Grzegorz Hilarecki

Pięć tysięcy złotych. Niską cenę zapłaci policja. Bo powinny polecieć głowy

Pięć tysięcy złotych. Niską cenę zapłaci policja. Bo powinny polecieć głowy
Grzegorz Hilarecki

„Poważnie i totalnie bezpodstawnie naruszyła wolność” - tak ocenił słupską policję sąd. Za to, że zatrzymała kibica na derbowym meczu Gryfa z Pogonią Lębork. Za nic. Dosłownie za nic.

Kiedy w Sądzie Okręgowym w Słupsku zapadł wyrok, kibic Gryfa Tomasz Krugły wcale nie odetchnął z ulgą, choć wygrał. Nietęgą minę miał też Krzysztof Wojdygowski, pełnomocnik słupskiej policji. I słusznie.

Część pierwsza: święto kibiców i policja

Ta historia zaczęła się w czwartek, 3 czerwca 2021 roku. Był piękny świąteczny dzień. Boże Ciało. Świąteczny także dla kibiców Gryfa. Po pandemicznych obostrzeniach mieli być po raz pierwszy wpuszczeni na stadion na mecz z lęborską Pogonią.

Pan Tomasz ubrał tego dnia wyjątkową koszulkę Gryfa, trykot meczowy w pasy z lat 90. XX wieku. Potem okazało się, że ten wybór był strzałem w dziesiątkę, bo wyróżniającego się z tłumu kibica widać cały czas na stadionowym monitoringu i filmach kręconych przez policyjnego technika.

To miało być krótkie wyjście na mecz i szybki powrót do domu. Żona pana Tomasza wyjeżdżała tego dnia w delegację do Warszawy i mężczyzna musiał opiekować się trojgiem dzieci, w tym dwuletnim chłopcem. Poprosił wiekową prababcię, by go zastąpiła na dwie, góra trzy godziny. I wyglądało na to, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Ale wtedy wkroczyła policja.

Dla niej derbowy mecz na stadionie przy ulicy Zielonej świętem nie był. Między kibicami obu zespołów w przeszłości wielokrotnie dochodziło do awantur. W słupskiej komendzie przygotowano się więc jak na wojnę. Dowódcą był komendant Tomasz Majkowski. Mecz zabezpieczało około 200 funkcjonariuszy, w tym policjanci z gdańskiego oddziału prewencji. Siły spore, zważywszy na ograniczenie liczby widzów na tym spotkaniu. Każdy kibic, wchodząc na stadion, musiał stanąć w kolejce, dać się przeszukać i zapozować z widocznym dowodem osobistym do policyjnej kamery. Tak, by potem nie było problemów z rozpoznaniem.

Część druga: kibic w rękach funkcjonariuszy

Zgodnie z przepisami policjanci na stadion podczas meczu wejść nie mogą, chyba że zostaną poproszeni przez organizatora lub coś się wydarzy. Dwie setki funkcjonariuszy stały więc wokół bram, aż nagle w drugiej połowie padł rozkaz: „Wchodzimy!”.

Tomasz Krugły przed sądem tłumaczył to tak: - Na meczu się nic nie działo. Był totalny spokój. Zamieszanie zaczęło się, gdy odpalono race i wparowała policja. Wyszedłem z sektora. Zobaczyłem, jak policjant kopie kibica. Odsunąłem się, żeby w niczym nie uczestniczyć. Miałem dzieci zostawione pod opieką prababci. Stałem z boku, tylko mówiłem: „Co wy robicie?” „Jak tak możecie kopać leżącego?”. I nagle usłyszałem: „Bierzcie k... jego zwijajcie”. Zostałem zatrzymany.

Według relacji świadków najpierw doszło do zatrzymania jednego z kibiców, który chciał się oddalić za potrzebą. To rozjuszyło co bardziej krewkich mężczyzn. Część kibiców wybiegła z sektora. W kierunku policjantów poleciały puszki i plastikowe kubeczki po piwie. Policja odpowiedziała miotaczami pieprzu. W tym samym czasie na sygnale przybyły posiłki.

Komenda Miejska Policji poinformowała nazajutrz po meczu, że w związku z podejrzeniem zakłócania porządku publicznego i czynnej napaści na funkcjonariuszy zatrzymano czterech mężczyzn w wieku od 22 do 40 lat.

- Podczas zabezpieczenia zostały użyte środki przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej, kajdanek, pałek służbowych i ręcznego miotacza pieprzu - wyliczała nam wtedy sierżant sztabowa Monika Sadurska, oficer prasowy słupskiej komendy. - Policjanci zatrzymali czterech mężczyzn. Dwóch z nich: 22-latek i 38-latek usłyszeli zarzuty naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariuszy i zmuszania ich do odstąpienia od czynności służbowych. 26-latek usłyszał już zarzuty zmuszania funkcjonariusza do odstąpienia od czynności służbowych oraz posiadania narkotyków. Wobec nich zastosowano dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. Grozi im kara do trzech lat pozbawienia wolności. Natomiast 40-letni mężczyzna został przesłuchany w charakterze świadka i po czynnościach zwolniony.

Część trzecia: blamaż funkcjonariuszy

Tym zwolnionym był pan Tomasz. Stał obok kordonu policji. Wyszedł z sektora, bo chciał jak najszybciej wrócić do dzieci. Ale nie mógł opuścić miejsca, obstawionego przez policję. Trafił skuty do paki, choć błagał i prosił, żeby, skoro mają nazwisko i monitoring, puścili go do domu.

