Krzysztof Dymkowski: Czasem mam ochotę popatrzeć gnojowi w twarz

Czytaj dalej
Agata Sawczenko

Krzysztof Dymkowski: Czasem mam ochotę popatrzeć gnojowi w twarz

Agata Sawczenko

Dziecko jest święte, dlatego poluję w sieci na pedofili. Czasem mnie później atakują - i w sieci, i w rzeczywistości, ale ja się nie będę ukrywał. Niech wiedzą, że się ich nie boję - mówi Krzysztof Dymkowski, łowca pedofili, który przyczynił się do złapania jednego z nich w Białymstoku.

- Stał się pan bohaterem, doprowadzając do ujęcia pedofila na parkingu białostockiej galerii. To nie pierwsza sprawa, którą pomógł pan rozwiązać.

- No tak. W poniedziałek pod Poznaniem został zatrzymany następny pedofil. Taki facet koło pięćdziesiątki...

- Jak go pan namierzył?

- Podobnie jak w Białymstoku. Przeglądając ogłoszenia w internecie, zauważyłem jedno centralnie skierowane do dzieci. Napisałem, że mam 14 lat. Zaczął się umawiać: za loda w gumce - 50 zł, bez gumki - 70 zł, za seks w gumce - stówa, bez gumki - 150. Później zapytał, czy biorę pigułki antykoncepcyjne. Więc pytam, co to jest. A on na to: „aha, czyli nie bierzesz antykoncepcji, czyli nie mogę ci się zlać do środka“. Myślałem, że mnie będzie nosić.

- Walczy pan z pedofilami już od wielu lat.

- 10 lat temu dzięki mnie poszedł siedzieć mąż mojej koleżanki. Przez sześć lat wykorzystywał seksualnie własną córkę.

- Jak pan to odkrył?

- Przypadkiem. Pojechałem pomóc im naprawić komputer. Zauważyłem, że ta córka dziwnie się zachowuje. Wysłałem do nich policję z psychologiem, żeby porozmawiał z dzieckiem.

- Nie lepiej było najpierw powiedzieć mamie?

- Mówiłem! Nie uwierzyła, bo sama nic nie zauważyła. Powiedziała mi, że matka widzi wszystko. Myliła się. Nie widziała tego, że jej własny mąż własną córkę molestował przez sześć lat!

- Rozmawia pan z tą koleżanką? Nie obraziła się? Bo to przecież różnie bywa w takich sytuacjach.

- Rozmawiam. Jej mąż wychodzi z więzienia chyba za dwa lata, ale do domu nie ma powrotu. Za to, co zrobił własnemu dziecku.

- Ten pierwszy raz zareagował pan w obronie osoby w jakiś sposób panu bliskiej. To, że dzieje się coś złego odkrył pan właściwie niechcący. Później postanowił pan działać dalej. Dlaczego?

- Ja wtedy podjąłem decyzję, że jeśli kiedykolwiek zobaczę ślad pedofilii, będę to zgłaszał policji.

- W jaki sposób pan działa?

- Wszystkiego nie mogę powiedzieć. Odwiedzam portale z ogłoszeniami. Ale zaznaczam - nie przeglądam portali pornograficznych.

- I to są legalne portale, legalne ogłoszenia?

- No tak. Przecież nawet ci złapani ostatnio w Białymstoku czy Poznaniu też ogłosili się na takich portalach. A tych ogłoszeń pojawiają się setki: jedno za drugim.

- Ale ogłoszenia to nie wszystko. Wchodziłam na ten portal i od razu pojawiła się też reklama sklepu, gdzie anonimowo można kupić legalne zamienniki pigułki gwałtu. Widział pan to?

- Widziałem. Jest to już zgłoszone do Komendy Głównej Policji.

- I co oni na to?

- Nie wiem. Policja działa. I przecież nie może mnie informować o swoich czynnościach. Ja nie jestem policjantem.

- Ma pan jakieś sposoby na rozmowy z tymi ludźmi, którzy ogłaszają w internecie, że chcą się umówić na seks z nastolatkami? Prowokuje ich pan jakoś?

- Nie można prowokować. Jeśli ktoś pisze wprost - tak jak ten trzepnięty w Białymstoku - to ja nie mogę odpowiedzieć: dobra, to tak jak jest w ogłoszeniu - pójdziemy na zakupy i pojedziemy do lasu, a potem dam ci dupy. Bo to będzie już prowokacja. Ja ich zaczepiam. „Cześć, mam na imię Kasia. Mam 14 lat“ - napisałem do tego w Białymstoku. W przypadku Poznania trochę inaczej: „Ale ty jesteś bezpośredni. Hi hi hi. Jestem Kasia, mam 14 lat“. I się zaczęło!

- Dlaczego nie można prowokować?

