O krok od zabójstwa. Łup? 550 złotych i sześć wódek. Napad na emeryta pod Oświęcimiem

Czytaj dalej
Fot. Artur Drożdżak
Artur Drożdżak

O krok od zabójstwa. Łup? 550 złotych i sześć wódek. Napad na emeryta pod Oświęcimiem

Artur Drożdżak

Gdyby nie zimna krew policjanta, skatowany we własnym domu pod Oświęcimiem 80-letni Lucjan F. nie miałby szans na przeżycie. Dwaj bandyci skrępowali go kablem i zostawili na pewną śmierć. Ocalał cudem.

To była majowa, gorąca noc 2019 i zwykła interwencja (tak przynajmniej się zapowiadało) dotycząca zakłócenia ciszy nocnej. Patrol z komendy w Oświęcimiu nie pędził zatem na złamanie karku, lecz spokojnie pojawił się na ul. Orłowskiego.
Mundurowi dobrze znali ten adres, nie byli tu po raz pierwszy. Wiedzieli, że gospodarz ma bogatą kartę karną - pobyt w więzieniu to dla niego żadna nowina. Nie zdziwili się, gdy w środku zobaczyli Pawła M. i Rafała J. Potem były rutynowe czynności, legitymowanie, rozmowa dyscyplinująca, że jest zbyt głośno i sąsiedzi się skarżą, a na koniec rzut oka, czy nie dzieje się coś niepokojącego.

Właściwie policjanci już mieli odjeżdżać, gdy w pewnej chwili jeden z nich zauważył, że panowie w mieszkaniu przekazują sobie niedużą saszetkę. Mundurowy zabrał ją im, po czym zajrzał do środka. Znalazł dokumenty, które nie należały do żadnego z obecnych na imprezie mężczyzn.

Zapytani nie umieli wyjaśnić, skąd mają prawo jazdy, dowód rejestracyjny auta i legitymację emeryta Lucjana F.

Patrol ratuje życie

Intuicja podpowiadała, że coś tu nie gra, więc jeden z policjantów drogą radiową poprosił o wsparcie. Na polecenie oficera dyżurnego drugi patrol został wysłany na adres Lucjana F., to nie było daleko.

Niewielka uliczka na obrzeżach miasta, wolnostojący dom ukryty za drzewami. Na pukanie nikt nie odpowiadał, więc policjanci nacisnęli klamkę. Ku ich zaskoczeniu drzwi ustąpiły. Powoli weszli do środka z bronią gotową do strzału. Środków ostrożności nigdy za wiele, ale tym razem zamiast bandytów w środku domu znaleźli zakrwawionego i związanego gospodarza.
80-letni Lucjan F. leżał skrępowany w łazience z poszewką na głowie. To był ostatni moment, by uratować mu życie. Rzucił, z trudem łapiąc oddech, że padł ofiarą napadu i że sprawców było co najmniej dwóch.

Rozpoczęła się akcja ratunkowa, szybko przewieziono emeryta na szpitalny oddział ratunkowy oświęcimskiej lecznicy. Dr Andrzej K., gdy ujrzał pacjenta, nie miał wątpliwości, że akcja policjantów ocaliła Lucjana F. Z połamanymi żebrami i trudnościami z oddychaniem nie byłby w stanie długo utrzymać się przy życiu.

Włamywacze przystawili drabinę do budynku i w ten sposób pod osłoną nocy weszli do domu emeryta spod Oświęcimia.

Dodatkowe specjalistyczne badania - w tym tomografia komputerowa klatki piersiowej - wykazały, że emeryt miał poważne obrażenia wewnętrzne. W szpitalu pozostał przez kolejne trzy miesiące, potem przyplątała się też sepsa, która nadwerężyła zdrowie pacjenta. Mężczyznę czekała dłuższa rehabilitacja. Ale przeżył.

Równocześnie z akcją ratunkową Lucjana F. tamtej majowej nocy podjęto działania, by zatrzymać sprawców napaści. Nikt nie miał wątpliwości, że byli nimi recydywista Paweł M. i jego kompan Rafał J.

Mężczyźni trafili za kratki. Prokurator się z nimi nie cackał; obydwu postawił zarzut usiłowania zabójstwa emeryta w związku z rozbojem. Za to groziło co najmniej 12 lat odsiadki, więc panowie zaczęli robić wszystko, by ich wyrok nie był aż tak długi.

Weszli po drabinie

Opowiadali, że mieli jedynie zamiar dokonać kradzieży z włamaniem. Sprawdzili i byli pewni, że w domu nikogo nie ma. Dochodziła północ, gdy przycupnęli pod drzewami. Zauważyli, że na posesji jest drabina, więc przystawili ją do balkonu na pierwszym piętrze i wspięli się po cichutku.
Noc była gorąca, jasna, w budynku nie paliła się żadna żarówka, więc bez stresu dostali się do środka. Serce podskoczyło im do gardeł dopiero, gdy w ciemności niespodziewanie natknęli się na gospodarza. Błyskawicznie zmienili plan działania. Rozpoczęła się nierówna walka, 80-latek nie miał szans w starciu z 42-letnim Pawłem M. i 29-letnim Rafałem J. To byli młodzi, silni mężczyźni, mieli przewagę liczebną. Po pierwszym ciosie gospodarz upadł i szybko przestał się bronić przed gradem mocnych uderzeń i kopniaków.

