać, czy też możemy poczekać, aż na miejsce dotrą profesjonaliści. I oczywiście nie zapomnijmy o wezwaniu pomocy.

Joanna Boroń

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.