- Kodeks karny to reguluje. Za prowokację są trzy lata więzienia.

- Skąd pan wie, w jaki sposób z nimi rozmawiać tak, by panu uwierzyli?

- Pracuję w sprzedaży. Jestem po kursie liderskim. Miałem zajęcia z psychologiem, na których mnie uczono, jak umiejętnie wyciągnąć od klienta jego zapotrzebowanie. Tak, żeby on nie wiedział, że ja go sprawdzam. A taki kurs bardzo dużo daje.

- Kim najczęściej są pedofile?

- Około 60 proc. tych złapanych dzięki mnie to są właściciele firm, biznesmeni. 40 proc. to szaraczki, jak ten w Poznaniu.

- Często się zdarza, że ta próba umówienia się z nieletnią to nie jest w ich przypadku taki jednorazowy wyskok, tylko od jakiegoś czasu stosowany proceder? Że mają na swoich komputerach na przykład dziecięcą pornografię?

- U ponad połowy tych złapanych dzięki mnie znaleziono również dziecięcą pornografię.

- Namierzył pan kiedyś kogoś znajomego, oprócz tego męża koleżanki?

- Mhm... Trzech. Oni już nie są moimi znajomymi. I lepiej, żeby mi w drogę nie wchodzili, bo jeszcze w dziób mogą dostać. Dziecko jest święte.

- Nie miał pan takiego wahania: to znajomy, więc dam mu jeszcze jedną szansę.

- Nie. Dziecko jest święte! Masz pieniądze? Chcesz popykać? To idź do agencji towarzyskiej. Zrób to z osobą dorosłą, a nie bierzesz się za dzieci.

- W pewnym momencie musi pan poinformować policję. Kiedy pan to robi?

- Jak już mam pewność, że rozmawiam z pedofilem. Jeżeli pedofil na przykład już czuje, że rozmawia z 14-latką, a mimo to napisze: to co, chcesz się spotkać? To ja już wiem, z kim mam do czynienia. Wtedy powiadamiam policję i na bieżąco ją informuję o całej treści rozmowy, o wszystkich szczegółach, które mi się uda wyciągnąć. Choć wiadomo, że policja robi też swoje ustalenia, swoimi drogami.

- Policja zawsze panu wierzy?

- Policja chętnie sprawdza takie sygnały. Chociaż w przypadku jednego z miast, gdy zadzwoniłem do dyżurnego z informacją, że facet umawia się z dziećmi i próbuje rozsyłać pornografię, to dyżurny taki tekst sypnął: „To pan jest taki sam! Po co pan wchodzi na takie portale?“ Nawet nie wysłuchał do końca, na jakim portalu znalazłem to ogłoszenie. Szybciutko napisałem skargę do komendy głównej. Już następnego dnia pani komendant do mnie dzwoniła. Polecono szybko zająć się tą sprawą, trzepnięto zboczeńca. Okazało się, że miałem rację, że jeszcze miał pornografię dziecięcą. A pana dyżurnego szybciutko sprowadzono na ziemię, bo nawet nie wysłuchał mnie do końca.

- Czy często pan uczestniczy przy tych zatrzymaniach?

- W tej chwili już tak. Bo pewna telewizja kręci ze mną serial. Więc wsiadamy i jedziemy. A zresztą, czasem mam ochotę popatrzeć takiemu gnojowi prosto w twarz. I jak już będzie w kajdankach, powiedzieć mu, co o nim myślę.

- Często uciekają?

- Pewnie! Kilka dni temu pułapka w Łodzi. Pedofil przyjechał czerwonym duplo. Na widok policjantów wrzucił wsteczny i uciekał ponad kilometr, nie patrząc na ludzi. Trzy godziny go jeszcze ganiali po województwie łódzkim. Wyciągnęli go z mieszkania jego dziewczyny.

- Nigdy nie miał pan żadnych pogróżek związanych z tym, co pan robi?

- Pogróżki to ja mam cały czas. Na portalach, na fejsie do mnie pisano. Pedofile na fejsie moich znajomych nawet zaczepiali. Pisali głupoty, że ja komuś 100 tysięcy ukradłem. To moi znajomi odpisują krótko: „jeśli ukradł, to idź z tym na policję. Dlaczego piszesz do mnie?“ Ale po zatrzymaniu jednego pana mundurowego, który już nie jest mundurowym, napadnięto mnie w bramie. Dostałem w gębę, mam złamaną górną dwójkę.

- Pan w ogóle się nie ukrywa.

- Nie.

- Dlaczego?

- Po to, żeby pokazać, że się ich nie boję.

Agata Sawczenko

W "Kurierze Porannym" i "Gazecie Współczesnej" zajmuję się przede wszystkim szeroko pojętą ochroną zdrowia. Chętnie podejmuję też tematy społeczne i piszę o ciekawych ludziach.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.