Rafał Janus: Szkoła jest po to, by ludzi uczynić przyzwoitymi i uczciwymi

Czytaj dalej
Fot. archiwum gk24.pl
Krzysztof Marczyk

Rafał Janus: Szkoła jest po to, by ludzi uczynić przyzwoitymi i uczciwymi

Krzysztof Marczyk

O przejściu na emeryturę, wieloletniej pracy w szkole i maturze opowiada Rafał Janus, dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Dubois w Koszalinie.

Od nowego roku szkolnego przechodzi pan na emeryturę. Ponad 40 lat pracy dydaktycznej za panem. Szybko zleciało?

Bardzo szybko. To jest pewnie refleksja osób w podobnym wieku do mojego i w podobnej sytuacji. Ze zdziwieniem spoglądamy za siebie i w przód i stwierdzamy, że ten czas, przecież długi, rzeczywiście szybko minął. Choć to szmat czasu, to długa historia. Pracuję w szkole od 44 lat, wcześniej byłem też uczniem, a prywatnie jeszcze dłużej jestem związany ze szkołą, bo kiedyś tak bywało, że ludzie rodzili się w domach. Ja się urodziłem w domu przy ulicy Harcerskiej. I okna mojego domu wychodziły na szkolne boisko, więc mogę powiedzieć, że od urodzenia jestem związany ze szkołą. Zacząłem tu pracę w 1979 roku, po studiach. Byłem nauczycielem języka polskiego, byłem wicedyrektorem przez dwa lata, a od 1 września 1998 roku, a więc w poprzedniej epoce, w poprzednim wieku, pełnię funkcję dyrektora.

Czy mógłby pan przywołać jakieś momenty, które najbardziej utkwiły panu w pamięci?

Było wiele takich momentów. Niesłychanie miłych zarówno dla mnie, jak i dla szkoły. Do nich niewątpliwie należą wszystkie te chwile, kiedy żegnałem się z uczniami. Każde pożegnanie, zwłaszcza wtedy, gdy byłem wychowawcą klasowym, to była niezwykła chwila. Ma się wtedy poczucie, że się dokonało czegoś, co za chwilę przełoży się w coś o realnym wymiarze. Bo praca nauczycielska jest na co dzień niewymierna.

Natomiast dziś, gdy spotykam swoich absolwentów, mogę poczuć tę wymierność, bo oni wszyscy gdzieś zaistnieli, mają dokonania. I mam nadzieję, że w zdecydowanej większości są to dobrzy, przyzwoici i uczciwi ludzie. O to tak naprawdę chodzi w szkole. Ważne są spotkania z absolwentami, jubileusze, zjazdy. Miłe chwile. Na pewno moment, w którym przejąłem stery szkoły, był dla mnie ważny, bo obejmowałem stanowisko dyrektorskie po legendarnym Lechu Żyle, który stał u steru I LO przez 27 lat.

I patrząc na to z obecnej perspektywy, losy mamy podobne. Wtedy jednak Lech Żyła powiedział mi: zostaniesz dyrektorem i będziesz miał 20 lat spokoju. Ale nie wierzyłem, że to jest możliwe. A czasy, w których obejmowałem stanowisko dyrektora, okazały się trudne. Bardzo trudne. Ile to razy zmieniała się struktura szkoły, ile to reform edukacji. Ilu ministrów edukacji. Policzyłem niedawno, że za mojej kadencji było ich trzynastu. I każdy próbował wprowadzać coś nowego. Niestabilność, która towarzyszyła mi przez te wszystkie lata, była jakimś problemem.

Mimo wszystkich zawirowań, mniej lub bardziej zasadnych reform, mocną pozycję szkoły udawało się utrzymać. Jaki był na to sposób?

Moim zadaniem, tak to pojmowałem, było utrzymać wysoką pozycję szkoły i zachować te normy i zasady, które nas definiowały od zawsze w tym niestabilnym świecie. I to, mam wrażenie, się udało. A jaki jest wzór na sukces szkoły? Wybitni, zdolni uczniowie plus nieprzeciętni nauczyciele. I ten zestaw gwarantuje sukces. Ale oczywiście to trzeba odpowiednio obudowywać, pielęgnować. Trzeba szukać sposobów, metod, form pracy. I my to robiliśmy.

Nie ma jednak prostej recepty. Nie da się powiedzieć, że zrobienie czegoś tak i tak da odpowiedni wynik. W przypad-ku szkoły zbyt wiele zmiennych ma na to wpływ. Nam się udaje tworzyć w szkole, odkąd pamiętam, dobrą atmosferę, w której ceniona jest praca, zaangażowanie, ale też jest miejsce na luz, rozrywkę, zabawę i dowcip. I na sport. Chciałem zwrócić uwagę, że my jako liceum w tym elemencie jesteśmy wciąż w czołówce krajowej, w pierwszej setce. Raz nawet, w 2006 roku, byliśmy na 10. miejscu. Obecnie lokujemy się w okolicach 70. miejsca. I takie są nasze możliwości, w takim mieście jak Koszalin, w takim środowisku. O ograniczonym jednak charakterze akademickim.

Nie możemy przecież porównywać się z aglomeracjami, takimi jak Warszawa, Kraków, Poznań, Szczecin czy Trójmiasto. Jesteśmy, ponad wszelką wątpliwość, najlepszym liceum w regionie, ale jednocześnie mamy sukcesy w sporcie, w Licealiadzie, zarówno na szczeblu lokalnym, jak i ogólnopolskim. Czyli w takiej szkole, jaką niektórzy określają klasztorem, i twierdzą, że u nas to tylko się zakuwa, w sposób naprawdę imponujący rozwija się to, co młodzież lubi. A realizuje się ona na różnych polach, także w sferze kultury, bo mamy teatr szkolny, grupy wokalne. I młodzież ma do tego sposobność. Trzeba tym młodym ludziom tylko dać możliwości.

