Pierwsza liga marudzenia

Czytaj dalej
Fot. 123rf
PAF

Pierwsza liga marudzenia

PAF

Lubelszczyzna ma jedną dyscyplinę, w której jest naprawdę dobra, ale to nie piłka nożna ani żużel. Naszym ukochanym sportem jest narzekanie. Wy też macie tego dość?

Czytaliście kiedyś sekcję komentarzy na internetowej stronie którejkolwiek lubelskiej gazety? To zajęcie przypominające oglądanie dokumentów o ludobójstwie - owszem, wciągające, ale po kwadransie człowiek ma ochotę podciąć sobie żyły. W magiczny sposób nawet najbardziej optymistyczna treść artykułu zostanie, prędzej czy później, zasypana negatywnymi opiniami, każda dziura w całym zostanie znaleziona, rozpocznie się turniej czarnowidztwa. Gdyby organizowano olimpiady w marudzeniu, zawodnicy Lubelszczyzny wygraliby w cuglach, gdyby nie to, że i tak spóźniliby się na autobus albo zawaliliby eliminacje, partacze jedni, szkoda gadać, wyszło jak zawsze…

Ale właściwie dlaczego narzekamy? Owszem, marudzenie jest, ogólnie rzecz biorąc, domeną Polaków, ale każdy, kto ma kontakt z zachodnią częścią kraju zda sobie szybko sprawę, że wyróżniają nas dwie rzeczy mocno ze sobą związane. Marudzimy częściej i częściej jesteśmy „na nie”.

Powodów jest kilka. Główny to konwencja społeczna. W Lublinie jest dokładnie odwrotnie niż w San Francisco czy Chicago. Tam, gdy widzisz sąsiada i ten pyta: „Jak się masz?”, musisz odpowiedzieć słynne „Dzięki, świetnie”, choćbyś wyszedł właśnie z leczenia kanałowego.

I tam, i tutaj odpowiedź na takie pytanie jest formą testu na przynależność do jednej grupy społecznej. Jeśli odpowiesz niezgodnie z oczekiwaniami, nie znasz miejscowego kodu, jesteś obcy, nie wolno ci więc do końca ufać.

Jak zarobić, narzekając

Inna sprawa, że psioczenie to także rodzaj transakcji. Podam przykład. Mój brat od lat pracuje w handlu. Żeby zdobyć klientów jeździ do nich i - jak to zwykle bywa - rozmowa zaczyna się od niewinnej rozmowy. Tu trzeba być ostrożnym, bo na pytanie „co słychać?” nie można rzucić: „Ach, świetnie. Dostałem podwyżkę, mam nowy samochód, z żoną jedziemy na wakacje, dziecko się uczy, myślimy o nowej altance”. Liczyłeś, że opchniesz tak facetowi nową partię produktu? Zapomnij o tym. Bo jego tok myślenia jest taki: „Jeśli ty, cwaniaczku, masz tak dobrze, a ja mam tak źle (bo mam, to oczywiste), to dlaczego mam ci pomagać? Nic od ciebie nie kupię, za lepszego się masz?”.

Ten nawyk mamy chyba po prostu w naszym DNA. Tak, jak stawanie okoniem. Kto nie wierzy, temu polecam własny eksperyment - jeśli pracujecie w firmie, w której są zatrudnieni ludzie z różnych części kraju, zauważcie, jak reagują na propozycje szefostwa. Jeśli jest ktoś, kto na każdą, nawet sensowną, propozycję będzie przewracał oczami i krzywił się, będzie to pewnie lubelak.

I trudno nie oprzeć się wrażeniu, że to zaszłości historyczne.

„Zauważyłem, że wy, Polacy, często jesteście pesymistami. Przywołujecie straszne duchy z przeszłości - komunistycznego reżimu, nazistowskiej okupacji, a nawet z jeszcze wcześniejszych czasów. Wasze „teraz’’ jest skażone całym tym złem, które was kiedyś spotkało. Mówicie: jesteśmy przeklęci, nasz kraj, nasza ziemia jest przeklęta. Tak jakbyście zbiorowo zachorowali na zespół stresu pourazowego. Nazywam to negatywną przeszłością, to z niej rodzi się wasz obecny fatalizm” - mówił słynny profesor psychologii Philip Zimbardo po przyjeździe do Polski i mimo że miał sporo racji, nie uwzględnił naszego lokalnego kolorytu.

Najpierw pan, potem zabory

Lubelszczyzna to od zawsze region rolniczy, który właściwie nigdy nie zarządzał sam sobą. Większość, jakieś 90 procent mieszkańców to potomkowie chłopów. Mówiąc dosadniej: niewolników. Ci mieli nad sobą odwiecznego pana-dziedzica, pracowali na ziemi, która nie należała do nich i byli, w większości, zależni od decyzji płynących od niego, z góry. Jakikolwiek opór był zazwyczaj (choć zależy to od stulecia) bezcelowy, chyba że była to droga rabacji. Stąd też silny opór przeciwko XIX-wiecznym powstaniom na wsiach - lepszy car, który obiecał wolność od dziedzica, niż jakiś teoretyczny twór o nazwie Polska. Ten może będzie i dobry, dla panów.

Z drugiej strony, pod zaborami lublinianie zależni byli od widzimisię urzędnika, czy to carskiego, czy cesarskiego. I w mentalności, przekazywanej z pokolenia na pokolenie, utkwiło, że jakakolwiek władza, rząd i urząd oznacza opresję. Spełnieniem tych proroctw była potem komuna, gdzie znów przeciętny obywatel musiał działać wbrew woli rządzących. Dziś taką funkcję może pełnić szef lub burmistrz, choćby i najlepszy.

Ale marudzenie jest też sposobem na uniknięcie odpowiedzialności za własne czyny, bo szybko stawia nas w roli ofiary całego świata: losu, rządu, kierownika, ów pechowy czynnik można sobie wybrać. Jest i dostarczeniem sobie przyjemności, bo naprawdę, mało co zadowala nasze ego, jak kolektywne zrzędzenie. Bo ile to byśmy nie zrobili, gdyby nie: sąsiad, politycy, szef (niepotrzebne skreślić). Ale cóż zrobić - rady nie ma, trzeba żyć.

Sukces marud

Zastanawiające jednak, że obiektywnie rzecz ujmując, Polacy w ogóle i lubelacy w szczególności mają coraz mniej powodów do krytycyzmu. Mowa i o rozwoju miasta, i o naszej kondycji finansowej. Jak mimo wrodzonego pesymizmu udało się nam wyjść z dołka lat komunizmu i bylejakości lat 90.?

Odpowiedzią mogą być badania Holendra Matthija Baasa z University of Amsterdam, który w 2009 roku przebadał studentów pod kątem ich nastawienia do rzeczywistości.

Podzielił badanych na dwie grupy. Jednej z nich kazał przypominać sobie coś frustrującego i niemiłego, co ich zdenerwowało. Potem obie grupy dostały zadania wymagające kreatywności. Okazało się, że ci wkurzeni i sfrustrowani radzili sobie lepiej. Oznaczało to nie lada zgrzyt, bo przecież Zachód oszalał na punkcie pozytywnego myślenia, palonymi podręcznikami „jak być szczęśliwym” można by ogrzać przez rok stadion narodowy. Stąd być może sukces wszystkich tych marud i frustratów, od Beethovena zaczynając, na Woody Allenie skończywszy. I kto wie, czy Lubelszczyzny nie trzeba by wpisać na tę listę.

PAF

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.