Eks-seksposeł Zbonikowski (PiS) dostał państwową posadę! Został prezesem Wojskowych Zakładów w Dęblinie

Czytaj dalej
Małgorzata Oberlan

Eks-seksposeł Zbonikowski (PiS) dostał państwową posadę! Został prezesem Wojskowych Zakładów w Dęblinie

Małgorzata Oberlan

Nazywany seksposłem od czasów afery rozwodowej Łukasz Zbonikowski, były już parlamentarzysta PiS z Włocławka, objął państwową posadę. Został prezesem Wojskowych Zakładów Inżynieryjnych w Dęblinie, należących do Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Jak sam w rozmowach z mediami podkreśla Łukasz Zbonikowski, eksposeł PiS z Włocławka, stanowisko prezesa w WZI Dęblinie objął legalnie i uczciwie: wystartował w konkursie i wygrał go. Niedorzecznym według niego jest sugerowanie, że posadę objął po linii partyjnych znajomości, bo od pewnego czasu przecież sympatią decydentów PiS się nie cieszy. Z kolei według anonimowych komentarzy działaczy PiS, Łukasz Zbonikowski "dreptał, dreptał i wydreptał" posadę u ministra Jacka Sasina.

Niezależnie od okoliczności, Łukasz Zbonikowski jest już prezesem Wojskowych Zakładów Inżynieryjnych w Dęblinie, należących do Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Fotel przejął po Andrzeju Łysakowskim, który będzie prezesem w bydgoskim "Nitro-Chemie", największym w państwach członkowskich NATO producencie trotylu.

Dęblińskie Wojskowe Zakłady Inżynieryjne posiadają status przedsiębiorstwa o szczególnym znaczeniu dla gospodarki państwa. Produkują i remontuje sprzęt na potrzeby Sił Zbrojnych, są partnerem handlowym i kooperacyjnym firm cywilnych oraz przedsiębiorstw handlu zagranicznego. Kierowanie zakładami to odpowiedzialna, ale i intratna posada.

Meleksy na Cyprze, romans z "Goldie" i głośny rozwód

Łukasz Zbonikowski, prawnik z wykształcenia, posłem PiS z okręgu toruńsko-włocławskiego był przez cztery kadencje. Przechodził różne koleje losu. Niejednokrotnie ścierał się z opozycjonistami wewnątrz własnego środowiska partyjnego. Nie raz także trafiał na łamy gazet, dostarczając rozrywki również czytelnikom tabloidów.

Pierwsza głośna afera dotyczyła jego pobytu na Cyprze (rok 2008) i rekreacji na meleksach, którą w hotelu uprawiał wespół z posłem Karolem Karskim. Zabawę po dwóch latach zakończył wyrok cypryjskiego sądu (z listopada 2010 roku), nakazujący posłom pokryć straty, które spowodował ich rekreacja: 11,5 tys. euro. Doliczono też odsetki i koszta procesowe.

Kolejna afera dotyczyła romansu, któremu oddać miał się poseł w roku 2015. Sprawę ujawniła jego zona Monika Zbonikowska. Parlamentarzysta miał romansować z działaczką PiS-owskiej młodzieżówki o wdzięcznym pseudonimie "Goldie". Od czasu nagłośnienia tej sprawy tabloidy nazywają prawicowego polityka "seksposłem". Sprawa była bardzo głośna, bo młoda kobieta znalazła zatrudnienie w biurze prawicowych polityków.

Żona zarzuciła politykowi jednak jeszcze poważniejsze rzeczy, a mianowicie dwukrotne naruszenie jej nietykalności cielesnej. W 2015 roku poseł miał jej wyrywać telefon komórkowy, a w 2016 - wykręcać ręce i szarpać podczas awantury o uprawę wspólnej ziemi. W 2018 roku Sąd Okręgowy w Toruniu prawomocnie zakończył tę sprawę. Stwierdził, że do obu incydentów w rzeczywistości doszło, ale ich społeczna szkodliwość była znikoma. Z tej przyczyny sąd umorzył postępowanie. Dowodów na bicie nie dopatrzył się.

Echem w tabloidach odbiło się też orzeczenie rozwodowe Zbonikowskich (marzec 2019 roku), a Monika Zbonikowska stała się pożądanym gościem stacji telewizyjnych. W tym czasie polityczna kariera jej męża wyraźnie pikowała już w dół.

Natomiast prokuratura posłem PiS zainteresowała się w roku 2017. Pod lupą śledczych znalazły się oświadczenia majątkowe Zbonikowskiego składane w latach 2011-2016. Postępowanie dotyczyło podawania nieprawdziwych informacji, bo miał m.in. zaniżać majątek.