Co chciałby pan przekazać swemu następcy, czyli Pawłowi Rudeckiemu, nauczycielowi matematyki?

Kolega będzie kierował szkołą od 1 września i zapewne będzie wprowadzał jakieś swoje porządki. Ma do tego pełne prawo. Natomiast będę się cieszył, jeśli zechce kontynuować pewne rozwiązania i podtrzymywać te idee, o których wcześniej powiedziałem. Idee otwartej szkoły, które pozwalają młodzieży się realizować.

Czy jest także rzecz, którą zawsze chciał pan zrobić, ale brakowało czasu, więc teraz wreszcie będzie to możliwe?

To jest pytanie, z którym przychodzi mi się mierzyć od jakiegoś czasu. I nie mam z tym na razie żadnego problemu. Mam rozległe zainteresowania. Po pierwsze, te edukacyjne, zawodowe, ale także jestem kibicem sportowym. Jestem przede wszystkim fanem muzyki, jeżdżę na koncerty i staram się być tam, gdzie coś ciekawego się dzieje. Dużo czytam. Mam rodzinę.

Będzie czas, by zająć się wnukami, bo dotychczas w tych pięknych okresach wiosennych - matury, potem koniec roku szkolnego - byłem bardzo zajęty. Teraz to się zmieni. Nie martwię się tym, co będzie. Chwilę odpocznę i na pewno będę aktywny.

Trwają matury. W jednym z wywiadów powiedział pan, że umiejętność pisania staje się, niestety, coraz mniej istotna. Ale, jak się okazuje, by zdać maturę, nie jest to konieczne. Czyli co - cywilizacja zatacza koło, kładziemy nacisk na kulturę wizualną i pismo obrazkowe, czyli emotikony? W tym kierunku to zmierza? I czy jest szansa, by te procesy spowolnić, a może i odwrócić?

Trudno powiedzieć. Nikt nie przewidział, w jakim kierunku pójdzie nasza kultura czy też sposoby komunikacji. Z jednej strony to dobrze, że matura reaguje na to, co się dzieje na świecie, bo dziś młodzi ludzie trochę inaczej się komunikują i do innych rzeczy zaglądają, niż to było kilkadziesiąt lat temu. To jest młodzież wychowana czy wręcz urodzona ze smartfonami, ze światem wirtualnym. I w tym świecie znakomicie się czuje. Dobrze, że matura trochę bierze to pod uwagę, że uwzględnia inny typ człowieka.

Chociaż z drugiej strony matura to pewien standard. Już dawno temu umówiliśmy się, że żeby mieć to średnie wykształcenie, a później by dostać się na studia, trzeba ją zdać. Należy w związku z tym poznać pewną porcję wiedzy i umiejętności. A o ile wiedza w zasadzie się nie zmieniła, tak umiejętności rzeczywiście się reformują. Jeżeli zmiany w maturze temu mają służyć, to dobrze. Ale mam pewne wątpliwości, bo niektóre z tych zmian w obecnym wydaniu budzą niepokój. Nie wiemy, czy młodzież sobie z tym poradzi. Matura jest trudniejsza, jest dłuższa. Trzeba napisać dłuższe wypracowanie. Nie wiem, czy to nie idzie wbrew tym tendencjom, które obserwujemy na świecie. Patrząc na doświadczenia z przeszłości, młodzi ludzie dają sobie radę ze zmianami.

Pamiętam, gdy po raz pierwszy były przeprowadzane egzaminy po nowemu, to my, nauczyciele, bardzo się tego baliśmy. To były matury zupełnie inaczej zorganizowane, już nie sprawdzane w szkołach, lecz zewnętrznie. Tymczasem uczniowie weszli do sali, otworzyli arkusze i wzięli się do roboty. Tak po prostu. Bo oni są pragmatyczni, praktyczni i byli do tego przez lata przygotowywani.

Chociaż tempo wprowadzenia tych zmian, które w tym roku zaistniały, trochę niepokoiło. Właściwie miesiąc przed egzaminem zmieniła się lista lektur obowiązkowych czy zadań obowiązkowych na egzamin ustny. To zaskoczyło i nas, nauczycieli, i uczniów.

Pozostaje liczyć na to, że z powstałego zamieszania zostaną wyciągnięte wnioski przez Ministerstwo Edukacji i komisje egzaminacyjne. Że odpowiedzialne za maturę i jej sprawdzanie podmioty będę elastyczne.

Miejmy nadzieję. Edukacja - a często to można usłyszeć w wypowiedziach różnych osób - to taka sfera, która wymaga stabilności. Wymaga spokoju. Niestety, egzamin maturalny jest dowodem na coś zupełnie odwrotnego. Tzw. nowa matura jest przecież realizowana od 2005 roku. I w tej formule już było tyle zmian, że najlepsi, najwięksi specjaliści nie są w stanie nad tym zapanować. Przykładowo odpowiednie instrukcje dla zdających z lat poprzednich są drukowane w kilku kolorach, bo po prostu każdy miał jakiś inny element w tej maturze, który trzeba było uwzględniać. Inaczej byśmy się pogubili w wypełnianiu deklaracji maturalnych. Brakuje więc stabilności, poczucia, że za rok będzie na pewno tak, jak ustalamy to w tym momencie.

Krzysztof Marczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.