Po tragedii pod Malechowem. Jak zachować się na lodzie?

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Galant
Jakub Roszkowski

Po tragedii pod Malechowem. Jak zachować się na lodzie?

Jakub Roszkowski

Nie ma żartów. Nawet gruby - na oko - lód nie gwarantuje, że jesteśmy bezpieczni. Mówi o tym mł. bryg. Przemysław Zawadzki z KP PSP Białogard.

Czy można wchodzić na zamarznięte jezioro albo staw?

Teoretycznie nie ma jakiegoś zakazu, ustalonego przepisami. Ale rozsądek powinien nam tego zakazywać. Owszem, jeśli lód jest gruby, ma kilkanaście centymetrów, to teoretycznie nie powinien się pod nami załamać. Ale lód przecież nie wszędzie, nie w każdym miejscu jest taki sam.

Zwłaszcza jeśli chodzi o jeziora przepływowe lub takie, w których zachodzi sporo procesów gnilnych. Pojawiają się miejsca, w których lód jest bardzo osłabiony. I wtedy może dojść do tragedii. Dlatego powtarzam: na zamarzniętych akwenach zawsze jest niebezpiecznie, niezależnie od tego, jak długo panował mróz.

Nie posłuchaliśmy Pana i weszliśmy na lód, który się załamał. Jesteśmy w wodzie. Co robić?

Szok termiczny będzie ogromny. W takiej wodzie tracimy temperaturę 20 razy szybciej niż normalnie. Mamy więc niewiele czasu. Krzyczmy, wołajmy o pomoc. Ale też próbujmy się uspokoić i próbujmy się wydostać.

Nie róbmy gwałtownych ruchów, bo tracimy ciepło. Podejdźmy do sprawy metodycznie: łokcie na lód, ale od tyłu, i próbujmy się wydostać. Najpierw tułów, później nogi. Gdy nam się to uda, nie wstawajmy. Przeturlajmy się do brzegu.

A jeśli widzimy tonącego? Jak mu skutecznie i bezpiecznie pomóc?

Po pierwsze: zadzwońmy na numer alarmowy lub zlećmy komuś, kto jest obok, by tam zadzwonił. W międzyczasie przygotujmy jakiś kij, kurtkę, sanki, wędkę, cokolwiek, co będziemy mogli podać osobie znajdującej się w wodzie. Nigdy nie podawajmy ręki. Musi być coś pośredniego między nami. Pamiętajmy, by nie stać na lodzie.

Najlepiej leżeć. A jeśli nie możemy znaleźć się blisko tonącego, rzućmy mu coś, czego będzie mógł się trzymać do czasu przyjazdu ratowników.

Jakub Roszkowski

Białogard, Mielno i okolice, ale także Koszalin i powiat koszaliński to miejsca, o których piszę przede wszystkim. Analizuję rynek paliw w regionie, trzymam rękę na pulsie w sprawie szeroko rozumianego biznesu, ale także pogody i wakacji nad morzem. Bo wiadomo, Mielno to obok Kołobrzegu i Gdańska najczęściej odwiedzana miejscowość nadmorska w kraju. 


Pod moją "opieką" są również koszalińscy, mieleńscy i białogardzcy samorządowcy. Jeśli coś zmalują, nabroją lub popsują albo wręcz przeciwnie, zrobią coś naprawdę dobrego, ja o tym napiszę. 


 


W Głosie Koszalińskim pracuję od 2000 roku. To właściwie moja pierwsza i jak na razie jedyna praca. To moja siostra chciała zostać dziennikarzem. Ostatecznie to jednak ja poświęciłem temu zajęciu już ponad połowę życia.


 


Jestem domatorem i naprawdę najlepiej czuję się w swoim domu. Może to dlatego, że po intensywnym dniu w gazecie potrzebuję wyciszenia...    


 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.