Lekarze z Ukrainy luki w systemie nie wypełnią, ale dobrze, że są i leczą

Czytaj dalej
Fot. Radek Koleśnik
Joanna Boroń

Lekarze z Ukrainy luki w systemie nie wypełnią, ale dobrze, że są i leczą

Joanna Boroń

Średni wiek lekarza specjalisty w Polsce to prawie 60 lat. Czy ratunkiem dla naszego systemu opieki zdrowotnej i dla pacjentów staną się lekarze z Ukrainy? Wielu z nich już nas leczy.

Lila Tymko jest lekarką ze Lwowa, tam pracowała jako lekarz rodzinny przez 15 lat. Od niedawna przyjmuje pacjentów w Wojskowej Specjalistycznej Przychodni Lekarskiej w Koszalinie. To nie wojna zmusiła ją do opuszczenia kraju oraz swoich pacjentów, ale finanse. Choć pracowała jako lekarz, a jej mąż jako inżynier, trudno było im związać koniec z końcem. Szczególnie że wspomagali rodzinę.

Pięć lat temu podjęli trudną decyzję o wyjechaniu do Polski. Koszalin wybrali dlatego, że tu była praca. Najpierw przyjechali sami, potem ściągnęli córkę, która poszła do podstawówki. Lekarka pracowała w fabryce. Uczyła się języka polskiego.

Bardzo chciała jak najszybciej wrócić do zawodu. Niestety, jej córka zachorowała na poważną chorobę przewlekłą. Mówi ze łzami w oczach, że polscy lekarze ze Szczecina uratowali życie jej dziecku, a tym samym całej rodzinie. Opieka nad córką pochłonęła całą jej uwagę. Zamierzała do Koszalina sprowadzić także swoją mamę. Ale ta, choć pragnie być z bliskimi, nie może w sobie znaleźć siły, by opuścić swoją ojczyznę.

Przez lata bardzo brakowało jej kontaktu z pacjentami. Nie ukrywa, że medycyna to jej pasja, zawód wymarzony. Gdy polski rząd zdecydował się uprościć procedury dla lekarzy zza wschodniej granicy, postanowiła wrócić do leczenia.

- Czuję się z tym fantastycznie - mówi, ale przyznaje też, że to wymagało ciężkiej pracy i przełamania kilku barier. Jedną z nich była znajomość programów komputerowych i biurokracja. - Bo przecież choroby są wszędzie takie same, pacjenci też są podobni - opowiada.

Mówi, że zasady leczenia w Polsce i Ukrainie także są takie same, choć nieco inna jest droga do specjalizacji (patrz - ramka). To, co wspomina z czasów swojej pracy na Ukrainie, to kwestia dostępności do lekarza. W Polsce praktycznie każdy objęty jest ubezpieczeniem zdrowotnym. Za jej czasów na Ukrainie tak nie było.

W powrocie do pracy po pięcioletniej przerwie pomocni okazali się nowi koledzy z przychodni. A i pacjenci pomogli swoją życzliwością. Atutem naszej rozmówczyni jest to, że dobrze mówi po polsku, ma też w sobie dużo spokoju i życzliwości. I entuzjazmu.

- Tak bardzo się cieszę z każdego pacjenta - mówi i już planuje następne kroki na swojej zawodowej ścieżce. Na razie dostała warunkowe prawo wykonywania zawodu. Chciałaby nostryfikować swój dyplom. Ale to wymaga czasu.

Patrycja Gburzyńska-Czudzinowicz, zastępca dyrektora Wojskowej Specjalistycznej Przychodni Lekarskiej, mówi, że nowa lekarka to dla przychodni cenny nabytek. Pacjenci są zadowoleni. Zatrudnienie Lili Tymko pozwala też objąć opieką osoby z Ukrainy, których w naszym regionie jest wiele.

Medyków ze Wschodu coraz więcej

Takich lekarzy jak Lila Tymko w całym regionie szybko przybywa. Skorzystali na tym, że rząd znacznie uprościł procedurę zatrudniania medyków i potwierdzania ich profesji, najpierw w powodów covidowych, a potem z powodu fali uchodźców wojennych.