Po partyjnej linii

Pod koniec lipca 2019 roku komitet polityczny PiS skreślił Łukasza Zbonikowskiego z ósmego miejsca na toruńskiej liście do Sejmu, na którym umieściły go lokalne struktury partii. W odpowiedzi poseł zdecydował się wystartować do Senatu w okręgu włocławskim z komitetu Patrioci i Samorządowcy. Mandatu nie zdobył.

Dziś już wiadomo, że polityczną przegraną osłodzi politykowi państwowa posada prezesa w WZI w Dęblinie. W okręgu toruńsko-włocławskim przykładów na to, że PiS dba o swoje kadry nie brakuje. Oto przykłady z lokalnego podwórka.

Adam Banaszak, radny sejmiku województwa kujawsko-pomorskiego (Porozumienie Gowina, klub radnych PiS) do czerwca br. był wiceprezesem Państwowej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Tę intratna posadę (ale zapewne wiążącą się z wyjazdami) zamienił na funkcję wiceprezesa państwowej spółki PGE Toruń S.A. (należy do spółki PGE Energia Ciepła S.A., z Grupy Kapitałowej PGE). Na poprzednim stanowisku inkasował krocie. W ub.r posada przyniosła mu - bagatela! - 330 tys. 460 zł. Do tego doszło 48,6 tys. zł z zasiadania w radzie nadzorczej wspomnianej PGE Toruń.

Mariusz Sz., znany działacz prawicowy z Ciechocinka, kojarzony ze współpracy z posłanką Marzanną Drab, szefową PiS w okręgu, w ostatnich wyborach prezydenckich zarobił jako przewodniczący jednej z ciechocińskich komisji wyborczych. Wstrząsnęło to lokalnym środowiskiem PiS, bo pan Sz. prawomocnie został skazany w poważnej sprawie karnej. Dokładnie - za przyjęcie łapówek od Marcina B., nazywanego prawą ręką gangstera Henryka L. "Lewatywy". Jak widać, obciążona karta karna nie wyklucza z udziału w święcie demokracji jakim są wybory.

Przemysław Przybylski, toruński radny sejmiku województwa (PiS) od 2016 roku zasiada w radzie nadzorczej państwowych Wojskowych Zakładów Lotniczych w Bydgoszczy. Tylko przez ubiegły rok dało mu to 54 tys. 887 zł dochodu.

Ewidentnym przykładem finansowego awansu jest wojewódzki radny Michał Krzemkowski (klub PiS) z bydgoskiej części regionu. Z wykształcenia geograf, do sejmiku przychodził jako marszałkowski urzędnik bez majątku i z pożyczką do spłacania. Obecnie, kolejny rok z rzędu, jest zastępcą komendanta wojewódzkiego Ochotniczych Hufców Pracy (podmiot państwowy). W ub.r dało mu to 87 tys. 117 zł dochodu. I był to kolejny taki rok z rzędu.

Młody toruński radny miejski PiS - Wojciech Klabun (PiS) - trafił do rady nadzorczej Zakładu Doświadczalnego Instytutu Zootechniki Państwowego Instytutu Badawczego w Grodźcu Śląskim (w czerwcu ub. r.). To kilkaset kilometrów od Torunia. Przez pół roku radny zarobił z tego tytułu 19 tys. 725 zł - wynika z jego oświadczenia majątkowego. Nietrudno policzyć, że rocznie zasiadanie w radzie daje mu dochód nie do pogardzenia - ok. 40 tys. zł. Główny jego zarobek to jednak dyrektorska posada w miejskiej spółce Urbitor, której prezesem jest - tak się jakoś składa - szef PiS w Toruniu.


Dzięki komu Wojciech Klabun trafił do zakładu aż w Grodźcu Śląskim? Instytut Zootechniki PIB podlega ministrowi rolnictwa i rozwoju wsi Janowi Krzysztofowi Ardanowskiemu (PiS), tutaj więc można dopatrywać się rekomendacji. Toruński radny rozwija się w "agro" bez wielkich poświęceń jak na razie. Z Torunia do Grodźca jest ponad 400 km drogi. - Ale wystarczył wyjazd raz w miesiącu, czasem dwa. A w okresie pandemii, wiadomo, praca odbywa się zdalnie - objaśniał nam Wojciech Klabun.

Szybciej od swojego partyjnego kolegi do rady nadzorczej trafił radny Michał Jakubaszek (PiS). Ten rajca od 2016 roku zasiada w radzie nadzorczej spółki Kopalni Soli Kłodawa (to spółka akcyjna Skarbu Państwa). Obecnie jest jej wiceprzewodniczącym i funkcja ta stanowi jego główne źródło dochodu. Przez ub.r dała mu 51 tys. zł. To dwa razy więcej niż dochód, który uzyskał prowadząc swoją kancelarię adwokacką (22 tys. 627 zł). Do Kłodawy rajca ma nieco ponad 100 km drogi.

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.