Zbigniew Marecki

Ofiara sądowego błędu

Została uznana za winną, choć nie ma nic wspólnego ze sprawą, która trafiła do słupskiego sądu. Fot. Krzysztof Głowinkowski Została uznana za winną, choć nie ma nic wspólnego ze sprawą, która trafiła do słupskiego sądu.
Zbigniew Marecki

Została uznana za winną, choć nie ma nic wspólnego ze sprawą, która trafiła do słupskiego sądu.

Małgorzata Lasota całe życie starała się żyć uczciwie. - Nie mam długów i żadnych zatargów, a nagle 6 grudnia dowiedziałam się, że ściąga mnie komornik, bo słupski sąd wydał orzeczenie, w którym uznał mnie za winną zalania mieszkania w bloku przy ul. Piłsudskiego w Słupsku, z którym nie mam nic wspólnego - mówi nasza czytelniczka.

Nie ukrywa, że z tą sprawą czuje się źle. - Przez pewien czas pracowałam w Niemczech. Nie podoba mi się mentalność Niemców, ale tam wszystko działało jak w zegarku. Przyzwyczaiłam się do innych standardów, a w rodzinnym mieście zetknęłam się z sytuacją, która wydaje mi się dziwna. Zwłaszcza że wiąże się z działaniem sądu. Do tej pory byłam przekonana, że sąd jest po to, aby wszystko zbadać dokładnie i wydać wyroki, które nie budzą wątpliwości. Tymczasem okazało się, że można przypisać skazujące orzeczenie komuś, kto nie ma nic wspólnego ze sprawą - mówi pani Małgorzata.

6 grudnia koszalińska firma, w której jest zatrudniona Małgorzata Lasota ze Słupska, poinformowała ją, że słupski komornik
Jan Maciejewski zajął jej wynagrodzenie, bo zamierza od niej odzyskać tysiąc złotych plus odsetki. W sumie 1600 zł.

- Byłam bardzo zdziwiona, bo nie miałam żadnej sprawy sądowej ani żadnego zadłużenia - opowiada pani Małgorzata.
Od razu postanowiła sprawdzić, o co właściwie chodzi.

- Komornik wyjaśnił mi, że nie wie, o co chodzi, bo dostał tylko z sądu nakaz zajęcia poborów - relacjonuje słupszczanka. Poszła więc do I Wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego w Słupsku. Tam umówiła się, że następnego dnia zobaczy akta sprawy, która podobno miała jej dotyczyć.

To samo nazwisko, ale inny adres

- Okazało się, że pan Bogdan B. pozwał Małgorzatę Lasotę, właścicielkę mieszkania w bloku przy ulicy Piłsudskiego w Słupsku za to, że dwa razy zalała mu mieszkanie. W dokumentacji zauważyłam, że imię i nazwisko pozwanej jest takie same jak moje, ale jej adres zamieszkania jest inny, bo ona mieszka na ulicy Wandy, a ja od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku razem z rodziną jestem zameldowana i mieszkam w poniemieckiej kamienicy przy ulicy Solskiego i nigdy nie miałam mieszkania w bloku przy ulicy Piłsudskiego - dodaje pani Małgorzata.

Potem ustaliła, że sprawa, z której wyrok jej przypisano, odbyła się w lipcu bieżącego roku. Pozwana i pozywający na nią się nie stawili, więc sędzia Lidia Staśkiewicz wydała orzeczenie zaoczne. Uznała pozwaną winną dwukrotnego zalania mieszkania pana B. Pani Małgorzata wyczytała także,że do sprawy doszło, bo pozwana i jej mąż nie chcieli zapłacić odszkodowania panu B. za dwa zalania, które miały miejsce w odstępie kilku miesięcy.

Identyfikacja poprzez stronę Ministerstwa Sprawiedliwości

Następnie ustaliła, że sąd przeprowadził identyfikację pozwanej poprzez stronę Ministerstwa Sprawiedliwości, gdzie można zapytać o identyfikację osoby. - Z dokumentacji wynika, że na swoje pytanie sąd otrzymał dwa rekordy. Jeden dotyczył pani ze Sławna, który odrzucono, bo ta kobieta miała na pierwsze imię Anna. Drugi natomiast dotyczył mnie, choć ta informacja nie zawiera mojego adresu. W praktyce wyszło na to, że na podstawie tej niepełnej i nierzetelnej informacji sąd mnie skazał - uważa pani Małgorzata. Dziwi się, że sąd nie skontaktował się z ewidencją ludności w słupskim ratuszu i nie sprawdził, gdzie ona naprawdę mieszka.

