Joanna Krężelewska

Kultura w Koszalinie musi być. I jest. Tylko czy dla wszystkich?

Dyskusja w Jazzburgercafe dotknęła systemu wsparcia młodych talentów, promocji zdolnych koszalinian już na etapie kształcenia Fot. Radek Koleśnik Dyskusja w Jazzburgercafe dotknęła systemu wsparcia młodych talentów, promocji zdolnych koszalinian już na etapie kształcenia
Joanna Krężelewska

I Koszaliński Kongres Kultury poprzedziły cztery panele dyskusyjne. a Kultura - ale jaka? - odpowiedzieć mieli mieszkańcy.

Każdy może być współtwórcą programu rozwoju kultury w Koszalinie - to motto przyświecało cyklowi debat. Każda dotyczyła innego tematu: kultura młodych i młodym; uczestnictwo w kulturze; kultura a biznes; w poszukiwaniu tożsamości miasta. Co ciekawe, dyskusje bywały burzliwe.

Trafić do młodych

Gospodarzem pierwszego panelu był Jazzburgercafe, a dyskusję poprowadził Kuba Grabski. Spotkanie poświęcone młodym, młodych nie zelektryzowało, choć jak zapewnił prowadzący, zaprosił na nie setki uczniów z koszalińskich szkół. Na początku młodych osób udało się naliczyć dziewięć, z czasem dosiadały się kolejne. W sumie niewiele straciły, bowiem dyskusja rozpoczęła się dopiero w czterdziestej minucie spotkania. Wcześniej miało ono raczej formę wykładu, który przybliżał m.in. badanie DNA Miasta - raport Fundacji Res Publica, który - opublikowany w marcu tego roku - miał pomóc w budowaniu Strategii Rozwoju Kultury w mieście.

Głosy młodych koszalinian były intrygujące. Jeden z nich wskazał na problem w ofercie szkolnictwa wyższego: - W Koszalinie dużo się dzieje. Wiele może nas zainteresować. Wiele imprez prezentuje debiuty, ale nie nasze. Nie mamy tu wyboru uczelni, kierunków artystycznych, które wykuwać będą młode talenty. Dlatego wiele młodych osób wyjeżdża na studia poza miasto.Kontra była natychmiastowa, a diagnozowała problem społeczny, właściwy nie tylko Koszalinowi. Problem smutny: stajemy się coraz bardziej aspołeczni. - Często pojawia się argument, że młodzi ludzie wyjeżdżają. Zgoda. Ale dziś usłyszałem, że na Politechnice Koszalińskiej w tym roku akademickim studiować będzie siedem tysięcy młodych osób - mówił Arkadiusz Wilman, uczestnik debaty. - Gdy słyszę argument, że w tym mieście nie ma młodych, to uważam, że wprowadza on w błąd. Problem jest inny. Zobaczmy, jedyny klub studencki w tym mieście, upadł. Jedyna aktywność młodych ludzi z akademików, to spacer do sklepu po czteropak. Nawet inna jest kultura imprezowania w akademikach. Już nie idzie się do pokoju obok, do kogoś. Teraz siedzi się samemu ze smartfonem albo laptopem. To aspołeczny tryb życia.

Wyjściu z domu czy akademika, zdaniem części rozmówców, nie sprzyjają również ceny biletów na niektóre imprezy. Ewa Czapik-Kowalewska, szefowa Studia Artystycznego im. Ziembińskich, zdecydowanie najbardziej aktywna uczestniczka debaty, podkreśliła, że to pieniądze są często barierą dla młodych. - Jeden z kulturotwórczych festiwali kierowany jest rzekomo do młodych ludzi. Rzekomo, bo byłam na wszystkich jego siedmiu edycjach i młodzież stanowiła tam nikły procent. Ja i mój mąż musieliśmy zapłacić za uczestnictwo w festiwalu 400 złotych. Jak ma pojawić się tam młody człowiek? Od wielu lat pytam, dlaczego młodzież nie może uczestniczyć w festiwalu tak, jak na to zasługuje - podkreśliła. A chodzi o Koszalińskie Konfrontacje Młodych m-Teatr, imprezę biletowaną. Czapik-Kowalewska zaproponowała promocyjne ceny dla uczniów, ale też... większą świadomość przy ustalaniu terminów wydarzeń. - m-Teatr był we wrześniu, kiedy studentów w Koszalinie nie było - zaakcentowała.

