Początki polskiej przedsiębiorczości w Kołobrzegu, czyli orka na ugorze

Czytaj dalej
Fot. archiwum
Jakub Roszkowski

Początki polskiej przedsiębiorczości w Kołobrzegu, czyli orka na ugorze

Jakub Roszkowski

Choć miasto było niemal doszczętnie zniszczone, oni nie bali się zainwestować. Pierwsze polskie firmy powstały tutaj już w 1945 roku.

Trwająca dwa marcowe tygodnie 1945 r. bitwa o Kołobrzeg zmieniła niegdysiejszy kurort w morze ruin. W gruzach legło ponad 90 proc. zabudowy, w tym praktycznie wszystkie obiekty użyteczności publicznej, ośrodki kultury i inne miejsca, w których przed wojną spotykać się mogli mieszkańcy.

Spośród około 3 tysięcy budynków mieszkalnych, do zasiedlenia i to ściśle powiązanego z gruntownym remontem, nadawało się niespełna 900. Sytuacji nie poprawiał fakt bliskiej obecności okupujących między innymi dzielnicę portową żołnierzy Armii Czerwonej, coraz śmielsze rajdy szabrowników czy regularnie wzniecane przez jednych i drugich pożary. Na ulicach, w piwnicach oraz Parsęcie, co rusz odnajdowano ciała zabitych - namacalny dowód tragedii z końcowych tygodni istnienia III Rzeszy.

Biznes rodzi się wiosną

Pierwsze zakłady, jakie, mimo wszechobecnych trudności, powstały w Kołobrzegu już wiosną 1945 r. były ściśle powiązane z polskim magistratem. Z polecenia prezydenta Stefana Lipickiego w podziemiach ratusza podwoje otworzyła stołówka prowadzona przez Marię Łazarewicz.

Do miasta przybył też, ze stanowiącego wówczas stolicę powiatu Karlina, piekarz, dziś oficjalnie uznawany za pioniera rodzimej działalności rzemieślniczej nad ujściem Parsęty, Michał Majorowicz (10 października stanął na czele utworzonego wówczas Cechu Piekarzy i Cukierników).

Produkty spożywcze wydawano początkowo całkowicie za darmo. Pierwszego, powojennego lata przyjechał do dawnego Kolberg urodzony w okolicach Tomaszowa Lubelskiego Edward Żulicki. Z racji wykształcenia wystarał się o przydział zakładu ogrodniczego przy ul. Koszalińskiej, w którym zaczął uprawiać przede wszystkim warzywa. Obiekt niedługo potem zwrócić musiał pod naciskiem Rosjan; przeniósł się do otoczonego szklarniami domu przy ul. Jedności Narodowej. Podobnie jak inni, ówcześni wytwórcy, swe towary woził najpierw wózkiem, później samodzielnie wyremontowanym, niemieckim samochodem ciężarowym, na kołobrzeski rynek - dziś: Plac Ratuszowy. W tym samym miejscu kupić można było w miarę regularnie świeże ryby. Dostawę zapewniał Aleksander Barbachowski, który najpierw łowił je w Parsęcie, a od 1947 r. - na Bałtyku.

Kaszubi warzą piwo

Miesiące letnie 1945 r. to również czas narodzin sklepów i wytwórni stacjonarnych. Przy ul. Budowlanej, w oparciu o funkcjonującą w czasach niemieckich wytwórnię wód gazowanych, rozlewnię między innymi piwa (w tym sprowadzanego z browaru w Żywcu a nawet z Czech) otworzyli Kaszubi, bracia Franciszek i Robert Kreft. Butelki z logo „Perły”, bo tak nazwali swoją firmę, rozchodziły się na przysłowiowym pniu. Oprócz piwa zawierały własnej receptury lemoniadę oraz tłoczone na miejscu soki owocowe.

Te, podobnie jak warzywa, można było nabyć w „Owocarni” - sklepie przy ul. Zwycięzców, założonym przez ukrywającego się przed bezpieką weteranem Korpusu Ochrony Pogranicza oraz Armii Krajowej, Mieczysława Zygmunta. Po tekstylia ustawiano się natomiast w kolejce do Sklepu Włókienniczo-Galanteryjnego Jana Ransza (ul. Budowlana). Na początku 1946 r., na parterze jednej z nielicznych, ocalałych z wojennej zawieruchy kamienic kołobrzeskiego rynku, powstał ponadto Skład Towarów Mieszanych Czesława Krupińskiego. Jednocześnie własne, początkowo niewielkie przedsiębiorstwa, rozwijać zaczęli też rzeźnicy, między innym Jan Kędzierski oraz Edmund Kozdzban.

