Paweł Hawran naturę traktuje jak skarb. A ona odpłaca złotem

Czytaj dalej
Fot. Radosław Brzostek
Joanna Krężelewska

Paweł Hawran naturę traktuje jak skarb. A ona odpłaca złotem

Joanna Krężelewska

Pszczelarz to zawód dla kogoś, kto kocha naturę i ją szanuje. W rodzinie Hawranów uprawiany jest od międzywojnia.

Temat pszczół, choć z różną częstotliwością, wraca jak bumerang. Od tych małych stworzeń jesteśmy absolutnie zależni. Dla pszczelarzy praca pszczół to biznes, ale by zakończył się sukcesem, połączony musi być z wielką pasją. Jaka jest kondycja naszych skrzydlatych przyjaciół i jak wygląda współczesna pasieka? Odwiedziliśmy Miłogoszcz, gdzie 27-letni Paweł Hawran, przedstawiciel czwartego już pokolenia pszczelarzy, z wielkim szacunkiem dla tradycji, w słoiczkach zamyka płynne złoto, jeden z największych darów natury.

Przy ulach pomagał już jako dziecko. Na początku nie zawsze chętnie, ale z czasem odkrył, że praca ta daje rzecz ogromnie cenną. - Lubię przyrodę, lubię być blisko natury. A tak właśnie pracuje pszczelarz - mówi. - I od razu uprzedzę pytanie. Można na tym zarobić, tylko trzeba spełnić kilka warunków. Po pierwsze trzeba mieć dużą wiedzę. Po drugie... ciężko pracować - uśmiecha się.

Wiedzę zdobywał w słynnym Technikum Pszczelarskim w Pszczelej Woli. Nie tylko zresztą wiedzę, ale i... miłość. W szkole poznał swą, dziś już narzeczoną, która nad morze (ze swoimi pszczołami, oczywiście!) przyjechała aż z okolic Lublina.

Choć pod stwierdzeniem „lubię bliskość natury” podpisuje się wiele osób, w rzeczywistości wiele z nich pszczół się... zwyczajnie boi. Tak było, kiedy pan Paweł przywiózł kilka uli do Koszalina, by skorzystały z dobrodziejstwa kwiatów akacji. - O czwartej rano postawiłem ule, a o ósmej już byli u mnie strażnicy miejscy. Skończyło się jednak na jednej rozmowie - uśmiecha się pszczelarz. Strach wynika z braku wiedzy i to właśnie grzech główny nas współczesnych. - Cywilizując się, w mocno odbiegamy o tego, dzięki czemu w ogóle istniejemy. A bez tego, co nas otacza, nie poradzimy sobie - mówi Paweł Hawran. Na przykład przetrwanie jego pszczół zależy od jego decyzji. - Załóżmy, że wieziemy ule na tzw. pożytek na pole rzepaku, a obok rośnie kukurydza. Kukurydza jest wiatropylna, dlatego rolnicy pryskają ją środkami owadobójczymi. A kiedy pszczoła zbierze pyłek z takiej kukurydzy, zginie. Kiedy byłem na praktykach w Austrii, doszło tam właśnie do potężnych wytruć pszczelich rodzin. Podobne zagrożenia mamy ze strony sadowników - stosują opryski na grzyby, po tygodniu znów na pasożyty.

Pszczelarz dba o swe pszczoły, podobnie o gości. Zaprasza nas do domu, w którym już od progu unosi się słodki zapach miodu. Hawran w szkle zamyka około dwudziestu gatunków płynnego złota. Sam tylko miód wielokwiatowy może być w postaci kremowej, podstawowej, z dodatkiem pyłku kwiatowego i propolisu, z pierzgą. - A ten jest dzisiejszy - 27-latek wskazuje na słoiczek na kuchennym stole. Próbujemy miodu lipowo-chabrowego z lasu. Płynny bursztyn. Zapach z nutą żywicy. Smak lekko ostry, słodycz przełamuje delikatna kwasowość, co pobudza kubki smakowe i finiszuje delikatną, ledwie wyczuwalną goryczką. A opisywać można każdą partię miodów, bo nie będzie dwóch takich samych. - Naszą koronną zasadą jest to, że nie standaryzujemy miodu. Co rok, na przykład miód wrzosowy czy faceliowy, może mieć delikatnie inny smak, bo przyjmujemy to, co daje nam przyroda. Nie dodajemy nic i nic nie ujmujemy, nawet temperaturą. A że pszczoła może przynieść z niezaplanowanej podróży domieszkę innego pyłku, bierzemy go od niej - uśmiecha się pszczelarz.

