Kocha muzykę, gra na 10 instrumentach muzycznych, komponuje melodie
Nigdy się nie nudziłem. Zawsze brakuje mi czasu - mówi Jan Bułczyński, 84-letni emeryt, miłośnik sportu i muzyki. To również Mistrz Polski weteranów, na treningach przebiegł prawie 50 tys. km
- Pana pasje to sport i muzyka. Zacznijmy od muzyki. Podobno gra pan na 10 instrumentach?
- Rzeczywiście potrafię grać na mandolinie, na skrzypcach, klarnecie, na flecie, trąbce, saksofonie, akordeonie, fortepianie, a także na perkusji i na pile - o ile piłę nazwać można instrumentem muzycznym.
- Pamięta pan swój pierwszy instrument?
- Pamiętam. Moja rodzina pochodzi z Pińska na Polesiu (obecnie na Białorusi). W 1945 r. podobnie jak inni repatrianci jechaliśmy pociągiem ze wschodu na „ziemie odzyskane“. Miałem wówczas 13 lat. Pamiętam, że w Stargardzie pociąg stał aż dwa tygodnie. Strasznie się nudziłem. Na dworcu poznaliśmy Rosjanina, który wracał z Berlina. Miał przy sobie akordeon, którego chciał się pozbyć. Rodzice dali mu coś w zamian - już nie pamiętam co to było - i w ten sposób staliśmy się posiadaczami instrumentu. W podobny sposób pozyskaliśmy skrzypce. Ich właścicielem był Rom. Instrument pochodzi z 1860 r. Mam go do dzisiaj. Ja zacząłem się uczyć gry na skrzypcach, bo akordeon wydawał mi się wówczas za duży. Starszy brat Franciszek grał na akordeonie.
- Występowaliście razem?
- Oczywiście. Najpierw graliśmy na szkolnych akademiach, a gdy byliśmy trochę starsi, założyliśmy własną kapelę. Razem z nami występowali Jan Fiedorowicz, Grzegorz Kłusewicz i Kazimierz Wykrętowicz. Graliśmy przedwojenne szlagiery. Na weselach i na potańcówkach. Byliśmy rozchwytywani.
- Skończył pan szkołę, potem było wojsko i pierwsza praca. Kiedy zaczął się pan interesować sportem?
- Dużo wcześniej. Już w szkole biegałem na długich dystansach. Startowałem w zawodach. Na kilka miesięcy przed pójściem do wojska, w maju 1952 r. reprezentowałem województwo koszalińskie na Mistrzostwach Polski w Kaliszu w biegu na dystansie 10 km. Chciałem kontynuować treningi w wojsku. Jednak podczas badań kontrolnych lekarz wojskowy stwierdził u mnie wadę serca i kategorycznie zabronił mi wyczynowego uprawiania sportu. Od tamtej pory, aż do 1985 r. nie startowałem w żadnych zawodach. Uprawiałem jednak sport jako amator. Latem pływałem i jeździłem na rowerze. Zimą jeździłem na nartach.
Jest mieszkańcem Drawska Pomorskiego od 1945 r. Z żoną Filomeną jest od 52 lat. Ma dwie córki. Jolanta jest instruktorką tańca w Drawskim Centrum Kultury. Druga córka Aurelia jest farmaceutką. Pan Jan ma również czworo wnuków: Krzysia, Daniela, Monikę i najmłodszą 8-letnią Darię. Pan Jan ma liczne odznaczenia i medale, ale jest bardzo skromny.
- Wróćmy zatem do muzyki. Po przyjściu z wojska zaczął pan grać w zespole.
- Po przyjściu z wojska podjąłem pracę w Powiatowym Przedsiębiorstwie Budowlanym jako pisarz budowy. W zakładzie był zespół mandolinistów, do którego się zapisałem. Prowadził go Stefan Likendorf. Po pracy spotykaliśmy sie na próbach. Uczyłem się również grać na akordeonie. Mój Biały Mazur na festiwalu piosenki w Koszalinie. Pamiętam ten występ do dzisiaj. Strasznie się wówczas denerwowałem. Grałem również - to aż 20 lat w zespole muzycznym, który występował w restauracji Popularna w Drawsku.
- Aż przyszedł moment, kiedy ponownie zaczął pan startować w zawodach. Jak do tego doszło?
- To było w 1983 r. Miałem już ponad 50 lat. Podczas wizyty u znajomego lekarza opowiedziałem mu historię o tym, jak lekarz wojskowy przed laty wykrył u mnie wadę serca. Po ponownych dokładnych badaniach okazało się, że jestem zdrowy jak ryba. Znowu zacząłem biegać, a po 2 latach trenowania wystartowałem w pierwszych zawodach dla weteranów. No i zaczęło się. Przez 30 lat, a więc do 2015 r. startowałem w 183 biegach, a na treningach przebiegłem ponad 49 tys. km. W 1988 r. byłem mistrzem Polski w biegu maratońskim. W 2007 r. zająłem 1 miejsce w półmaratonie w Hanowerze. W biegu górskim pokonałem 100 km. W zawodach 14 razy zajmowałem I miejsca, 53 razy II i III miejsca w swojej kategorii wiekowej. Zawsze mogłem liczyć na życzliwość kibiców i pomoc sponsorów.
- Od ubiegłego roku nie biega pan już wyczynowo.
- To prawda. Biegam rekreacyjnie. Najwyżej 5 - 10 km dziennie.
- A co z pana drugą pasją, z muzyką?
- Od jakiegoś czasu znowu gram stare szlagiery na akordeonie. Wnuk nagrywa filmiki z moimi utworami i umieszcza je na You Tube. Nagraliśmy już 166 melodii. W przygotowaniu jest kolejnych 15. Komponuję również własne melodie. Mam sporo odsłon moich filmików na You Tube. Poza tym spędzam wolny czas na działce. Krótko mówiąc, na nudę nie mam czasu.