Błagał o litość, byle tylko napastnicy darowali mu życie. Prośby nie robiły na nich wrażenia. Przewrócili meble, plądrowali wnętrze, byli brutalni i wulgarni. Domagali się wydania pieniędzy, biżuterii, kart bankomatowych i kodów PIN, by mogli pobrać gotówkę z bankomatów. Na nic się zdały słowa gospodarza, że nie ma wielu wartościowych rzeczy.

Zabrali mu 550 złotych, garść dolarów i euro oraz sześć butelek wódki. W końcu maltretowany przestał wzywać pomocy, w akcie desperacji ugryzł w palec jednego z bandytów. Obezwładnili go i zaciągnęli do łazienki. Rafał J. związał seniora kablem od telefonu i poszedł przetrząsać pomieszczenia w poszukiwaniu cennych łupów. W tym czasie Paweł M. kontynuował bicie emeryta.
Potem opisze to obrazowo: skakali mu po rękach.

Pozostawiony na śmierć

Później emeryt już nic nie widział, bo założono mu na głowę poszewkę od poduszki. Sprawcy rozbili telefon, widzieli, że Lucjan F. krwawi. Zostawili go związanego, tylko lekko poluzowali więzy, ale nie miał szans na wezwanie pomocy. Praktycznie zostawili pobitego mężczyznę na pewną śmierć. Z zewnątrz dom nie wyglądał, jakby doszło tam do napadu.
Rafał J. i Paweł M. wrócili do siebie, by napić się alkoholu po udanym skoku. Zachowywali się głośno, co skutkowało wizytą policji i wpadką przy przekazywaniu sobie saszetki z dokumentami Lucjana F.

W trakcie śledztwa Pawłowi M. postawiono jeszcze zarzut przywłaszczenia dokumentów znajomego, jego telefonów i pobicia tego mężczyzny. Dodatkowo odpowiadał za groźby wobec partnerki, uszkodzenie jej ciała, posiadanie porcji amfetaminy, spowodowanie kolizji drogowej i jazdę autem po pijaku mimo orzeczonego wcześniej zakazu prowadzenia pojazdów.
Za te czyny Paweł M. miał zarzuty w warunkach recydywy. Ponadto w napisanym liście miał nakłaniać swoją matkę do składania fałszywych zeznań, korzystnych dla niego.
Chodziło o to, by potwierdziła, że noc przed zatrzymaniem był u siebie w mieszkaniu - co miało być alibi, że nie dokonał ze wspólnikiem napadu na Lucjana F.

Wyrok skazujący

Od kilku z tych zarzutów oskarżony został uniewinniony, ale nie od tego głównego, czyli próby zabójstwa emeryta. Początkowo nie przyznawał się do winy, potem kręcił, że skoku na Lucjana F. dokonał z innymi osobami, ale to się nie potwierdziło. Później przekonywał, że to miał być tylko napad rabunkowy i nawet proponował dla siebie za to karę czterech lat odsiadki.
Twierdził, że gdy z kolegą wychodzili z domu pokrzywdzonego, emeryt był wtedy w takim stanie zdrowia, który nie zagrażał jego życiu.

Fakt, zniszczyli mu telefon, ale miał jeszcze do dyspozycji drugi aparat, z którego mógł wezwać pomoc. Poluzowali mu więzy, ponadto zostawili drabinę opartą o budynek, a drzwi otwarte, więc inne osoby mogły udzielić pomocy pobitemu. Wiedzieli też z obserwacji, że emeryta codziennie odwiedza kobieta, także ona na pewno na czas wezwałaby ratunek.
Rafał J. bronił się z kolei, że nie uczestniczył w biciu emeryta, bo koncentrował się na przeszukiwaniu pomieszczeń.
Sąd Okręgowy w Krakowie za próbę zabójstwa i pozostałe czyny skazał Pawła M. na 15 lat więzienia. Rafałowi J. wymierzono 12 lat odsiadki. Obaj mają też zapłacić po pięć tysięcy pokrzywdzonemu.

W złożonych apelacjach panowie chcieli niższych kar, jednak ich argumenty nie znalazły uznania w oczach Sądu Apelacyjnego w Krakowie. Wyrok został utrzymany w mocy.

Sędzia Jacek Polański w uzasadnieniu orzeczenia zwracał uwagę, że kary są surowe, ale sprawiedliwe, bo te dotychczasowe wymierzone choćby Pawłowi M. nie przynosiły efektu. - Dlatego teraz potrzebna jest długotrwała izolacja oskarżonych - nie krył sędzia.

[polecane]21106045,21106601,19906909,20972665[/polecane]

Artur Drożdżak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.