Przed sądem opisywał, jak został rzucony na maskę auta, jak go skuto i przewieziono na komendę. Jak błagał policjantów, by mógł zadzwonić, by ktoś zastąpił prababcię w opiece nad dziećmi. Jak musiał cierpieć w kajdankach. Jak przez całą noc do godziny 11 następnego dnia nie dostał nic do jedzenia i picia.

Sędzia Aleksandra Szumińska dopytywała, jak wobec niego zachowywali się policjanci w komisariacie. Odpowiedział, że tam nie używano wobec niego przemocy. Ale doszło do kuriozalnej sytuacji. Przez długie godziny policjanci nie mogli znaleźć kluczyka do kajdanków, którymi go skuli.

Bartłomiej Tutak, adwokat pana Tomasza: - Sposób potraktowania mojego klienta przez funkcjonariuszy jest bulwersujący, bo gdy doszli oni do przekonania, że nie popełnił czynu przestępczego, to wbrew przepisom nie został on zwolniony i pomimo zmiany jego statusu na świadka, został zakuty i doprowadzony na przesłuchanie. To złamanie procedur.

Najciekawiej robi się jednak przy ocenie policyjnych dokumentów z zatrzymania. Okazuje się, że policjant wpisany w protokole jako zatrzymujący pana Tomasza tego nie zrobił i nie wiadomo, kto podjął taką decyzję. Nie wiedział tego nawet policjant podpisany jako sporządzający protokół. Co więcej, zeznał on, że napisał w nim to, co podyktowali mu przełożeni.

Słuchając zeznań policjantów podczas procesu, można było odnieść wrażenie, że w tej sprawie nikt nic nie wie albo nie chce się przyznać.

Policjanci nie postawili zatrzymanemu mężczyźnie formalnie żadnych zarzutów, skutego kajdankami przesłuchali w charakterze świadka i po rozkuciu wypuścili następnego dnia.

Sędzia uznała, że nie ma żadnego dowodu, że pan Tomasz dopuścił się czynnej napaści na funkcjonariuszy, co mu najpierw zarzucono, i zauważyła, że od początku prosił, by policjanci spojrzeli w monitoring stadionowy. Dlaczego to ważne? Bo nie tylko film z monitoringu, ale i drugi, zarejestrowany przez policyjnego technika dokumentującego interwencję, udowadniają, że pan Tomasz nie robił nic niezgodnego z prawem.

Część czwarta: procesy sądowe

Pan Tomasz najpierw stanął przed Sądem Rejonowym w Słupsku. Sędzia Kamila Legowicz, która rozpatrywała zażalenie słupszczanina na zatrzymanie, nie miała wątpliwości. W postanowieniu stwierdziła: „zatrzymanie Tomasza Krugłego dokonane w dniu 3 czerwca 2021 roku przez policję było niezasadne, nielegalne i nieprawidłowe”.

- Mając takie postanowienie sądu, wystąpiłem o zadośćuczynienie dla mojego klienta - mówi mecenas Tutak.

W ubiegłym roku zaczął się więc proces przed sądem okręgowym. Tomasz Krugły domagał się w nim 30 tys. zł odszkodowania.

- Domagam się też przeprosin w mediach od słupskiej policji. Nie może być tak, że zatrzymuje się niewinnych i trzyma całą noc w areszcie - mówił wtedy „Głosowi”.

Pełnomocnik słupskiej policji wniósł o oddalenie powództwa w całości i przesłuchanie policjantów, ponieważ zdaniem policji były wątpliwości co do przebiegu zatrzymania kibica.

Proces właśnie zakończył się wyrokiem, ale wszystko wskazuje na to, że sprawy nie zakończy...

Część piąta: wyrok nie zadowala kibica

Sąd uznał, że zatrzymanie Tomasza Krugłego było „niezasadne i nielegalne. Poważnie i totalnie bezpodstawnie naruszyło jego wolność”. Jednak kwotę odszkodowania ustalono nie na 30, lecz na pięć tysięcy złotych. Ma je zapłacić nie Skarb Państwa, jak to jest w zwyczaju, ale Komenda Miejska Policji w Słupsku.

- Co do zasady, zgadzamy się z wyrokiem, iż mój klient w sposób oczywisty został pozbawiony wolności nielegalnie, bezprawnie i nieprawidłowo. Jednak wysokość zadośćuczynienia zdaniem mojego klienta jest rażąco niska i powoduje faktyczną bezkarność policji. Mój klient wykazał, iż nie zrobił nic, co usprawiedliwiałoby zachowanie policji. Co więcej, gdy policja doszła do przekonania, iż jest świadkiem, kolejny raz zakuła go w kajdanki i doprowadziła na przesłuchanie, czym złamała wszelkie procedury postępowania. Mój klient wskazuje także, iż podczas procesu policja używała informacji, które miały oczernić go w oczach opinii publicznej, m.in. twierdząc, że jest pseudokibicem. Powoływała się także na wydarzenia sprzed ponad 10 lat, za które mój klient nie otrzymał jakichkolwiek zarzutów. Zdaniem mojego klienta policja, nie mając argumentów, powoływała się na nieprawdziwe, niesprawdzone, wewnętrzne informacje po to, aby oczernić jego osobę. Po konsultacji z klientem najprawdopodobniej złożę apelację - powiedział nam mecenas Tutak. - Mój klient jest również zdruzgotany, iż prokurator - rzecznik społeczny - wnosił o oddalenie jego wniosku, pomimo że z jego perspektywy jego zasadność nie pozostawia cienia wątpliwości.

Żaden funkcjonariusz nie poniósł za zatrzymanie pana Tomasza żadnych konsekwencji. Co więcej, mimo procesu nadal nie wiemy, który mężczyznę zatrzymał i kto wydał rozkaz oraz dlaczego na komendzie nie znaleziono winnych.

Grzegorz Hilarecki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.