Jedna z licealistek pochwaliła Centrum Kultury 105 za dostępność oferty koncertowej. - Bilety na występ Darii Zawiałow kosztują 10 złotych. Średnio bilety na koncerty w Clubie 105 kosztują 30 złotych. Na taki, ze wsparciem rodziców, mogę sobie pozwolić - powiedziała. Co innego ceny biletów na koncerty gwiazd (w ostatnim czasie to choćby Dawid Podsiadło, Kayah). Tu trzeba liczyć się z wydatkiem około 100 zł.

W Koszalinie nie brak jest jednak imprez absolutnie darmowych albo kosztujących grosze. O zł kosztuje choćby wstęp na Młodych i Film, na festiwal Integracja Ty i Ja, na wiele spotkań w bibliotece. DKF? Seans za 9 zł. Wszyscy zgodzili się, że oferta kulturalna jest bogata, ale... gorzej z uczestnictwem. Dlaczego? Pomysłów było kilka. Zazębiają bądź nakładają się terminy imprez, albo... o imprezach młodzi nie wiedzą. Jak to możliwe, skoro wydawnictw papierowych i cyfrowych, wszelkich kanałów informacyjnych jest mnóstwo.

- Nie słucham radia, gazeta rzadko wpada mi w rękę, nie oglądam „kablówki”. Widzę czasem wiadomości na facebooku. Ale czasem mi te informacje przelatują, bo tyle stron mam „zalajkowanych”. Jest za duży napływ informacji - powiedziała jedna z licealistek.

- Ja szukam informacji na plakatach i banerach. Może warto informacje na plakatach przekazywać do szkół? Problem młodych jest taki, że nie rozmawiają. Wchodzę do autobusu i wszyscy siedzą na facebooku. Dziś poczta pantoflowa nie działa. Nie wymieniamy się informacjami, co się dzieje - dodał jej kolega.

Pojawił się pomysł na postawienie miejskich słupów informacyjnych, które będą uzupełnieniem ratuszowego telebimu.

I kolejny wniosek - brak zaangażowania ze strony młodych. - Informacje są. Trzeba chcieć do nich dotrzeć. Poszukać ich. Wykazać inicjatywę - padła rada.

Czy można zaangażować młodych nie tylko w bycie odbiorcami kultury, ale też w działalność kulturotwórczą? Jednym z pomysłów było utworzenie obywatelskiego budżetu młodych.

Dyskusja dotknęła też systemu wsparcia młodych talentów, promocji zdolnych koszalinian już na etapie kształcenia. Szkoda, że w dyskusji zabrakło głosu nauczycieli, dyrektorów szkół, czy przedstawicieli uczelni. Byli nieobecni.

Od najmłodszych lat

Drugie spotkanie w restauracji City Box poprowadziła dziennikarka Joanna Wyrzykowska, a dyskusja dotyczyła uczestnictwa w kulturze. Pierwszy i najważniejszy wniosek wysnuć można było błyskawicznie - po wypowiedziach dwóch muzyków - Macieja Osady-Sobczyńskiego i Wojciecha Bałdysa. Obaj podkreślili, że warto wychodzić z nowymi inicjatywami dla dzieci, bo one tego łakną i korzystają z oferty kulturalnej. A w ten sposób wychować można człowieka w duchu zrozumienia kultury - tej średniej, wyższej i wysokiej. Dorosły będzie już rozumiał... - Niedługo minie 40 lat, jak odwiedzam szkoły i przedszkola z terenu dawnego województwa koszalińskiego. Kiedyś robiła to Filharmonia Koszalińska, od około 20 lat prywatna agencja. Grupy kilku muzyków, znakomitych instrumentalistów, pedagogów odwiedzają małe szkoły, a dla uczniów to wielkie wydarzenie. Efekt tego jest taki, że dziś w Filharmonii Koszalińskiej jest zawsze pełna sala i dyrygenci z całej Europy pytają, jak my to robimy. Gramy przy pełnej sali dlatego, że słuchaczy od kilkudziesięciu lat wychowujemy - mówił Wojciech Bałdys.Dodał, że warto, by samorządy włączyły się w finansowanie takiej formy edukacji kulturalnej.