Najnowszym przepisom, tym wojennym, podlegają osoby, które:

- ukończyły co najmniej pięcioletnie studia na kierunku lekarskim lub lekarsko-dentystycznym poza terytorium Unii Europejskiej,

- mają tytuł lekarza lub lekarza dentysty specjalisty poza terytorium Unii Europejskiej,

- mają zaświadczenie od podmiotu wykonującego działalność leczniczą w Polsce, który planuje je zatrudnić,

- mają co najmniej trzyletnie doświadczenie zawodowe jako lekarz specjalista lub lekarz dentysta specjalista w danej dziedzinie, uzyskane w okresie ostatnich pięciu lat.

Są trzy ścieżki zatrudnienia ukraińskich medyków, ale formalności w nich skrócono do minimum.

- Pierwsza ustawa „covidowa” dotyczyła głównie lekarzy z Ukrainy i Białorusi - mówi Katarzyna Krystosik-Łasecka, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Koszalinie. - Po wybuchu wojny na Ukrainie uchwalono ustawę tak zwaną wojenną, która jeszcze złagodziła wymagania względem lekarzy mających status uchodźców. Pozwoliła na przykład lekarzom na to, by przedstawiać kopie dokumentów, bo gdy komuś spłonął dom, to trudno od niego oczekiwać oryginału dyplomu. Na podstawie obu tych ustaw lekarz może uzyskać warunkowe prawo wykonywania zawodu ważne przez maksymalnie pięć lat. My przyjęliśmy zasadę, że dajemy takie prawo na rok z opcją przedłużenia. Powiem tylko, że w przypadku pierwszych lekarzy z ustawy covidowej wszystkim przedłużyliśmy warunkowe prawo wykonywania zawodu.

Jak zdradza, nie było skarg od pacjentów na ich pracę. Można więc z tego wyciągnąć wniosek, że się sprawdzili.

Koszalińska rada takich warunkowych praw wydała 30, dziewięcioro lekarzy już złożyło papiery.

- Ale proszę pamiętać, że jesteśmy małą izbą i na naszym terenie tych lekarzy starających się o prawo wykonywania zawodu jest mniej. Tu ważna uwaga: lekarz spoza Unii Europejskiej, który chce u nas pracować, musi się zwrócić do ministra zdrowia o zgodę na pracę na terenie Polski. Minister wydaje zgodę. To dokument, który ma cechy warunkowego wykonywania zawodu, ale to nie wystarcza. Tylko Okręgowa Izba Lekarska może bowiem przyznać prawo wykonywania zawodu. Powstaje problem, bo nie wszyscy lekarze spoza Unii zwracają się do izby, część dyrektorów zatrudnia lekarzy wyłącznie na podstawie zgody z ministerstwa, bo to skraca procedury. Wiemy, że tak dzieje się i w naszym regionie - wyjaśnia Katarzyna Krystosik-Łasecka.

- Obecnie w Szpitalu Wojewódzkim w Koszalinie pracuje około 30 uchodźców z Ukrainy - podobny stan utrzymuje się od czasu wybuchu wojny za naszą wschodnią granicą, jednakże w tej grupie jest rotacja. To znaczy, że część medyków, którzy zgłosili się do nas krótko po 24 lutego i nieco później, została, a część odeszła, między innymi z powodu decyzji o powrocie do Ukrainy albo o przeprowadzce do innego miasta w Polsce. Na ich miejsce zgłosili się nowi - mówi Marzena Sutryk, rzecznik koszalińskiego szpitala. - Obecnie wśród zatrudnionych uchodźców z Ukrainy jest trzech lekarzy z prawem wykonywania zawodu, którzy pracują m. in. na Oddziale Obserwacyjno- Zakaźnym. Są również pielęgniarki, które pracują jako sanitariuszki.

Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Słupsku zatrudnia 43 pracowników medycznych pochodzących z zagranicy. W tej grupie zdecydowanie przeważają obywatele Ukrainy - 32 osoby. Obywateli Białorusi jest 9, a Rosji - dwie osoby. W tej grupie 25 osób posiada uprawnienia (w tym 22 lekarzy), a 18 oczekuje na prawo wykonywania zawodu.
Już przynajmniej kilku lekarzy z Ukrainy pracuje w szczecineckim szpitalu i w prywatnych gabinetach dentystycznych w tym mieście i na terenie powiatu.

