Iwona Marciniak

Kamienne Gody, czyli 70 lat małżeństwa państwa Witczaków z Kołobrzegu

Pani Stanisława ma dziś 87 lat, pan Bronisław 91, ale mają w sobie energię i pogodę ducha, która ich odmładza Fot. Michał Świderski Pani Stanisława ma dziś 87 lat, pan Bronisław 91, ale mają w sobie energię i pogodę ducha, która ich odmładza
Iwona Marciniak

Pokochali się ponad 70 lat temu i ich miłość przetrwała do dziś. Chętnie dzielą się radą jak przeżyć ze sobą tyle czasu: - Kochać się i pracować - mówią zgodnie.

Ślub wzięli 14 listopada 1946 roku. Wypatrzyli się na potańcówce w Robuniu (pod Gościnem). - Przystojny był, ładny, wysoki, kręcone włosy. Taki chłopaczek jeszcze. 21 lat... - pani Stanisława spogląda z uśmiechem na małżonka, który siedzi obok z zadowolona miną.

- Ładna była - wspomina pierwsze spotkanie z żoną. - Jedna z najlepszych tam na sali. Pięknie tańczyła. Podrywałem ją żeby i mnie nauczyła.

- Jedno wzięło drugie do tańca i tak się zaczęło to nasze wspólne życie - dodaje pani Stanisława. - Chodził tak do mnie przez ponad rok zanim się pobraliśmy.

Spotykamy się na uroczystościach jubileuszu 70-lecia pożycia małżeńskiego państwa Stanisławy i Bronisława Witczaków.

W sali Urzędu Stanu Cywilnego w Kołobrzegu, oprócz dostojnych jubilatów, zgromadziła się także najbliższa rodzina. Był też prezydent Janusz Gromek, w ostatnią sobotę mistrz ceremonii. - 70 lat to Kamienne Gody - powiedział na przywitanie. - No, to naprawdę imponujący wynik. Rzadko kiedy osiągany. Odkąd jestem prezydentem, przypominam sobie tylko jedną taką uroczystość. Ale tamci jubilaci nie mieli szczęścia być w takiej dobrej kondycji. Odwiedzaliśmy ich w domu.

Miłość i praca. I żeby dobrze gospodarzyć, nie pić, nie palić , nie robić awantur

Pani Stanisława i pan Bronisław najpierw rozsiedli się wygodnie w fotelach w eleganckim korytarzu - poczekalni USC.

Błysnął flesz, fotoreporter ogólnopolskiej gazety zrobił serię zdjęć, a potem zapytał donośnym głosem: - Pamiętacie państwo jeszcze dzień ślubu?

Małżonkowie spojrzeli na siebie znacząco i lekko się żachnęli: - A dlaczego mielibyśmy nie pamiętać? - rzuciła dziarsko pani Stanisława.

Do kościelnego ślubu jechali bryczką, a goście na wozach. - Samochodów tuż po wojnie przecież było niewiele.

A potem było wesele. - W domu, w Robiuniu, na Kolonii. Przedwojenna orkiestra nam grała - mówi pani Stanisława. - Tańczyliśmy do takich znanych i przez wszystkich lubianych przebojów.

Pani Stanisława urodziła trzech synów. Dwóch z nich państwo Witczakowie już pochowali. Pan Bronisław pracował w milicji. Pani Stanisława zajmowała się domem. Męża, a wraz z nim także żonę, przerzucano z miejscowości do miejscowości. Mieszkali w Robuniu, Dygowie, Białogardzie, w końcu w Kołobrzegu.

- Opiekowałam się dziećmi, prowadziłam dom, gotowałam, piekłam. Mąż to łasuch na słodycze! On poznaniak, a poznaniacy tak mają - oznajmiła jako rzecz oczywistą .

- Zawsze gotowała świetnie - przyznał pan Bronisław. - A jakie ciasta piekłam! - pochwaliła się jubilatka. - Kiedyś żadnej soboty nie było bez moich wypieków. Wszystkie chrzciny, wszystkie uroczystości rodzinne były na mojej głowie. Torty to proszę państwa robiłam na medal! - mówi z dumą. - O! Tyle mam przepisów - palcami pokazuje w przybliżeniu 10 cm, czyli gruby stos.

