Adam Willma

Spółdzielcze trzęsienie ziemi w Sejmie. Nadchodzi czas lokatorów

Niezależni na Skarpie przecierają szlaki innym spółdzielcom Od lewej: Tomasz Truszczyński, Renata Zybertowicz i Stanisław Bęben. Fot. Adam Willma Niezależni na Skarpie przecierają szlaki innym spółdzielcom Od lewej: Tomasz Truszczyński, Renata Zybertowicz i Stanisław Bęben.
Adam Willma

W spółdzielniach mieszkaniowych wrzenie. Jeśli w sejmowym głosowaniu przejdzie nowelizacja prawa o spółdzielniach mieszkaniowych, królewskie rządy prezesów przejdą do historii. Czy lobby spółdzielcze zdoła kupić sobie przychylność PiS?

Coś się w spółdzielniach zmienić musi. Pozostaje pytanie - jak wiele. Tymczasem prezesi, którzy kiedyś sympatyzowali głownie z lewicą, dziś kokietują lokalnych działaczy Prawa i Sprawiedliwości.

Stowarzyszenie „Niezależni na Skarpie” to grupa lokatorów, która z otwartą przyłbicą domaga się respektowania prawa w toruńskiej spółdzielni. O ich działalności zrobiło się głośno w całej Polsce przed dwoma laty.

Stanisław Bęben, wiceprezes „Niezależnych”: - Zarejestrowaliśmy się, bo doszliśmy do przekonania, że tak będzie nam łatwiej. Daje nam to pewną ochronę.

Zdaniem wiceprezesa wszystkim spółdzielcom borykającym się z zarządami swoich spółdzielni chodzi o powrót do normalności: - „Zarząd”, „rada nadzorcza” to są relikty przeszłości. Te szumnie nazwane funkcje miały dowartościować kierownika zarządzającego substancją mieszkaniową. Bo przecież prezes to jest człowiek od porządku na osiedlu, szczelnych dachów i ładu w papierach. Z jakiego powodu ktoś taki ma zarabiać więcej niż prezydent państwa? I jeszcze ukrywać przed 
spółdzielcami niektóre elementy swoich dochodów?

Problem w tym, że - jak podkreśla Stanisław Bęben: - Zarządy powinny pracować w imieniu członków spółdzielni, a stały się jakąś niezdefiniowaną władzą.

Tomasz Truszczyński podaje przykład pierwszy z brzegu: - Na stronie internetowej powinny być protokoły obrad. Ale „powinny” według niektórych zarządów nie oznacza, że „muszą” tam być. Wyroki innych sądów nie dotyczą przecież naszej spółdzielni, więc nas nie obowiązują. Jeśli spółdzielca będzie chciał dowodzić swoich praw w sądzie, to musi się liczyć z tym, że będzie miał przeciwko sobie sztab prawników opłaconych za... własne składki.

Zmiana jest nieunikniona, bo nadchodzi aż z trzech miejsc. Poprawki do prawa spółdzielczego przygotowała niezależna senator z Olsztyna, Lidia Staroń. Nad projektem ustawy pracuje Ministerstwo Infrastruktury, a do laski marszałkowskiej wpłynął już projekt wniesiony przez organizacje spółdzielcze za pośrednictwem klubu Kukiz’15.

Senator Staroń już w poprzedniej kadencji przygotowała projekt zupełnie nowego prawa spółdzielczego, który został bardzo ciepło przyjęty przez spółdzielczych aktywistów. Projekt Staroń został jednak wówczas utrącony. Pod auspicjami PSL utworzono komisję, która miała wypracować projekt alternatywny. Kadencja się skończyła, a z komisji nie wyszedł żaden konkretny projekt.

Senator Staroń nie wróciła w kolejnej kadencji do swojego projektu. Zamiast tego opracowała projekt małej nowelizacji dotyczący m.in. członków oczekujących - „wojska prezesów”, które ustawia walne zebrania. Na razie jednak ten projekt utknął w Senacie.

