Komandosi wśród spowiedników. Odpuszczą Twoje grzechy, które do tej pory odpuścić mógł tylko Watykan

Czytaj dalej
Fot. Radek Koleśnik
Piotr Polechoński

Komandosi wśród spowiedników. Odpuszczą Twoje grzechy, które do tej pory odpuścić mógł tylko Watykan

Piotr Polechoński

Ma swój konfesjonał i specjalne uprawnienia. Główne zadanie? Zrobić wszystko, aby ludzie, którzy chcą do Kościoła wrócić, mogli to zrobić jak najkrótszą drogą - mówi ks. Rafał Jarosiewicz.

Specjalnie oznaczony konfesjonał stoi w koszalińskiej katedrze. Ksiądz Rafał, jeden z dwóch Misjonarzy Miłosierdzia, którzy działają w diecezji koszalińsko- kołobrzeskiej, dyżuruje tu co dwa tygodnie.

- Jak ludzie do mnie trafiają? Jedni wiedzą o Misjonarzach Miłosierdzia i przyszli świadomie. Innych kierują do mnie spowiednicy w momencie, gdy usłyszą, z czym ludzie do nich przyszli, bo wiedzą, jakie jest moje zadanie. Najczęstszy powód spotkania ze mną? Profanacja Najświętszego Sakramentu. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jaki to jest dramat dla tych, którzy się tego dopuścili i teraz żałują. Jaką rozpacz z tego powodu przeżywają, jaka trauma jest ich doświadczeniem - mówi ksiądz Jarosiewicz.

Misjonarze mogą to załatwić na miejscu

W Polsce jest ich 72, na całym świecie około tysiąca. Do pełnienia tej posługi powołał ich papież Franciszek w 2016 roku. Kapłani do niej przeznaczeni otrzymali szczególną władzę. Mogą uwalniać z grzechów zastrzeżonych normalnie Stolicy Apostolskiej.
Są to: profanacja Najświętszego Sakramentu, przemoc fizyczna wobec biskupa Rzymu, usiłowanie udzielenia rozgrzeszenia wspólnikowi z grzechu przeciwko szóstemu przykazaniu (Nie cudzołóż) czy bezpośrednie naruszenie tajemnicy spowiedzi. Każdy, kto te wykroczenia popełnił, praktycznie sam siebie wykluczył z Kościoła katolickiego.

U części z grzeszników pojawia się jednak żal i chęć powrotu do katolickiej wspólnoty, a warunkiem tego jest spowiedź i udzielenie rozgrzeszenia. Do 2016 roku była to żmudna i czasochłonna droga, bo główną rolę grała tu Stolica Apostolska, przez którą przechodził każdy przypadek indywidualnie. Zmieniło się to siedem lat temu. Od tego czasu wszystko na miejscu mogą załatwić Misjonarze Miłosierdzia.

Cel? Usunąć bożemu miłosierdziu wszelkie przeszkody z drogi

- Możliwość anonimowego przystąpienia do sakramentu pokuty i pojednania, bez konieczności pisania do Stolicy Apostolskiej, przechodzenia przez procedurę administracyjną, bardzo ułatwiło i skróciło ten proces - mówi ksiądz Rafał. - Ojciec Święty, rozsyłając nas, nadał nam to prawo, aby boże miłosierdzie docierało jak najdalej i żeby usuwać mu z drogi wszelkie przeszkody. Aby ci, którzy tego rozgrzeszenia potrzebują, ale nie wiedzą, jak się za to zabrać, mogli otrzymać podniesienie, umocnienie i rozgrzeszenie bez szukania drogi do Rzymu. Bo takie jest też nasze główne zadanie: zrobić wszystko, aby ludzie, którzy chcą do Kościoła wrócić, mogli to zrobić jak najkrótszą drogą - podkreśla duchowny.

Misjonarze Miłosierdzia zostali powołani przez papieża Franciszka w związku z Nadzwyczajnym Rokiem Jubileuszu Miłosierdzia (08.12.2015 - 20.11.2016). Mieli być orędownikami bożego miłosierdzia tylko na ten okres, ale po jego zakończeniu Ojciec Święty przedłużył ich posługę aż do odwołania.

- Przez ten czas byłem w Stolicy Apostolskiej na wielu spotkaniach przeznaczonych tylko dla nas, Misjonarzy Miłosierdzia. W części z nich brali udział najbliżsi współpracownicy papieża, w trakcie innych pojawiał się on sam. To niezwykłe doświadczenie, które bardzo pomaga mi w tym, co robię, w tym, z czym wiąże się moja posługa - mówi spowiednik.

Większość z tych ciężkich grzechów, które może odpuścić na miejscu jako Misjonarz Miłosierdzia, to grzechy bardzo rzadkie. Nie spotyka się na co dzień przypadków usiłowania udzielenia rozgrzeszenia wspólnikowi w grzechu przeciwko szóstemu przykazaniu, tak samo jak z tym, by spowiadające się osoby dopuściły się przemocy fizycznej wobec biskupa Rzymu. Rzadkie przypadki to księża, którzy mieli poważne wątpliwości, czy czasem przez własną niefrasobliwość nie dopuścili się zdrady tajemnicy spowiedzi, czy też tak się nie stało. Zupełnie inaczej sprawa ma się z profanacją Najświętszego Sakramentu.

