Kiedy darłowskie przekraczasz mury, szykuj się na magię, wiedźmy i tortury

Czytaj dalej
Fot. Archiwum Rodzinne
Wojciech Kulig

Kiedy darłowskie przekraczasz mury, szykuj się na magię, wiedźmy i tortury

Wojciech Kulig

Zamku w Darłowie strzeże zmumifikowany kot. Pilnuje księgi z magicznymi formułami i mrocznej sali tortur. Zapraszamy na wycieczkę z dreszczykiem.

Swoją wyprawę po Zamku Książąt Pomorskich w Darłowie zaczynamy od wieży bramnej. Oprowadza nas dyrektor Karol Matusiak.

Truchło kociego strażnika

- Znajdujemy się w najstarszej części zamku - zaczyna opowieść. - Na drugim piętrze, w sklepionej gotycko komnacie, prezentowany jest zmumifikowany kot, który został odkryty przeszło wiek temu między ściankami piwnicy pod gruzowiskiem. - Według przekazu został żywcem zamurowany wewnątrz murów obronnych. Miał magicznie chronić zamek przed zdobyciem przez wroga i innymi katastrofami.

Taki zwyczaj był praktykowany nie tylko w darłowskim zamku, ale też i w zamkach skandynawskich. Przykładem może być duński Nyborg, gdzie takie koty również odnaleziono wewnątrz murów. Z historycznych zapisków wynika, że miały przywiązane sznurki do tylnych łapek i były przyczepione do muru. Umierały w męczarniach.

- Traktowano to jako ofiarę wotywną. Prośbę o to, żeby zamek nie uległ kataklizmom. Jest to także forma magiczna, bo wierzy się w coś, co nie ma wpływu na rzeczywistość, tylko jakby siły nadnaturalne mają coś spowodować - mówi Karol Matusiak.

Z informacji, do których dotarł, wiadomo, że darłowski kot został zamurowany w średniowieczu, w okresie budowy zamku. Odkryty został w latach 30. XX wieku, podczas pierwszego remontu budynku za rządów Karla Rosenova, założyciela muzeum.

Czy kocia magia uchroniła zamek przed niebezpieczeństwami?

- Pomimo kataklizmów, jak pożary i powodzie, zamek stoi - uśmiecha się nasz przewodnik. - Jest budowlą wyjątkową, bo inne siedziby Gryfitów w przeważającej liczbie zostały zniszczone podczas działań wojny trzydziestoletniej i II wojny światowej. Zamek w Darłowie zachował oryginalną strukturę i praktycznie w 70 procentach elementy architektoniczne pochodzą ze średniowiecza.

Księga magii

Karl Rosenov wspominał w jednym z prasowych artykułów, że posiada w swoich zbiorach Darłowską Księgę Magii, w której zawartych jest sto magicznych receptur. W gazecie podał cztery reguły i zwrócił się do mieszkańców Darłowa, by zbierali formuły magiczne i mu je przekazali. Chciał pokazać światu miejscowe zabobony. Wspomniał również o drugiej księdze magii z Zakrzewa - miejscowości niedaleko Darłowa. Zaklęcia zawarte w księdze darłowskiej dokładnie spisał. Są tam niezrozumiałe dla nas teksty i słowa, które zdają się nie mieć żadnego znaczenia.

Karol Matusiak przytacza jedną z regułek Darłowskiej Księgi Magii. Dotyczy przygotowania kija do przegonienia kreta lub pobicia człowieka. Czytamy: „We wtorek przy nowiu znajdź rano przed wschodem słońca leszczynę, która wyrosła w ciągu roku. Ustaw ją licem do wschodzącego słońca i utnij trzema cięciami trzy najwyższe gałęzie, wypowiadając następujące słowa: hola, noa, masa. Teraz udaj się do kretowiska, przykryj je suknią i silnie uderz, a już nigdy żaden kret z kretowiska nie wyjdzie”. Kolejna ciekawa receptura opowiada o tym, jak zrobić lustro, w którym zobaczysz swoją przyszłość. Jest tu mowa o tym, żeby lustro położyć odwrotnie i wypowiedzieć łacińską sentencję. Jak się ją wypowie i lustro zawiesi już normalnie, to odpowie nam ono na każde pytanie. To reguła w stylu: „Lustereczko, powiedz przecie. Kto jest najpiękniejszy w świecie”.

Co do księgi zakrzewskiej, którą odnaleziono w 1888 roku, nasz przewodnik podaje, że jest to odpis dzieła, o którego czasie powstania nic nie wiadomo. Czytamy w nim m.in. o roślinie - rodniku murowym, nazywanym też przeplotem.

- Tą rośliną pokrywano strzechy, miała przyjemne w dotyku liście, jak zamsz. Miała chronić przed uderzeniem pioruna, bo jej kwiaty przypominały brodę boga grzmotów. Przeplot wieszano także we wnętrzach kominów, żeby chronić się przed czarownicami, oraz na wjeździe do domostw, by zapobiec kradzieżom mleka - opowiada Karol Matusiak.