Jak właściwie „tworzy się” różne smaki miodów? Cóż, pszczelarz zabiera swe pszczoły-podróżniczki na wycieczki! - Areał trzystu osiemdziesięciu hektarów gryki. Wywozimy tam 250 uli. Wiemy, że to będzie miód gryczany, bo areał kwiatów jest taki, że pszczoły nie są w stanie przynieść innego pyłku. Ewentualnie kiepskie warunki pogodowe mogą nie sprzyjać nektarowaniu rośliny i tylko wtedy pszczoły nie będą siedzieć spokojnie, a będą szukać czegoś innego w okolicy. Dlatego trzeba bacznie obserwować, co się dzieje, czuć jak bije serce natury - tłumaczy pszczelarz.

Zgodnie z zasadą „bliżej natury” Hawrankowie popularyzują miody nierozgrzewane. - W produkcji masowej miód musi być podgrzany, aby pompy mogły sprawnie go podawać oraz żeby nie krystalizował się w słoikach. Wtedy w miodzie giną jego elementy żywe, czyli ponad 20 biopierwiastków, enzymy, aminokwasy, olejki eteryczne, inhibitory, czy ciała odpornościowe - wyjaśnia pszczelarz. Co zatem, jeśli kupiony miód po wielu tygodniach wciąż nie krystalizuje? Możemy być pewni, że jest to tak naprawdę wysokokaloryczny produkt, pozbawiony swoich koronnych właściwości.

A który z miodów najbardziej smakuje pszczelarzowi? - Lubię spadziowy iglasty i wrzosowy. Lubię delektować się tymi miodami, których jest niewiele - zdradza. Lawendowy, tymiankowy, a nawet pomarańczowy - może być tyle rodzajów miodów, ile jest na świecie gatunków miododajnych kwiatów. A dokładniej skupisk kwiatów w większej liczbie i na większym terenie. Tam właśnie można zawieźć ule i...

I co dalej? - Transport organizujemy zazwyczaj nocą. Rano otwieramy wyloty uli. Wtedy pszczoła wylatuje, okrąża ul, orientuje się w terenie. I wącha. Węch ma idealny. Czuje zapach, instynkt mówi jej: leć, zbieraj. Po jakimś czasie wraca do ula i przekazuję nektar koleżankom. One smakują i pytają: skąd masz? Pszczoła zaczyna wtedy taniec. Z określoną częstotliwością potrząsa plastrem i dzięki temu inne pszczoły wiedzą, gdzie lecieć. Dostają instrukcję. Zbieraczki lecą do pracy, a pszczoły ulowe przekazany nektar, który składa się z wody i około 10 procent cukru, zamieniają na 20 procent wody i 80 procent cukru. To nazywamy już miodem. Składają go od góry plastrów i zakrywają później wieczkiem - tak z punktu widzenia pszczoły wygląda cały proces. Cud natury. Jeśli dodamy, że w ulu się nic nie marnuje, jest tu świetna organizacja pracy, podział obowiązków, to możemy mówić, że jest to superorganizm! - opisuje pszczelarz.

Ciekawostką jest wspomniany przez Pawła Hawrana wyczulony węch pszczół. - Przeprowadzono pewien eksperyment. Badacze podkarmiali pszczoły syropem z narkotykami. Później pszczoły krążyły wokół aut przemytników, bo wyczuwały tam... pokarm, czyli narkotyki. Celnicy wiedzieli, gdzie szukać! - słyszymy.

Pszczelarz musi swych podopiecznych doglądać, patrzyć nie tylko na pogodę, ale na nastroje w ulu. Kiedy zaczyna się robić w nim tłoczno, kiedy pszczoły wydajnie się mnożą, dokłada im tzw. korpus, czyli segment ula. Inaczej polecą z matką na drzewo i tam przeniosą rodzinę. A kiedy skończy się jeden pożytek, czyli źródło pyłku i nektaru, podróżniczki czeka kolejna wyprawa - borówka amerykańska, facelia akacja, lipa, gryka, wrzos. W zależności od roku, od aury, rozkłada się to różnie w czasie.

- W tym roku start był bardzo szybki, będzie szybki finisz, bo pszczoły już się przygotowują do zimy. Już nie rozmnażają się jak latem - tłumaczy pszczelarz z Miłogoszczy.

