Dorota Abramowicz

Rząd da cztery tysiące złotych za urodzenie [OPINIE, KOMENTARZE]

Min. Rafalska: Chcemy, żeby rodziny wychowujące niepełnosprawne dzieci wiedziały, że rząd o nich pamiętał Fot. Grzegorz Jakubowski Min. Rafalska: Chcemy, żeby rodziny wychowujące niepełnosprawne dzieci wiedziały, że rząd o nich pamiętał
Dorota Abramowicz

W błyskawicznym tempie przyjęto ustawę o pomocy dla matek, które zdecydują się donosić ciążę kwalifikującą się do terminacji

Sejm uchwalił ustawę „Za życiem”. Zakłada ona m.in., że kobieta, która urodzi ciężko i nieodwracalnie upośledzone dziecko, otrzyma jednorazowe świadczenie w wysokości czterech tysięcy złotych. Za ustawą opowiedziało się 267 posłów, 140 było przeciw, a 21 wstrzymało się. Głosy za jej przyjęciem niemal w całości oddały kluby PiS i PSL oraz część „kukizowców”. „Za” był nawet jeden poseł z Platformy Obywatelskiej, Stanisław Lamczyk, który jednak tłumaczył potem, że zagłosował tak jedynie przez pomyłkę.

Ten rządowy projekt wzbudził wyjątkowo skrajne emocje. Jeszcze przed debatą ze strony opozycji padały ostre słowa pod adresem PiS, że chce przekupić wyborców tą haniebną jałmużną.

Konkretne wsparcie

Rząd bronił mocno swojego projektu. Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska tak go tłumaczyła:

Wiemy, że żadne pieniądze nie zmniejszą cierpienia rodzin. Ale chcemy, żeby rodziny wychowujące niepełnosprawne dzieci wiedziały, że rząd o nich pamiętał. Celem programu jest zapewnienie też chorym dzieciom dostępu do rehabilitacji, badań prenatalnych - przekonywała, dodając, że media koncentrują się tylko na jednorazowym wsparciu czterech tysięcy złotych, a to ma być pomoc w najtrudniejszym momencie.

Poseł PiS Jan Klawiter, gorący orędownik projektu „Za życiem”, mówi, że przyjęcie tej ustawy to ćwierć kroku w kierunku wsparcia kobiet, które dowiadują się, że są w tzw. trudnej ciąży. I takiego wsparcia ze strony państwa brakowało. Dlatego on cieszy się, że projekt nareszcie się ziścił.

Na sugestię, że niektórzy nazywają tę ustawę polityczną korupcją, odparł, że każdy może odbierać to tak, jak chce. I że tak samo korupcją można nazwać program 500 plus, bo to zapłata za to, że ma się dzieci.

Mamy tendencję przeliczania wszystkiego na pieniądze - przyznaje. I zaraz dodaje, że te cztery tysiące to jednak jest konkretny zastrzyk finansowy. Ale oprócz tego zastrzyku jest także pewne udogodnienie. A mianowicie takie, że będą asystenci rodziny, którzy wskażą kobiecie, dokąd może się udać i z jakich badań skorzystać, żeby móc właściwie ocenić swoją sytuację i skorzystać z pomocy czy leczenia jeszcze w trakcie ciąży.

Przestrzegam przed pokusą

Henryka Krzywonos-Strycharska, posłanka Platformy Obywatelskiej, która przez ponad 20 lat prowadziła wraz z mężem, Krzysztofem, Rodzinny Dom Dziecka, jeszcze przed głosowaniem na projektem „Za życiem” zaproponowała posłom z Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, aby osobiście odwiedzili ośrodki, w których przebywają nieuleczalnie chore dzieci i dorośli. Pozwoliłoby im to na obejrzenie w praktyce konsekwencji ich decyzji. A tak ich działania opierają się na teorii i nie mają nic wspólnego z realną pomocą, jej zdaniem.

- Niestety, program „Za życiem” został przegłosowany - mówi posłanka z rezygnacją w głosie. - Nie ma on nic wspólnego z całościową pomocą. Konsekwencje będą bolesne, zwłaszcza dla matek, które zdecydują się na urodzenie nieuleczalnie chorych dzieci. Część z nich weźmie te pieniądze, urodzi dziecko, a potem widząc, co się z tym wiąże, zostawi je w „Okienku życia”. Inne zdecydują się na poświęcenie. I wtedy zdadzą sobie sprawę, jakie wiążą się z tym konsekwencje. Ja doskonale wiem, co się z tym wiąże, bo sama też wychowywałam takie niepełnosprawne intelektualnie dzieci o nieprzewidywalnych zachowaniach. One wymagają maksimum uwagi, nieustannej czujności, życia praktycznie na krawędzi, ciągłego pilnowania, by nie stała się im krzywda. I choć było to bardzo trudne, poradziłam sobie. Nie wiem jednak, czy każda kobieta, która wyciągnie ręce po jednorazowe cztery tysiące złotych, uniesie ten ciężar. Dla wielu może to być prawdziwy dramat, związany z tym, że ich dziecko nigdy się do nich nie odezwie, nie stanie na nogi, że być może jego życie będzie nieustannym cierpieniem. Dlatego przestrzegam przed pokusą przyjęcia jednorazowej zapomogi, która być może pozwoli na zakup wózka, ale już niczego poza nim - tłumaczy.