Tyle o dzieciach. A młodzież? Atmosfera spotkania stała się gorąca po wystąpieniu Remigiusza Knittera, przewodniczącego Parlamentu Studentów Politechniki Koszalińskiej. - Młodzi uciekają z Koszalina, bo tu są zajęcia dla dzieci albo dla osób starszych. Jeżeli nie będziemy się skupiać na młodzieży, to stąd wyjedzie - oświadczył. I dodał, że zaporą przed udziałem młodych w kulturze jest cena. Kiedy pojawiły się głosy sprzeciwu, bo wiele jest darmowych imprez, na których słabo jest z frekwencją studentów, przewodniczący oświadczył: - To brak przepływu informacji między miastem a Politechniką Koszalińską - i dodał, że trzeba skontaktować się z samorządem studentów, a wtedy on rozreklamuje daną imprezę.

Agnieszka Marczak, specjalistka ds. rozwoju biznesu, zareagowała natychmiast: - Urząd nie jest bezpośrednio odpowiedzialny za to, by państwa o czymś informować. Każdy z nas ma prawo szukać informacji. Informacja jest, tylko trzeba chcieć ją znaleźć.

Zareagował też dr Dariusz Magierek, prodziekan ds. kształcenia na Wydziale Humanistycznym PK: - Mój drogi studencie, czym się różni student od mieszkańca Koszalina, który przychodzi na imprezy bezpłatne, najlepsze w Polsce? - zapytał, a za przykład podał festiwal „Integracja Ty i Ja”, który kosztował zero złotych. - Mój drogi studencie, gdzie byliście? Powiem ci, drogi studencie, że większego i lepszego przeżycia sztuki, filmu i największych ludzi, naprawdę nie było. Odrobinę pokory i czytania ze zrozumieniem. Imprez w mieście jest dużo, również tych za zero złotych. Czytajcie i przychodźcie.

Jacek Wezgraj z partii Razem dodał, że w Koszalinie nie istnieje kultura studencka. - Chcę, żeby studenci dawali też coś miastu, a nie tylko oczekiwali od miasta - zaakcentował.

Wspólny wniosek był taki, że problemem nie jest liczba imprez. - Może chodzi o jakość oferty kulturalnej dla mieszkańców Koszalina. Na przykład w dziedzinie sztuk plastycznych. Żeby zobaczyć coś wartościowego, muszę jechać do Kołobrzegu. Tam zobaczę Beksińskiego, Dudę-Gracza. A propozycją Galerii Scena był performance - mycie podłogi w pubie, co nie zainteresowało psa z kulawą nogą - to jeden z głosów.

Wszyscy zgodzili się, że mieszkańcy miasta lubią wydarzenia spektakularne - koncerty, festiwale. One cieszą się dobrą frekwencją. Ale pomiędzy nimi bywa różnie. - Nie ma mody, żeby chodzić na to, co robione jest w Koszalinie przez koszalinian - to jeden z wniosków. Jak temu zaradzić? Pomysłów było wiele. Lepsza promocja, większe zaangażowanie mediów? W sedno znów trafił dr Dariusz Magierek. - Nie obarczajmy mediów tym, co powinni zrobić rodzice. To oni powinni uczyć uczestnictwa w kulturze, zamiast zabierać dzieci do galerii handlowej - powiedział.

Biznes to partner

Na pytanie jak zbudować trwałą i partnerską sieć relacji i współpracy pomiędzy instytucjami kultury i lokalnym biznesem odpowiedzieć miała trzecia debata, którą poprowadził dziennikarz Piotr Pawłowski. - Kultura w naszym mieście jest na naprawdę wysokim poziomie. Jest wiele imprez, których dostępność jest relatywnie powszechna - od pozytywnego akcentu rozpoczął Jarosław Loos, przedsiębiorca branży okiennej, współwłaściciel Teatru Muza Variete. - Dobrze funkcjonują instytucje kultury, co nie znaczy, że nie może być lepiej. Warto stworzyć więcej możliwości wykorzystywania tych instytucji przez różne środowiska, różne grupy mieszkańców. Przykładem takiego zaangażowania są koncerty charytatywne, tam organizowane.

