Spin doktorant. Słudzy Boga Wojny

Czytaj dalej
Marcin Kędryna

Spin doktorant. Słudzy Boga Wojny

Marcin Kędryna

Generał Jarosław Kraszewski. Bardzo porządny człowiek. Poznaliśmy się w 2015 roku. Był wtedy jeszcze pułkownikiem. Jechaliśmy w kolumnie przez jakieś lotnisko w północno-zachodniej Polsce. Prezydencki samochód stanął. Z przedniego siedzenia naszego auta wyskoczył oficer organizujący wizytę. Zaczął biec w stronę tzw. głównego pojazdu. Potknął się. Spadł mu beret. Zebrał się jakoś, pobiegł dalej.

- Niektórzy pułkownicy nigdy nie powinni przestać być sierżantami - skomentował Kraszewski. Celność tej konstatacji uzmysłowiła mi, że to będzie bardzo interesująca znajomość.

Kraszewski jest artylerzystą. Był. Gdyż jest już emerytem. Wojskowym, ale pracuje, co nie jest dziś tak oczywiste. Zwykle państwo polskie nie ma pożytku z emerytowanych generałów. Nie wymyślono, jak z tych przez lata kształconych, często z bojowym doświadczeniem i dużymi kontaktami ludzi, korzystać. Trafiają do prywatnego biznesu. Nie daj Boże - zabierają się za politykę. Z tego zawsze wychodzi jakiś kłopot. Niektórzy zostają gwiazdami mediów. To też nie zawsze się dobrze kończy. Akurat Kraszewski sobie całkiem nieźle radzi. Może właśnie dlatego, że jest artylerzystą. My, artylerzyści jesteśmy elitą wojska. Piszę „my”, gdyż jestem artylerzystą honorowym. Strzeliłem z osiemdziesiątki piątki do sterty pudeł. Skutecznie. Pomściłem tym samym Hankę Mostowiak. Później wypiłem kawę z łuski. Nie była tak paskudna, jak zapowiadano. Gorszy był pył, który wystrzał wbił mi w nos, oczy i usta.

Artylerzyści to elita wojska, gdyż poza tym wszystkim, co potrafią zwykli żołnierze, muszą umieć liczyć. I mieć wyobraźnię. Bez wyobraźni trudno chyba trafić w coś, czego się nie widzi. Teraz niby łatwiej, bo są drony. Dzięki nim można zobaczyć coś, czego nie widać, a do czego się strzela. Generał Kraszewski zajmuje się w cywilu dronami. Ale też komentuje sytuację na Ukrainie.
We wtorkowe popołudnie siedzieliśmy z Kraszewskim w ogródku warszawskiego Krakena. Na Poznańskiej ruch jak na Marszałkowskiej. Przy stoliku obok ukraińska para. Dwa stoliki dalej grupa tatuowanych młodzieńców, wyglądających jak Mista’arvim, żywcem wziętych z serialu „Fauda”. Tatuowani szybko się zwinęli. Wsiedli do Ubera. Trudno było uwierzyć, że się pomieszczą w fabii. Mali nie byli. Jak to Mista’arvim.

Przy wyższym stoliku pili wino dwaj panowie z pieskiem. Piesek mały. Co chwilę ktoś się zatrzymywał, żeby pieska pogłaskać. I zwykle się okazywało, że ten ktoś jest Ukraińcem.

Rozmawialiśmy z Kraszewskim o wojnie. Mówił, że MLRS-y, które Amerykanie mają wysłać Ukraińcom, mogą zmienić przebieg wojny. MLRS - wieloprowadnicowa wyrzutnia rakiet. Taka katiusza, tylko zdecydowanie bardziej, bo z nowocześniejszą o parę epok amunicją. To może być - tu ulubione słowo redaktora Kolanki - game changer. Rosjanie mogą dostać taki łomot, że będą prosić o zawieszenie broni.

Zawieszenie broni. Przerwanie walk. Czarny scenariusz. Bo co się wtedy stanie? Rosjanie będą mieli czas na odbudowę potencjału. Produkcję amunicji. Szkolenie rezerwowych żołnierzy. To bardzo ważne, gdyż to, że Rosjanie teraz do walki wprowadzają żołnierzy-naturszczyków, zmniejsza ich przewagę nad dobrze wyszkolonymi i zdeterminowanymi Ukraińcami. Rosjanie będą uzupełniać rezerwy, a Ukraińcy - niekoniecznie. Gdyż Rosjanie zniszczyli im zbrojeniowy przemysł. A czy jeżeli walki zostaną przerwane, to Zachód będzie dalej wysyłał tyle amunicji, co teraz? Czy zmęczona wojną (powinienem dać to w cudzysłów, bo zmęczeni wojną mogą być Ukraińcy) Europa nie postanowi poluźnić sankcji, bo przecież nie strzelają, a paliwo takie drogie…
Upłyną trzy miesiące względnego spokoju. A potem Rosjanie znowu zaatakują. Zdecydowanie większymi siłami. I nie wiadomo, co wtedy będzie.

Rozsądek więc mówi, powinniśmy życzyć Ukraińcom zwycięstwa, a nie przerwania walk. Rozsądek mówi też, że od tego zwycięstwa nie dzielą nas miesiące. Dzielą nas raczej lata. Powinniśmy się więc oswajać z wizją paliwa po dziesięć złotych. Pamiętając, że kiedy my lejemy paliwo, to Ukraińcy przelewają krew.
I każdy dzień, kiedy tę krew przelewają, odsuwa szanse na to, że na Poznańskiej usłyszymy eksplozje.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.