Do założeń projektowych opracowywanych przez Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa spółdzielcy podchodzą nieufnie. Choć teoretycznie w niektórych aspektach dają one większe możliwości zwykłym członkom, to jednak Ministerstwo usiłowało przemycić zapis o tzw. pełnomocnictwach mnogich. Chodzi o to, żeby jeden uczestnik walnego zgromadzenia mógłby reprezentować wielu członków (od których uzyskałby pełnomocnictwo). Niewinnie brzmiący zapis mógłby okazać się cudowną bronią dla prezesów, którzy w łatwy sposób mogliby uzyskiwać pełnomocnictwa od zależnych od siebie spółdzielców.

Zapis ten wywołał nawet spięcie w Radzie Ministrów, ponieważ otwarcie skrytykował go wicepremier Morawiecki. Wiceminister ma w środowisku aktywistów spółdzielczych opinię osoby będącej pod wpływem lobby zarządów.

W takiej sytuacji największe nadzieje wiązane są z projektem złożonym do laski marszałkowskiej przez klub Kukiz’15. Chodzi o nowelizację obecnej ustawy napisaną przez szeregowych spółdzielców z całego kraju. Co ciekawe, autorzy, choć wspierani przez liczne stowarzyszenia spółdzielcze, chcą pozostać anonimowi.

- Dlaczego nie chcemy się ujawniać? Dlatego, że chcemy uniknąć konfliktów - mówi Marek Derkowski (nazwisko zmienione), spółdzielca z Podkarpacia. - W latach 90. powstał Krajowy Związek Lokatorów i Spółdzielców – świetna organizacja, która wiele dobrego zdziałała dla spółdzielców. Niestety, personalne ambicje zaszkodziły tej organizacji.

Jest jeszcze jeden powód konspiracji: 
- Trzeba sobie zdać sprawę, czym są spółdzielnie - mówi Derkowski. - To twory, które gospodarują budżetem o wartości 45-50 miliardów. Możemy tylko szacunkowo to ocenić, bo ze względu na to, że teoretycznie mieszkania są własnością prywatną, GUS nie może żądać od spółdzielni danych. Same tylko bloki spółdzielcze i działki na których one stoją warte są około 140 miliardów złotych. Jeśli dodać do tego inne grunty, lasy, drogi, parkingi i przestrzeń handlową, ta liczba rośnie nawet według niektórych wyliczeń do 300 miliardów. W grę wchodzą więc gigantyczne pieniądze. Ludzie, którzy gospodarują na tak wielkim majątku mają wiele do stracenia.

Poseł Jarosław Sachajko, który pod własnym nazwiskiem złożył spółdzielczy projekt ma zamiar doprowadzić do dużej debaty na temat zmian. Jej pierwszą odsłoną będzie konferencja w Sejmie: - Zainteresowanie jest ogromne. Zamówiłem więc nagrywanie i transmisję internetową.

Jarosław Sachajko podkreśla, że zmiana prawa spółdzielczego jest konieczna zwłaszcza w obliczu wprowadzeni programu Mieszkanie+: - Każdego roku na ten program przeznaczanych ma być kilka miliardów złotych. Pojawił się pomysł, aby gospodarzami tych pieniędzy były spółdzielnie, jako doświadczone instytucje. Jak możemy przekazać tak ogromne środki zarządom, których dziś nie jesteśmy w stanie do końca kontrolować? Trzeba najpierw wyczyścić te przepisy.

Łatwo nie będzie. Jak zauważa Renata Zybertowicz, przewodnicząca „Niezależnych” działania lobbingowe prowadzone są z różnych stron: - Mamy sygnały z całej Polski, że prezesi tworzą stowarzyszenia zależnych od siebie lokatorów. Zapewne będą chcieli wykorzystać tę broń przy konsultacjach społecznych.

- Nie wiem czy uda nam się przepchnąć tę ustawę, ale nawet jeśli ustawa PiS-owska będzie czerpać z naszych pomysłów, to już będzie duży sukces - uważa poseł Sachajko.

Adam Willma

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.