Jednym z najważniejszych tematów debaty była kwestia wsparcia świata kultury przez świat biznesu. Grzegorz Drukarczyk, dziennikarz i pisarz, zaznaczył: - Rozmawiając o styku biznesu i kultury stawiamy kulturę w roli ubogiego, proszącego o wsparcie. Zapominamy o jednej rzeczy - jeśli będzie pustynia kulturalna, co zrobią biznesmeni? Na przykład pustynia literacka - kto będzie pisał teksty reklam? Nie te prymitywne, ale te artystyczne, które przyniosą efekt. Między biznesem a kulturą powinna być relacja partnerska.

To będzie jednak możliwe, jeśli sponsor, mecenas stanie się częścią projektu. Przedsiębiorcy musi się to też opłacać. Ale o tym trzeba rozmawiać. I tu kolejny wniosek - to brak relacji między biznesem a kulturą. - Ani przedsiębiorcy nie mają rozeznania kim są artyści, nie znają ich zamierzeń i projektów, ani artyści nie znają przedsiębiorców - zauważył fotografik Zdzisław Pacholski. - Jest to przerwane ogniwo. Brakuje styku między biznesem a kulturą. Dzisiejsze spotkanie odczytuję w kategorii pierwszego kroku do takiego zbliżenia.

Jednym z pomysłów było utworzenie swoistego impresariatu, który zbliży te dwa światy. Innym - stworzenie fundacji dla kultury Koszalina, której członkowie mogliby oceniać merytorycznie projekty i wspierać ich finansowanie. Wtedy jednak potrzebny będzie zabieg odejścia od uprawiania kultury jedynie w ramach instytucji.

Rozmówcy poszli o krok dalej - kultura może stać się miejskim produktem promocyjnym, ale jak zauważył Maciej Osada-Sobczyński, podczas planowanego Koszalińskiego Kongresu Kultury wśród wydarzeń artystycznych brak jest tych, w których zobaczymy naszych zdolnych koszalinian. - Szkoda, że jesteśmy mizernie reprezentowani na tak dużym wydarzeniu. Promujmy siebie, naszych twórców - zaapelował.

Komentarz

Czy można wskazać na wspólny mianownik każdej z debat? Tematy były różne, głosy i wnioski również. Ale jeden łączy każde z tych spotkań. Wybrzmiewał z pozycji roszczeniowej niektórych mówców. Oto ktoś czeka, aż informacja o wydarzeniu sama do niego dotrze. Ktoś inny jest przekonany, że media same odkryją wielkie talenty każdego młodego artysty. Wreszcie artysta czeka, aż przedsiębiorca sypnie groszem na jego kulturotwórczą działalność. A przecież to takie proste - dajmy coś z siebie! Sprawdza się to na każdej płaszczyźnie życia - w sferze kultury również. Chcesz pójść na fajną imprezę - poczytaj o tym, co dzieje się w mieście. Chcesz coś nagłośnić - poinformuj, że ktoś jest szlifowanym właśnie diamentem i wkrótce będzie o nim głośno w całej Polsce. Chcesz zdobyć pieniądze - rozmawiaj z przedsiębiorcami i pokaż im, że będziesz dla nich partnerem. Od stanowiska „mi się należy” skuteczniejszym jest „zaczynam działać”. Zawsze.

Joanna Krężelewska

Joanna Krężelewska

Rocznik 1983. Absolwentka Wydziału Nauk Historycznych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Studentka psychologi na Uniwersytecie Gdańskim. Od 2006 roku dziennikarka „Głosu Pomorza”, dziś „Głosu Koszalińskiego”. Na łamach dziennika relacjonuje przebieg procesów sądowych w sprawach karnych. Pisze o kulturze, sprawdza, co dzieje się w gminie Sianów i gminie Karlino. Na gk24.pl prowadzi magazyn poświęcony kulturze. Autorka książki „Historia pisana zbrodnią”, poświęconej najgłośniejszym procesom sądowym w sprawach karnych, które toczyły się przed koszalińskim sądem po II wojnie światowej. Nałogowo czyta, szczególnie kryminały i przepisy kulinarne. Uwielbia podróże, żeglowanie, wycieczki rowerowe, las i mokry nos psa Muffina.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.