Dziś pszczoły pana Pawła zwiedzają okolice Drawska Pomorskiego. Dzielnie pracują, by za kilka dni gotowy był miód wrzosowy. Później znów ruszą zwiedzać okolicę.

A co z plastrami wypełnionymi miodem? Te zwożone są do pasieki, wirowane - kiedyś ręcznie, dziś pomaga w tym technika - a później miód zlewany jest do beczek, z nich zaś do słoików.

Czy pszczoły złoszczą się, kiedy pszczelarz zagląda do ula? Często musi wyciągać żądła? - Są zasady BHP! - śmieje się pan Paweł. - Rękawice, kapelusz z bluzą. To chroni pszczelarza, choć, oczywiście, nie można mieć oczu dookoła głowy i zdarza się tak, że trzeba wyjąć żądło.

Pszczelarz ma radę, dla wszystkich użądlonych. Żądła nie wolno po prostu chwytać dwoma palcami i wyciągać, a trzeba je wydrapać. Ta pszczela broń składa się z dwóch segmentów. Każdy z nich ma kolce jak harpun, a do tego swoje umięśnienie i torebkę jadową. Dwa segmenty poruszają się na przemian, zaczepiając kolcami, dzięki czemu żądło wchodzi w skórę. Żeby prawidłowo je wyciągnąć, należy je zdrapać. Jak ktoś je złapie i wyrwie, wciśnie cały jad z torebki - tłumaczy.

Pszczoły są zestresowane, kiedy ktoś podnosi dach ich mieszkanka, przestawia im meble, wynosi córki z pokoju. Dlatego pan Paweł ma dla nich coś na uspokojenie. Dym z dmuchawki, którego aromat po prostu je zniewala. - To suszone łodygi tymianku. Dym pięknie pachnie i zawiera tymol, który uspokaja pszczoły - tłumaczy pszczelarz.

Dym działa kojąco na pszczoły, na wielu łasuchów podobnie działa miód. Ale czy mamy świadomość, co kupujemy? Co kryje się za napisem na słoiczku: „mieszanka miodów z krajów spoza UE”? - Z tym różnie bywa. Ale wiele osób ma świadomość, że kupując taki produkt, nie wie o nim nic. Skąd jest, jak został przygotowany, co w nim jest. Jeśli miód ma spełniać swe właściwości, trzeba wiedzieć, co się kupuje - tłumaczy Paweł Hawran. - Mało tego, nie możemy wiedzieć, jak pszczelarze leczą pszczoły, jeśli sezon w ich krajach trwa cały rok. Kiedy te pszczoły posiądą pasożyta -roztocze Varroa - wtedy zachorują. W naszym umiarkowanym klimacie zima to czas, w którym można leczyć pszczoły, wymieniać im ramki, czego efektem jest czysty miód. Dlatego warto sięgać po miody z polskiej pasieki. Bez chemii.

A coraz popularniejsze pasieki w miastach, na dachach budynków? Hotele dla pszczół? - Pszczoły zaczynają być modne - uśmiecha się 27-latek. - I bardzo dobrze! W mieście są również potrzebne, żeby zapylać. Przecież przydomowe ogródki są zależne od owadów. Ludzie muszą spojrzeć na pszczołę, jak na potrzebnego przyjaciela. Pożytecznego. A to daje edukacja. Wiedza - tłumaczy pszczelarz.

Swoją wiedzą rodzina Hawranów chętnie się dzieli. Pan Piotr, ojciec Pawła, dostaje zaproszenia do szkół i przedszkoli. Tam opowiada o człowieczo-pszczelej przyjaźni. Przybliża, edukuje, by przyjaźń ta trwała zawsze.

Joanna Krężelewska

Rocznik 1983. Absolwentka Wydziału Nauk Historycznych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Studentka psychologi na Uniwersytecie Gdańskim. Od 2006 roku dziennikarka „Głosu Pomorza”, dziś „Głosu Koszalińskiego”. Na łamach dziennika relacjonuje przebieg procesów sądowych w sprawach karnych. Pisze o kulturze, sprawdza, co dzieje się w gminie Sianów i gminie Karlino. Na gk24.pl prowadzi magazyn poświęcony kulturze. Autorka książki „Historia pisana zbrodnią”, poświęconej najgłośniejszym procesom sądowym w sprawach karnych, które toczyły się przed koszalińskim sądem po II wojnie światowej. Nałogowo czyta, szczególnie kryminały i przepisy kulinarne. Uwielbia podróże, żeglowanie, wycieczki rowerowe, las i mokry nos psa Muffina.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.