- W szpitalu mamy trzech asystentów medycznych: neonatologa, ginekologa i psychiatrę oraz jedną pomoc psychologa - mówi Piotr Rozmus, rzecznik prasowy szczecineckiego starostwa.
Polski pacjent wymaga lekarza, który zna dobrze język polski

Zgodnie z prawem polski pacjent ma prawo do uzyskania informacji o swoim stanie zdrowia w języku polskim. Jego lekarz powinien więc biegle władać polszczyzną i to jej medyczną wersją. Dla tych lekarzy z Ukrainy, którzy przybyli do Polski niedawno, to problem. Pomagają potencjalni pracodawcy, organizując intensywne kursy języka. Bezpłatne zdalne szkolenia organizował też samorząd lekarski. Lekarze uczą się też na własną rękę.

Poczucie bezpieczeństwa pacjentom może dawać zapis, że przez pierwsze trzy miesiące lekarz ma pracować pod nadzorem innego lekarza.

Jak tłumaczy Katarzyna Krystosik-Łasecka, która jest w komisji przyznającej prawo do wykonywania zawodu, nie chodzi o to, by lekarzom patrzeć na ręce, ale po to, by im pomóc wdrożyć się w polskie procedury i w kontaktach z pacjentami.

W przypadku lekarzy spoza Unii Europejskiej, którzy chcą dostać bezterminowe prawo wykonywania zawodu, konieczna jest oczywiście nostryfikacja dyplomu. To rozłożony w czasie proces, którego etapem, prócz kolokwiów i egzaminów, jest też egzamin egzamin z medycznego języka polskiego. Lekarze, którzy nas leczą na podstawie warunkowego prawa (przypomnijmy - można je uzyskać na maksymalnie pięć lat), z czasem mogą przejść przez proces nostryfikacji.

Na razie system ratują emeryci. Czy zastąpią ich lekarze ze Wschodu?

Z raportu OECD „Health at a Glance: Europe 2020” wynika, że średnia liczba praktykujących lekarzy dla państw Unii Europejskiej wyniosła w 2018 roku 3,8. To znacznie więcej niż w Polsce, gdzie na 1000 mieszkańców przypadało 2,4 praktykujących lekarzy.

Poważnym problemem jest to, że w Polsce co czwarty lekarz (25,1%) uprawniony do wykonywania zawodu w 2020 roku był w wieku emerytalnym i miał 65 lat i więcej. A zatem coraz więcej spośród wyspecjalizowanych lekarzy będzie przechodzić na emeryturę. Co roku więcej z nich nabywa uprawnień emerytalnych niż wchodzi do zawodu.

Najliczniejszą grupę medyków spoza Unii Europejskiej pracujących w Polsce stanowią lekarze z Ukrainy i Białorusi. Według danych z końca marca, w polskim systemie pracowało ponad 1200 lekarzy z zagranicy, w tym 700 z Ukrainy.

Zgodnie z aktualnymi informacjami resortu zdrowia, zgody na podstawie tzw. systemu uproszczonego w województwie zachodniopomorskim otrzymało od ministerstwa zdrowia ponad 60 lekarzy (w tym 21 to osoby korzystające z ustawy tzw. wojennej), a w pomorskim - ponad 100 osób.

Jak kształcą się lekarze na Ukrainie

Studia medyczne, tak jak i w Polsce, trwają sześć lat. Po nich lekarz trafia na internaturę, czyli staż specjalizacyjny, który trwa od roku do trzech. Na tym etapie lekarz zdobywa specjalizację poprzez zajęcia i praktyki związane wyłącznie z daną specjalizacją.

Po internaturze lekarz uzyskuje dyplom specjalisty. Posiada pełne prawo wykonywania zawodu lekarza ze specjalizacją.

Kolejny etap to ordynatura, która trwa do trzech lat. To nieobowiązkowe podwyższanie kwalifikacji w danej specjalizacji, potrzebne na stanowiska kierownicze w placówkach medycznych.

Po uzyskaniu specjalizacji co pięć lat lekarz podwyższa swoje kwalifikacje specjalizacyjne poprzez atestację.

Atestacja - co pięć lat komisja bierze pod uwagę doświadczenie lekarza (przeprowadzone zabiegi, itd.) oraz egzamin i w momencie uzyskania pozytywnej odpowiedzi wydaje dokument potwierdzający podwyższenie kwalifikacji.

Po pierwszych pięciu latach lekarz przystępuję do egzaminu, po którego zdaniu uzyskuje kwalifikacje II stopnia, po kolejnych pięciu latach I stopnia i po kolejnych pięciu latach - najwyższą kategorię.

Joanna Boroń

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.