Stań się pięknym człowiekiem, z którym innym jest po drodze

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Capar
Aleksander Radomski

Stań się pięknym człowiekiem, z którym innym jest po drodze

Aleksander Radomski

Długa, wymagająca i ekstremalna. Z zawodami sportowymi i rywalizacją nie ma nic wspólnego, choć i tu trzeba wyjść z własnej strefy komfortu w kierunku niewygód, ciemności i bólu.

Bez nawoływania, nawracania i pouczania. Za to w milczeniu i ze specjalnie przygotowanymi w tym celu rozważaniami. W ostatni wieczór marca sprzed kościoła Najświętszego Serca Jezusowego w Słupsku po raz kolejny wyruszyła Ekstremalna Droga Krzyżowa ze Słupska do Ustki. Wzięło w niej udział około 200 uczestników, którzy przed wymarszem ku stacjom Męki Pańskiej uczestniczyli najpierw w mszy świętej.

W zależności od trasy, a w tym roku organizatorzy przygotowali cztery marszruty, uczestnicy mieli do pokonania od 30 do 50 kilometrów. Szli z różnymi intencjami. Za bliskich, opiekę czy z prośbą o modlitwę.

- Idę za zdrowie mamy i moje - mówił „Głosowi” na chwilę przed wyruszeniem w marsz przez środek nocy Adam ze Słupska. - Zawsze chciałem wziąć udział w EDK. Planuję w tym roku startować do Państwowej Straży Pożarnej i mam nadzieję, że ta droga krzyżowa pomoże mi spełnić moje największe życiowe marzenie.

- Mnie motywuje pokonywanie własnych słabości - tłumaczyła z kolei Natalia, która planowała pokonać 30-kilometrowy odcinek. - Idę, aby się sprawdzić, stać wytrwalszą, bardziej cierpliwą i lepszą.

Kilkadziesiąt kilometrów to sporo nawet dla wprawionych. Tym bardziej że noc potęguje wrażenie zmęczenia i wydłuża odległości. Na trasie, która wiedzie Doliną Słupi, przez las czy obok jeziora Gardno i wzdłuż nadmorskich klifów do Ustki, nie brakuje niespodzianek. Trzeba być gotowym na pęcherze, zdarte paznokcie i wysiłek, który zakończyć może się kryzysem. Zdarza się, że z pozoru fizycznie lepiej przygotowani uczestnicy ustępują tym bardziej wytrwałym.

- Ale to nie są zawody sportowe - podkreśla Grzegorz Mikołajczyk, współorganizator EDK w Słupsku. - To bardziej chęć poszukiwania czegoś więcej, pewnej ofiary w tę szczególną, jedyną noc.

Ekstremalna Droga Krzyżowa nie jest pielgrzymką. Nie ma zabezpieczeń, a każdy walczy sam o wytrwanie. Uczestnicy biorą w niej udział na własną odpowiedzialność, a organizatorzy nie zapewniają ubezpieczenia ani opieki medycznej. Dlatego warto zawczasu pomyśleć o zapewnieniu sobie wsparcia osoby, która może po nas przyjechać w przypadku rezygnacji.

Ciepłe ubranie, dobre buty, coś lekkostrawnego do jedzenia i termos to wyposażenie niezbędne. Nie potrzeba mieć mapy, ale przydaje się telefon, na który można pobrać aplikację EDK i śledzić przebieg drogi. To tu pątnicy znajdą też specjalne rozważania, które oddają ducha tego wyzwania.

W EDK idzie się w ciszy. Czasem w grupach, ale z reguły w milczeniu. Właśnie samotność modlitewnego długodystansowca to czas, który uczestnik ma dla siebie. W ciągu kilku lub kilkunastu godzin marszu od stacji do stacji, z rozważaniami w kieszeni, można sporo przemyśleć. Bez znaczenia, czy ma się 11 i 12 lat, jak dwie najmłodsze uczestniczki, czy 79 lat, jak senior, o którego troskali się organizatorzy.

Trzy z czterech marszrut tegorocznej EDK wiodły ze Słupska do kościoła Zbawiciela w Ustce. Czwarta była pętlą z początkiem i końcem w Słupsku. Na każdej z nich organizatorzy przygotowali punkty, czyli stacje drogi krzyżowej. Niektóre były oczywiste, jak kościół czy kapliczka, inne, jak płonący lampion, już mniej.

W EDK angażuje się zawsze spora rzesza osób. Mieszkańcy Machowina, przez które wiodła droga, czuwali razem z proboszczem w przystrojonym kościele. Przygotowali też kawę, herbatę i poczęstunek.

- Podobnie było w Grasinie, gdzie od trzech lat dwie osoby wystawiają mały stoliczek z gorącymi napojami - podkreśla Wiktor Janusz, organizator EDK. - Nie wiem, skąd o nas wiedzą, ale wiedzą i czekają. Sami nie idą, ale są. To zbliża ludzi.

Zbliża i odmienia. W końcu okoliczności służą temu, aby znaleźć czas dla siebie, szczególnie w czasie Wielkiego Postu, który ma służyć refleksji.

- Spotkanie ciemności ze światłem i bólu z satysfakcją - podsumowuje tegoroczną edycję EDK Andrzej ze Słupska. - Kto wie, może nawet znalazłem drogę - zaznacza.

Inne relacje?

- W pewnym momencie trasy pozostałem sam. Nie było widać nikogo, nawet świateł pozostałych uczestników - opisuje Paweł. - Poczułem pewien niepokój, który z czasem przerodził się w niesamowite doznania. Wszystko to skłoniło mnie do głębokich refleksji, nie tylko duchowych, a rozważania w formie audiobooka jeszcze bardziej je nasiliły. Wielkie zmęczenie, które jest odczuwalne, chwile zwątpienia, kryzysu, nawet myśli o rezygnacji pomagają zmierzyć się z samym sobą i pojąć, że zmiany są możliwe.

- To już moja piąta EDK i każda jest czymś nowym - podsumowuje Jarek. - Piękne przyjęcie w Machowinie i ciepłe słowa na drogę od proboszcza w Wytownie. Namówiłem kolegę na 50 km. Dał radę i nie żałuje.

Idea Ekstremalnej Drogi Krzyżowej narodziła się w 2009 roku w środowisku ks. Jacka Stryczka. Pomysł był odpowiedzią na kryzys męskości i kryzys konsumpcjonizmu. EDK to jeden z najszybciej rozwijających się ruchów religijnych na świecie. Widać to też po liczbie uczestników tras między Słupskiem a Ustką. Trzy lata temu w EDK wzięło udział 90, a rok temu 150 osób. Teraz było ich już około 200. Celem wydarzenia, jak podkreślają organizatorzy, jest „stanie się pięknym człowiekiem, takim, z którym inni chcą spędzać czas”.

Aleksander Radomski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.