Ważną datą dla lokalnej działalności gospodarczej był 18 października 1945 r. Tego dnia funkcjonowanie rozpoczęła Spółdzielnia Spożywców „Jedność” z prezesem Mikołajem Bałyszem oraz przewodniczącym rady nadzorczej Józefem Sporyszem (pod początku kolejnego roku - Stanisławem Brożkiem) na czele. Na spotkaniu zorganizowanym 21 grudnia zapadła decyzja o otwarciu z dniem 1 stycznia 1946 r. sklepu kolonialno-spożywczego przy ul. Armii Krajowej. W ciągu kolejnych 12 miesięcy powstały 4 następne, w tym jeden tekstylno-wódczany.

Usługi dla ludności

Równolegle do handlu rozwijał się w Kołobrzegu rynek usług. Początkowo przeważającą część rzemieślników skupiła się w miejscowościach praktycznie nietkniętych przez wojnę: Dygowie i Gościnie - wówczas noszącym nazwę Gostynia Pomorskiego (tutaj też 28 października 1945 r. zorganizowano ich pierwszy, walny zjazd).

Początkowo dominowali kowale oraz ci, którzy potrafili naprawić niezbędne do akcji żniwnej i późniejszej orki, pozostawione przez Niemców maszyny rolnicze. 20 listopada 1945 r. zakład fotograficzny zlokalizowany przy ul. Katedralnej, uruchomił Władysław Wiśniewski, pełniący jednocześnie rolę nieoficjalnego, miejskiego foto-kronikarza. Nieco później doczekał się konkurencji w postaci atelier Franciszka Korkosza. W drugiej połowie roku kołobrzeżanie skorzystać mogli między innymi także z oferty fryzjerów: Antoniego Wilka, Zygmunta Stalińskiego oraz Marii i Franciszka Kleinów, jak i stolarzy: Teofila Chabowskiego i Antoniego oraz Jana Chmielewskich.

3 lutego 1946 r. działalność rozpoczął, zrzeszający usługodawców, Powiatowy Związek Cechów, zastąpiony w sierpniu 2 lata później przez sterowany odgórnie, Komisaryczny Zarząd Cechów Branżowych. Mimo olbrzymich trudności, niejako im na przekór, kołobrzescy pionierzy, przybywający w pierwszym okresie głównie z Mazowsza oraz Wielkopolski, spełniali marzenia o finansowej niezależności.

Miasto zaczynało tętnić życiem; coraz więcej towarów i usług, także z kategorii luksusowych, stawało się dostępnych. Zachwianie dynamicznie rozwijającego się rynku lokalnego przyniósł rok 1948, kiedy to działalność prywatna coraz dotkliwiej odczuwać zaczęła, celowo narzucone przez władze w Warszawie, obciążenia podatkowe. W „ludowej” ojczyźnie rozpoczynał się wówczas czas walki z niepasującym do systemu, wolnym rynkiem.

Jakub Roszkowski

Białogard, Mielno i okolice, ale także Koszalin i powiat koszaliński to miejsca, o których piszę przede wszystkim. Analizuję rynek paliw w regionie, trzymam rękę na pulsie w sprawie szeroko rozumianego biznesu, ale także pogody i wakacji nad morzem. Bo wiadomo, Mielno to obok Kołobrzegu i Gdańska najczęściej odwiedzana miejscowość nadmorska w kraju. 


Pod moją "opieką" są również koszalińscy, mieleńscy i białogardzcy samorządowcy. Jeśli coś zmalują, nabroją lub popsują albo wręcz przeciwnie, zrobią coś naprawdę dobrego, ja o tym napiszę. 


 


W Głosie Koszalińskim pracuję od 2000 roku. To właściwie moja pierwsza i jak na razie jedyna praca. To moja siostra chciała zostać dziennikarzem. Ostatecznie to jednak ja poświęciłem temu zajęciu już ponad połowę życia.


 


Jestem domatorem i naprawdę najlepiej czuję się w swoim domu. Może to dlatego, że po intensywnym dniu w gazecie potrzebuję wyciszenia...    


 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.