To nie rozwiązuje problemu

Jeszcze inaczej na ten problem patrzy Małgorzata Rybicka, założycielka i przewodnicząca Stowarzyszenia Pomocy Osobom Autystycznym. Matka 32-letniego Antoniego, cierpiącego na autyzm, inicjatorka budowy pierwszego w Polsce miejskiego domu stałego pobytu, Wspólnoty Domowej dla Dorosłych Osób z Autyzmem, który ma nosić imię jej zmarłego w katastrofie smoleńskiej męża, Arkadiusza Rybickiego.

Doszło do niepotrzebnej radykalizacji postaw. Życie niepełnosprawnego dziecka jest tak samo wartościowe i ważne, jak każde inne - tłumaczy

. - Życie z takim dzieckiem jest trudnym wyzwaniem, które jednak nie powinno wykluczać rodziny z życia społecznego. A tak dzieje się dziś, gdy urodzenie niepełnosprawnego dziecka oznacza automatycznie konieczność rezygnacji z pracy przez jednego z rodziców i przerzucenie na barki drugiego obowiązku utrzymania domu. Należy też pamiętać, że osoba niepełnosprawna jest pełnoprawnym obywatelem z prawem do rehabilitacji, nauki i uczestnictwa w życiu społecznym. Związane jest to z potrzebą systemowego, stałego wsparcia przez państwo osoby niepełnosprawnej od dnia narodzin do śmierci. Na pewno motywem do urodzenia niepełnosprawnego dziecka nie jest jednorazowy zasiłek w wysokości czterech tysięcy złotych. W ten sposób nie rozwiązuje się problemu, który trwa całe życie. Jednak wsparcie finansowe jest ważne, dlatego też warto przyglądnąć się rozwiązaniom stosowanym w innych krajach - np. w Czechach, gdzie na osobę niepełnosprawną raz w roku przekazywana jest kwota będąca równowartością kosztów miesięcznego pobytu takiej osoby w całodobowej placówce opiekuńczej - podsumowuje.

Internet kipi i kpi

Fala ostrej krytyki przelała się także przez media i portale społecznościowe. Jacek Żakowski ocenił, że już dawno nie mieliśmy tak poważnego powodu, by stawiać pytania, do jak wielkiego upadku moralnego może polityka doprowadzić ludzi żądnych władzy.

- Zastępować realną pomoc wizerunkowym zabiegiem, to jest coś absolutnie niezwykłego - podsumował.

Wiele matek niepełnosprawnych dzieci też nie kryło oburzenia, pisząc, że to raczej pomysł na handlowanie życiem. Że to nie pomoc, lecz zasiłek pogrzebowy. W internecie pojawiło się nawet określenie „trumienkowe” na tego rodzaju wsparcie.

Jeszcze ostrzej zareagowano, kiedy poseł PiS Piotr Uściński zaproponował, by cztery tysiące złotych zapomogi dostawały też kobiety, które urodzą dziecko z gwałtu. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Razem podsumowała jego pomysł słowami: „Wyścig o tytuł rzeźnika kobiet trwa”.

Andrzej Saramonowicz, scenarzysta i reżyser, napisał na Facebooku: „Rząd kusi czterema tysiącami złotych zapomogi. Za urodzenie nieuleczalnie chorego dziecka. A jak ktoś zaproponuje cztery i pół za usunięcie? Albo od razu piątkę? To co? Będą się targować? Mam wrażenie, że z dnia na dzień nadyma się w Polsce balon głupoty. To może szanowny rządzie, w ogóle wystawić ciąże na aukcji?”.

W swoim stylu ten projekt podsumował też Janusz Korwin-Mikke, który odniósł się do wpisu internauty, że po wprowadzeniu go w życie tylko patrzeć, jak kobiety zaczną szukać poradników „Jak ćpać w ciąży, by dziecko było chore”. „Niestety, perspektywa jest realistyczna. Nawet w XV w., bardzo chrześcijańskim, powszechna była praktyka uciskania przez ciężarną brzucha tak, by dziecko było zdeformowane - a więc nadawało się do żebrania” skomentował JKM.

Nawet Tomasza Terlikowskiego ten projekt „Za życiem” rozczarowuje. Tyle że z innego powodu. „To tylko zasłona dymna. By przesłonić opowiedzenie się przeciwko życiu. A dzieci niepełnosprawne wciąż giną” - napisał.

Kompromis nie na te czasy

Na pytanie - czy program „Za życiem” może być krokiem do zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, poseł Jan Klawiter stwierdził, że stary kompromis aborcyjny był dobry w czasach, kiedy powstawał, czyli ponad dwadzieścia lat temu. Przyjęto go tuż po tym, jak wyszliśmy z systemu komunistycznego, w którym aborcja była traktowana jak sposób regulacji urodzin. Społeczeństwo było wówczas nieświadome i dlatego ten kompromis przyjęto - tłumaczył.

Teraz, kiedy nauka tak się rozwinęła i kiedy już można tym dzieciom pomagać, uważam, podobnie jak wielu moich partyjnych kolegów, że ten kompromis z 1993 roku trzeba ustawić na zupełnie innym poziomie. I bez względu na to, czy ta ustawa „Za życiem” byłaby wprowadzona czy nie, dyskusja na ten temat będzie prowadzona

- stwierdził.

Dorota Abramowicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.