Sydonia, która rzuciła klątwę

Z okresem średniowiecza i panowaniem rodu Gryfitów w Darłowie wiąże się historia o Sydonii von Borck. Rzuciła ona klątwę na ród Gryfitów.

- Była szlachcianką, w której zakochał się Ernest Ludwik, jeden z książąt Gryfitów. Obiecał jej, że będzie jego żoną. Skoro jednak on był księciem, a ona tylko szlachcianką, do małżeństwa nie doszło. Według legend Sydonia przeklęła ród Gryfitów. Prawdą jest, że w ciągu kilkunastu lat wszyscy młodzi i zdrowi przedstawiciele rodu umierali w nieokreślonych sytuacjach. Jedna osoba zalana krwią została odnaleziona w komnacie. Nie wiadomo, z jakich przyczyn zmarła. Jeden z książąt skazał Sydonię na śmierć. Została stracona w 1620 roku - przypomina legendę nasz przewodnik.

38 procesów o czary

A skoro już jesteśmy przy klątwach, to warto wspomnieć o piwnicach zamku w południowym skrzydle, bo kryją one wiele tajemnic, także tych mrocznych. Służyły nie tylko do zamieszkania, ale były też miejscem tortur i skazywania ludzi oskarżanych o dokonywanie okrutnych czynów.

- Przetrzymywane były tu kobiety, które zostały posądzone o uprawianie czarnej magii - opowiada Karol Matusiak. Według historycznych zapisków w całym dawnym powiecie sławieńskim przeprowadzono 38 procesów o czary. Skazywano głównie kobiety.

Tortury stosowane w zamkowych piwnicach były okrutne.

- Zanim nastąpiły, kobieta była rozbierana. Sprawdzano, czy ma jakieś ślady po diable. Uważano, że kobieta stawała się czarownicą wtedy, kiedy ukąsił ją diabeł. Szukano więc śladów ugryzienia. Była też metoda na igłę, która nie była ostra, ale gruba, i pozbawiona szpikulca. Wbijano ją w miejsca na ciele i sprawdzano, czy kobieta uroni łzę. Jeśli nie uroniła, to oznaczało, że jest czarownicą - mówi dyrektor muzeum.

Brutalna była zwłaszcza próba wody. Wrzucano do niej kobietę podejrzaną o czary. Jeśli nie wypłynęła, oznaczało to że jest niewinna, a jeśli wypłynęła - że winna.

Najbardziej znaną czarownicą z darłowskiego zamku była Anna Woldan z Ruska, która została skazana w 1663 roku.

- Była posądzona o uprawianie czarnej magii. Mieszkaniec Ruska skarżył się, że spowodowała śmierć cielęcia i rzuciła czar na kapustę. Kolejnym zarzutem było rzucenie uroku na narzeczoną sołtysa Dobiesławia. Miała po nim zwariować - opowiada Karol Matusiak.

Czarownicę najpierw przesłuchiwano w izbie sądowej zamku. Procesem kierował jego zarządca , który był też sędzią.

- Annie zadawano pytania, żeby stwierdzić, czy faktycznie jest czarownicą. Oczywiście były one takie, że nawet współczesny bardzo inteligentny człowiek nie mógłby na nie odpowiedzieć - dodaje nasz rozmówca.

Anna Woldan miała 80 lat. Była torturowana cztery razy. Ostatecznie została jednak uniewinniona. Rodzina prosiła zarządcę, żeby ją ułaskawiono ze względu na wiek i niewidomego męża. Żyła potem w Dobiesławiu w stodole. Nie miała gdzie się podziać. Po kilku tygodniach zniknęła.

Ostatni proces na czarownicy w Darłowie odbył się w 1726 roku. To była kobieta, która straciła zmysły i chciała podpalić miasto.

Obecnie zwiedzający muzeum w Zamku Książąt Pomorskich w Darłowie mogą oglądać katowskie narzędzia, które były stosowane od XVII do XVIII wieku. Są to m.in. kajdany, kule czy tasak katowski. Znajdują się w piwnicach, gdzie była cela dla czarownic i oprawców. W piwnicach południowego skrzydła jest wystawa, która prezentuje repliki narzędzi tortur stosowanych w okresie od XVI do XVIII wieku. Jest to łącznie około 60 replik, od madejowego łoża, po stos dla czarownic czy maski pomorskie. Jest też cela z dioramą, gdzie przedstawiono czarownicę Annę Woldan. To małe pomieszczenie, w którym skazany nie mógł się ani wyprostować, ani położyć. Zachowały się także szczegółowe opisy, które uzmysławiają, jak okrutne historie wiążą się z perłą Pomorza Zachodniego.

Wojciech Kulig

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.