Naruszona wiarygodność

- Szczerze mówiąc, sąd postawił mnie w trudnej sytuacji, bo moja wiarygodność w firmie, w której pracuję, została naruszona.
Moi przełożeni patrzą na mnie bardzo dziwnie, gdy im tłumaczę, że sąd się pomylił. Dlatego postanowiłam, że złożę odwołanie od wyroku do prezesa Sądu Rejonowego w Słupsku na działalność sądu.

Poza tym poradzono mi, żebym sprawę nagłośniła, bo mogę mieć kłopoty z jej wyjaśnieniem. Generalnie czuję się pokrzywdzona i poszkodowana, bo ja nie wiem, o co chodzi. Zastanawiam się, dlaczego sąd nie sprawdził ksiąg wieczystych, a podejmował decyzję bez upewnienia się, o kogo naprawdę chodzi - mówi pani Małgorzata.

Odwiedziła także pana Bogdana B., który mieszka przy ulicy Piłsudskiego. Okazało się, że to starszy człowiek, który jej nie zna. Tam dowiedziała się, że pozwana przez niego sąsiadka mieszkanie na ulicy Piłsudskiego wynajmuje, a sama z mężem mieszka w domku jednorodzinnym przy ulicy Wandy.

- W trakcie rozmowy zorientowałam się, że pan B. dokładnie nie orientuje się w sytuacji osoby, którą pozywa. Jeśli więc sąd pracuje na informacjach, które on przekazał, a ich dokładnie nie zweryfikował, to nie dziwię się, że ostateczne orzeczenie może być dziwne - uważa pani Małgorzata. O swoim problemie napisała także list do prezydenta Słupska.

Sąd wyjaśnia

O wyjaśnienia w tej sprawie poprosiliśmy sędzię Danutę Jastrzębską, rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Słupsku. - Ta sprawa jest ciągle wyjaśniana. Pełnej informacji jeszcze nie mogę udzielić, bo prezes Sądu Rejonowego w Słupsku zwrócił się o akta komornicze - powiedziała pani rzecznik.

Według niej stan faktyczny jest taki, że pozwana, której doręczono odpis pozwu, osobiście odebrała korespondencję sądową, ale na rozprawę nie stawił się ani powód, ani pozwana. Sąd uznał, że są spełnione warunki, aby wydać wyrok zaoczny. Jego odpis został wysłany do pozwanej, bo gdyby wyraziła sprzeciw, to doszłoby do postępowania zwykłego, prowadzonego z dowodami. Tym razem jednak pozwana, mieszkająca przy ulicy Wandy, nie podjęła korespondencji. Było tylko niepodjęte awizo. Ponieważ w określonych warunkach zgodnie z Kodeksem postępowanie cywilnego uznaje się to za skuteczne doręczenie, została orzeczeniu nadana klauzula wykonalności.

Stało się to 28 września. Wtedy wierzyciel mógł złożyć orzeczenie u komornika. Aby nadać klauzulę wykonalności, sąd musiał mieć pesel dłużnika. Ponieważ nie był wskazany w pozwie, sąd ustalał go u urzędu. Wg pani rzecznik z systemu ewidencji wynikało, że w Słupsku są dwie osoby o nazwisku Lasota, które jednak mają inne imiona, bo jest Małgorzata Lasota z ulicy Solskiego oraz Anna Małgorzata Lasota, która mieszka w innym miejscu.

- Skarga pani Lasoty została potraktowana jako sprzeciw od wyroku. W związku z tym sąd będzie mógł ustalić tożsamość pozwanych - mówi sędzia Jastrzębska.

Zbigniew Marecki

Jestem dziennikarzem "Głosu Pomorza". Mieszkam w Słupsku. Zajmuję się codziennymi sprawami mieszkańców Słupska i regionu słupskiego. Interesują mnie ludzie, życie społeczne i polityczne, gospodarka, samorząd i historia regionalna.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.