Podwyżka cen paliw. Nie wszystkie pieniądze zasilą nasze drogi

Czytaj dalej
Fot. Fot. Wojciech Matusik / Polskapresse
Tomasz Rozwadowski

Podwyżka cen paliw. Nie wszystkie pieniądze zasilą nasze drogi

Tomasz Rozwadowski

Rozmowa Anrzejem Szczęśniakiem, niezależnym ekspertem rynku ropy i paliw

Czy podwyżka opłaty paliwowej jest dobrą decyzją rządu?

Podwyżka cen paliw. Nie wszystkie pieniądze zasilą nasze drogi
szczesniak.pl Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku paliw

Sprawa ma dwa aspekty. Po pierwsze, jest to decyzja rządu, więc jako taka jest częścią polityki gospodarczej. Drugą kwestią jest chwila wprowadzenia podwyżki, to, czy została zapowiedziana w odpowiednim czasie.

I jak to wygląda od strony wyboru czasu?

Jeszcze przed tygodniem powiedziałbym, że wybór był dobry, gdyż powodzenie wizerunkowe tego typu akcji zależy od jak najmniejszej odczuwalności podwyżki przez konsumenta. Z reguły wprowadza się je wtedy, gdy ceny szybko spadają, wtedy podwyżka podatków tylko zmniejsza lub hamuje spadki cen i jest dla konsumentów mało dotkliwa.

A jak jest teraz?

No właśnie, jeszcze przed tygodniem ceny ropy naftowej znajdowały się w fazie długotrwałego spadku, cena baryłki oscylowała w okolicach 45 USD. Trendu dopełniała wzmacniająca się złotówka. Ostatnio jednak ceny zaczęły dość gwałtownie rosnąć, więc zamysł wprowadzenia mało odczuwalnej podwyżki może się nie powieść.

Jak bardzo mogą wzrosnąć ceny?

Trudno przewidzieć skalę wzrostu cen ropy oraz kurs polskiej waluty, ale przewidywana podwyżka o 25 gr na litrze - 20 gr opłaty plus 5 gr podatku VAT - o ile nie byłaby specjalnie odczuwalna przy obecnych cenach, to przy cenie litra paliwa powyżej 5 zł na litrze, będzie bolesna i dla konsumentów, i dla polskiej gospodarki.

Bolesna i niepopularna. Czy w przeszłości wprowadzano takie podwyżki?

Oczywiście, to już któryś kolejny raz. I często udawało trafić się w moment długotrwałego spadku cen ropy. Spektakularnym przykładem są lata 1999-2000, gdy panował długotrwały spadek cen ropy, która sięgała nawet 10 dolarów za baryłkę. Ówczesny wicepremier Leszek Balcerowicz nawciskał do ceny paliw masę podatków. Nie odczuwano tego zbyt boleśnie aż do 2001 r., gdy ceny ropy poszybowały w górę i przekroczyły 25 USD na baryłce. Przeżyliśmy wtedy pierwszą recesję paliwową w III RP. Pamiątką po tych czasach jest kariera nowego paliwa, LPG, która na dobre rozpoczęła się w Polsce właśnie około 15 lat temu.

Czy rzeczywiście po podwyżce opłaty paliwowej możemy spodziewać się poprawy jakości dróg, tak jak zapowiada to rząd?

Nie jest to wcale pewne. Z zapisów ustawowych wynika, że opłaty paliwowe idą na rozwój infrastruktury drogowej i kolejowej, z czego lwia część na drogi. W praktyce było tak, że w przeszłości pojawiały się spore problemy z dyspozycją tych środków. Pozostają one w gestii samorządów lokalnych i samorządowcom zdarzało się przeznaczać je na inne cele, w związku z tym pieniądze nie docierały do budowy czy remontów dróg. W ostatnich latach dysponowanie tymi środkami poprawiło się.

O jakie pieniądze toczy się gra?

O duże. Ostatnio (według danych z 2015 r.) w Funduszu jest to ok. 4 mld zł rocznie z opłaty paliwowej, po podwyżce ta suma może się więcej niż podwoić, gdyż 20 gr na litrze przyniesie ok. 5 mld zł.

To chyba musi przełożyć się na inwestycje?

Nie chcę spekulować, ale nawet jeśli dzisiejsze środki się podwoją, wcale nie musi być lepiej, choć samorządowcy mogą zintensyfikować inwestycje w drogi przed przyszłorocznymi wyborami samorządowymi. Problem polega na tym, że rządowy fundusz infrastruktury drogowej i kolejowej nie tylko posiłkuje się środkami z opłaty paliwowej, ale także kredytuje się z pożyczek. Istnieje więc obawa, że duża część pozyskanych pieniędzy zostanie przeznaczona na spłatę kredytów.

Tomasz Rozwadowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.