Gorzkie żale profesora Piecucha. Naukowiec żegna się z Politechniką

Czytaj dalej
Jakub Roszkowski

Gorzkie żale profesora Piecucha. Naukowiec żegna się z Politechniką

Jakub Roszkowski

Profesor Tadeusz Piecuch to nie tylko legenda Politechniki Koszalińskiej, ale i działacz sportowy. Mecze piłkarskie do dziś potrafi zrelacjonować w czasie rzeczywistym. Teraz jednak oskarża.

Uczelnie, w całym kraju, zderzają się z niżem demograficznym. Nie ma studentów, trzeba zwalniać profesorów. A zwłaszcza tych, którzy mają uprawnienia emerytalne.

Gdyby zwolniono wszystkich 70-latków, byłoby fair. Ale zauważmy, że na Politechnice Koszalińskiej zatrudnionych jest wielu innych profesorów tytularnych, którzy ukończyli 70. rok życia i wszyscy oni zostali zatrudnieni bez problemu. Podziękowano więc tylko mojej osobie. Dodam, że - w mojej ocenie - jest jeszcze co najmniej kilkunastu innych profesorów, a może i więcej, którzy dawno skończyli 70., a nawet 80. rok życia i wciąż pracują. Są tacy, którzy przyszli tu z innych uczelni już jako emeryci. Tymczasem ja jestem związany z Politechniką od 29 lat. Pytam: jakie więc zasługi dla naszej uczelni mają oni, a jakie ja?

A może po prostu uczelnia stawia na młodszych?

Wtedy nie zwolnionoby tylko mnie. Oficjalnym powodem nie przedłużenia ze mną umowy było to, że nie miałem odpowiedniego obciążenia dydaktycznego, czyli tych 240 godzin na rok. W moim odczuciu to cyniczny pretekst do wyrzucenia mnie z uczelni, bo przecież większość profesorów, którym przedłużono umowy, tego obciążenia nie ma. Nie mówiąc już o tym, że niektórzy na uczelnię przyjeżdżają od czasu do czasu. A moje obciążenie, planowane, jeszcze w czerwcu, wynosiło 92 procent pensum i to bez wykładów na studiach doktoranckich i podyplomowych.

A ten - według pana - nieoficjalny powód?

Głównym, w moim odczuciu, było zebranie Senatu uczelni, na którym zadałem kilka niewygodnych pytań. Od 2011 roku zaczałem orientować się, że jest sporo - w moim odczuciu - nieprawidłowości, prowadzona jest, moim zdaniem, polityka niegospodarności, zapanował też, według moich obserwacji - swoisty nepotyzm. Chciałem usłyszeć odpowiedzi na moje wątpliwości, ale tych niestety nie usłyszałem. Za to podziękowano mi za współpracę.

Oskarża pan, ale dowodów pan nie ma.

Zadaję pytania. Nie używam konkretów, ale jeśli wezwą mnie organy ścigania, przekażę im swoją wiedzę. Mam nadzieję, że znajdą się też osoby, które zdobędą się na odwagę i również opowiedzą o swoich spostrzeżeniach. Choć spodziewam się, że mogą doznać amnezji i nic nie powiedzą.

A wtedy zostanie pan oskarżony o szarganie dobrego imienia uczelni.

Ta uczelnia jest dla mnie wszystkim, walczę o jej dobro i pewien układ, który - moim zdaniem - istnieje w uczelni, musi być rozbity, a winni pociągnięci do odpowiedzialności.

No właśnie, a jeśli jutro zadzwoni do pana rektor i powie: słuchaj Tadek, wracaj, bo jednak potrzebujemy ciebie”, to co pan zrobi?

Pewne rzeczy już się wydarzyły i nie da się ich odkręcić. Tak, przyznam, chcę wrócić do pracy naukowej. Mam kilka propozycji z innych uczelni, ale zdrowie nie pozwala mi na to, by się dziś przenosić z Koszalina. Zresztą, jestem związany z naszym miastem bardzo silnie, z Politechniką Koszalińską również, więc nie wyobrażam sobie pracy gdzieś indziej. Odpowiadając na pytanie: tak, podjąłbym decyzję, że wracam. Ale już nie odpuszczę, chcę, by wszystkie sprawy, które według mnie są złe, zostały teraz uporządkowane.

Jest pan jeszcze szefem związku zawodowego Unia Profesorów.

Niestety, w sposób bezprawny, bo łamiąc ustawę o związkach zawodowych, zostało zwołane pufne zebranie, na które nawet mnie nie zaproszono. Powiedziano mi, że nie odbierałem telefonu. A przecież zawsze odbieram telefon. Zresztą, gdyby komuś zależało, na pewno by mnie znaleźli. Mieszkam kilka kroków od Politechniki. Wracając do tego zebrania - tam zarzucono mi, że nie zwołałem zjazdu sprawozdawczo - wyborczego. Przyznaję, byłem przekonany, że kadencja trwa nie trzy, ale cztery lata i to zebranie należy zwołać teraz. Pomyliłem się, ale coś takiego nie może być podstawą do odwołania mnie, tym bardziej, że nikt przez ten ostatni rok nie domagał się ode mnie zwołania tego zebrania, nikt się nie dopominał. Zebranie zaplanowano na 4 listopada i obawiam się, że jednak ze związku też zostanę usunięty.

Co wtedy? Będzie pan na emeryturze.

Ja nie składam broni. Będę walczył. Nie tak dawno, w ostatnich dniach, jedna z osób, wysoko postawionych, z którą mam poprawne stosunki, w trakcie rozmowy powiedziała tak: „panie profesorze, to, co pan robi, bardzo szkodzi uczelni”. Dla mnie jest to coś nieprawdopodobnego. Czyli mam przymykać oko na to, co widzę, na to, że dzieje się coś złego? Dlatego nie odpuszczę, choć zdaję sobie sprawę, że będą, że są już próby wywołania ogólnego sprzeciwu wobec mojej osoby.

Jakub Roszkowski

Białogard, Mielno i okolice, ale także Koszalin i powiat koszaliński to miejsca, o których piszę przede wszystkim. Analizuję rynek paliw w regionie, trzymam rękę na pulsie w sprawie szeroko rozumianego biznesu, ale także pogody i wakacji nad morzem. Bo wiadomo, Mielno to obok Kołobrzegu i Gdańska najczęściej odwiedzana miejscowość nadmorska w kraju. 


Pod moją "opieką" są również koszalińscy, mieleńscy i białogardzcy samorządowcy. Jeśli coś zmalują, nabroją lub popsują albo wręcz przeciwnie, zrobią coś naprawdę dobrego, ja o tym napiszę. 


 


W Głosie Koszalińskim pracuję od 2000 roku. To właściwie moja pierwsza i jak na razie jedyna praca. To moja siostra chciała zostać dziennikarzem. Ostatecznie to jednak ja poświęciłem temu zajęciu już ponad połowę życia.


 


Jestem domatorem i naprawdę najlepiej czuję się w swoim domu. Może to dlatego, że po intensywnym dniu w gazecie potrzebuję wyciszenia...    


 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.