Doczekali się czworga wnucząt i dwóch maleńkich prawnuczek.

Recepta na 70 lat

Autorska recepta państwa Witczaków na długie pożycie brzmi tak: - Miłość i praca - wylicza jubilatka. - I żeby dobrze gospodarzyć, nie pić, nie palić, nie robić awantur.

- W życiu bywało różnie, raz na wozie, raz pod wozem. Ale jakoś trzeba było wytrzymać. Przez te 70 lat ani razu nigdy na siebie ręki nie podnieśliśmy - podkreśla pan Bronisław. - To prawda - kiwa głową małżonka. - Może parę godzin milczenia, po sprzeczce się zdarzało - snuje dalej wyznanie pan Bronisław. - Ale nigdy grożenia rozwodem, wychodzenia z domu... albo z łoża! - śmieja się już oboje.

Życie codzienne

Jubilaci są samodzielni. Mieszkają we dwójkę. Ale rodzina często wpada. - Zaglądają, pomogą posprzątać, choć przecież ja sama też sprzątam i mąż dużo robi - mówi pani Stanisława. Największą radość dają im właśnie rodzinne spotkania. A gdy pytamy o marzenia mówią tak: - A o czym tu w tym wieku marzyć...? - zerkają na siebie. - Nam już naprawdę niczego nie potrzeba. Wszystko mamy. A jeżeli ktoś chciałby nam czegoś życzyć, to tylko zdrowia - dodają z uśmiechem.

W USC stuknęli się lampkami wina z całą rodziną, z prezydentem i kierowniczką USC. Syn zaprezentował pięknie wykaligrafowany zwój z sentencją błogosławieństwa od samego papieża Franciszka.

Jubilaci z dumą pokazali swoje zdjęcie ze ślubu. Ona smukła, śliczna 18-latka, on przystojny 22-latek w mundurze. Para jak malowanie.

Do ślubu jechali bryczką, a na weselu grała przedwojenna orkiestra

O małżeństwie Witczaków i ich wspaniałym jubileuszu opowiedzieliśmy Jackowi Pawłowskiemu, psychologowi, z którym regularnie rozmawiamy na łamach Głosu Koszalińskiego. Oto jakimi słowami zwrócił się do jubilatów: - „Miłość cierpliwa jest...” Kwintesencja szczęśliwego, dobrego związku. Tylko i aż tyle. Serdecznie gratuluję państwu i dziękuję za nadzieję dla wszystkich małżeństw, narzeczeństw, związków, układów partnerskich itd. Gdyby pary z takim stażem zdecydowały się na prowadzenie warsztatów dla par początkujących i średnio zaawansowanych (min. 25 lat stażu), na pewno mniej byłoby rozzstań, łez, tęskonoty i odwiecznego pytania: dlaczego nam nie wyszło? A nie wychodzi, bo wszystko przyspiesza, akcja-reakcja-do widzenia. Trudno w naszych czasach o wyrobienie uczuciowe. Związki przypominają kopalnię odkrywkową z błyskawiczną eksploatacją. A dobrze byłoby, gdyby stały się kopalnią o niespożytym złożu miłości, szacunku, dobroci i ludzkiej przyzwoitości. Mam nadzieję, że jednak nie jesteśmy straceni i wsłuchując w słowa starszyzny uda się i nam stworzyć i utrzymać miłość.

Iwona Marciniak

Piszę w Głosie Koszalińskim od 1998 roku. Mam szczęście mieszkać w Kołobrzegu, którego plaża - bez względu na porę roku - to najlepszy antydepresant i akumulator dobrej energii. Zwłaszcza gdy biega się po niej z psem (a najlepiej z psami ;))


Informuję o tym, co dzieje się w mieście i powiecie kołobrzeskim. Moje teksty można znaleźć w sieci na stronie www.gk24.pl, www.kolobrzeg.naszemiasto.pl, na fejsbukowym profilu Kołobrzeg nasze miasto oraz w papierowym wydaniu Głosu Koszalińskiego.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.