To są osoby w stanie krytycznym, rozbite psychicznie

- Przychodzą do nas osoby, który przez wiele lat zajmowały się praktykami okultystycznymi. I wynosiły z kościoła hostię po to tylko, aby potem ją sprofanować, wykorzystać w którymś ze swoich obrzędów. Gdy w pewnym momencie zrywają z tym i chcą wrócić do Kościoła, wiedzą, że nie mogą, bo dopuścili się grzechu tak ciężkiego, że są poza nim. W końcu trafiają do Misjonarza Miłosierdzia, żałując głęboko tego, co zrobili. To są prawie zawsze osoby w stanie krytycznym, rozbite psychicznie, których wyrzuty sumienia były tak silne, że prawie nie pozwalały im normalnie funkcjonować. Pragnienie wyspowiadania się i uzyskania rozgrzeszenia przyprowadza je właśnie do mnie. Przed rokiem 2016 musiałyby pisać w tej sprawie do Watykanu i długo czekać na finał. Dzięki naszej posłudze do kościelnej wspólnoty ludzie wracają znacznie szybciej i od razu, na miejscu, mogą się przekonać, jak działa boże miłosierdzie - opowiada ksiądz Rafał.

Niestety, przypadki profanacji nie są odosobnione i tego rodzaju historie związane ze świadomym niszczeniem Najświętszego Sakramentu są najczęstsze.

- Czasem do konfesjonału przychodzą też ci, którzy poszli do wróżek i wróżbitów jako klienci i nieświadomie w czasie takiego czy innego rytuału zjedli sprofanowaną hostię - opowiada ksiądz.

- Później zdali sobie sprawę z tego, co zrobili, nie mogli sobie z tym poradzić i szukali możliwości wyspowiadania się i tej chwili, gdy Bóg okaże im swoje miłosierdzie i im wybaczy. Trafiają także do nas członkowie sekt z takim samym problemem, a w czasie pandemii przychodzili również zwykli ludzie, którzy nie byli pewni, czy Komunia Święta przyjmowana na rękę to czasem nie jest profanacja Najświętszego Sakramentu. Te obawy i wątpliwości były tak silne, że w sumie, z różnym natężeniem, spotykamy się z nimi cały czas. Wtedy naszą rolą jest ich uspokojenie i wyjaśnienie, że w tej sytuacji żadnej profanacji się nie dopuścili, że oficjalne stanowisko Kościoła katolickiego jest takie, że obie formy przyjęcia Komunii Świętej są prawidłowe i dopuszczalne.

Konfesjonał nie może być miejscem przesłuchania

Ksiądz Rafał oprócz wykonywania specjalnej posługi jest też zwykłym spowiednikiem.

- Właśnie jesteśmy w środku Wielkiego Tygodnia, warto się zastanowić nad sensem sakramentu pokuty i nad tym, aby ta nasza spowiedź była dobra, bez względu na to, co w swoich sercach do konfesjonałów przynosimy - przypomina.

Jak spowiadają się Polacy? Czasem mechanicznie, bo tak się przyzwyczaili, czasem tylko raz do roku, bo tak mówi katechizm Kościoła katolickiego. Inni spowiadają się na poważnie, ustawiając ten sakrament na właściwym miejscu w swoim życiu. Coraz częściej Polacy nie spowiadają się w ogóle, twierdząc, że mają złe doświadczenia, bo napotkali złego księdza lub że spowiedź to średniowieczny przesąd.

- O tym, czy spowiedź będzie dobra, decydują dwie osoby: ta, która się spowiada, i ta, która spowiada - mówi duchowny. - Ojciec Święty Franciszek powtarzał nam wiele razy, że jednym z naszych zadań jest to, aby spowiedź podnieść na wyższy poziom.

Dodawał, że jeśli mamy zły dzień, coś nam nie wyszło, jesteśmy rozproszeni, a to ma się przenieść na posługę i traktowanie innych, to dajmy sobie spokój i omijajmy tego dnia konfesjonał z daleka. Bo jeśli tego nie zrobimy, to potem efekt tego jest taki, że może tego dnia ktoś przyjść, kto nie był u spowiedzi wiele lat i wreszcie się przełamał, dokonał wielkiego wyboru, który go wiele kosztował, i co? I trafi na księdza, który zamiast skupić się w stu procentach na tym człowieku, będzie na przykład myślał o swoim samochodzie, bo godzinę wcześniej miał stłuczkę. To nie ma sensu - podkreśla kapłan. - My, księża, musimy pamiętać, na co szczególnie mocno uczulał nas Ojciec Święty, że coś, co dla nas może być standardem, dla ludzi, którzy tutaj przychodzą, już nim nie jest. Że już samo przyjście z tak intymnym zamiarem jak ten, aby wyznać grzechy, jest dla nich tak trudne, że konfesjonał nie może być miejscem przesłuchania lub miejscem, gdzie spotkają się z nieuwagą czy lekceważeniem. Bo taki zlekceważony człowiek może wstać, odejść i nigdy już nie wrócić - przestrzega.

Spowiednik jak akuszerka, spowiedź jak poród

Ksiądz Jarosiewicz dodaje, że sam sakrament spowiedzi jest tak bardzo ważny, bo dzięki niemu człowiek może zobaczyć lepszy obraz samego siebie: osoby ukochanej przez Boga, której zostały odpuszczone grzechy.

- Bo to Bóg wybacza, to przed Bogiem się spowiadamy. I zarówno spowiednik, jak i osoba spowiadająca się muszą o tym pamiętać. Bo, jak to pięknie powiedział kiedyś ks. dr Marek Dziewiecki, my, księża, w trakcie spowiedzi pełnimy rolę akuszerki podczas porodu. Porodu, gdy w relacji z Bogiem rodzi się zupełnie nowy człowiek. I chodzi o to, aby niczego w jego trakcie nie zepsuć. To wystarczy, resztę zostawmy Jezusowi.

Piotr Polechoński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.