„Czy Tata czyta cytaty z Tacyta” i inne łamijęzyki dla obcokrajowców na rzeszowskiej WSIiZ

Czytaj dalej
Fot. pixabay
Andrzej Plęs

„Czy Tata czyta cytaty z Tacyta” i inne łamijęzyki dla obcokrajowców na rzeszowskiej WSIiZ

Andrzej Plęs

Grzegorz Brzęczyszczykiewicz, urodzony w Chrząszczyżewoszycach, powiat Łękołody – dla m. in. Anglosasa i Azjaty – niewykonalne. Lektorzy Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania uczą języka polskiego studentów z całego świata. I bywa zabawnie.

Kłopot także w tym, że metody nauczania trzeba różnicować, bo inaczej polszczyznę słyszą studenci Zanzibaru, inaczej Białorusini, inne kłopoty z wymową mają Azjaci, a inne kursanci anglojęzyczni. Do tego stopnia inne, że wykładowcy akademiccy i filolodzy z Centrum Kultury i Języka Polskiego WSIiZ zaangażowali logopedów, by ci pomogli kursantom pokonać trudności artykulacyjne.

Polska język, trudna język

Przez nagromadzenie głosek szczelinowych i zwarto-szczelinowych i polszczyzna w uszach obcokrajowców brzmi czasem, jak odgłos blachy, wleczonej po betonowej nawierzchni. Wymawianie ich dla większości jest torturą, a skomplikowana i rozbudowana gramatyka z koszmarną dla np. Anglosasów fleksją, to kolejny powód, dla którego język polski uchodzi za jeden z trudniejszych.

- Są jednak osoby niezłomne, które postanawiają się go nauczyć – zapewniają Iwona Myśliwiec i Ewelina Jemioło z Centrum Kultury i Języka Polskiego WSIiZ. – I chylimy przed nimi czoła! Takie osoby na swej drodze mają do pokonania wiele przeszkód: polską gramatykę, która sprawia, że niejeden już osiwiał, wymowę, która potrafi połamać język, wreszcie leksykę, która – zarówno uczącym się jak i ich nauczycielom – daje mnóstwo powodów do uśmiechu.

Członkowie każdego obszaru językowego mają swoje specyficzne problemy z polszczyzną, popadają w schemat tych samych błędów językowych. Czasem wynika to z podobieństw polskiego i języka macierzystego, czasem z dosłownego tłumaczenia bądź nieco odmiennej artykulacji. Nieco odmiennej, ale potrafiącej kompletnie zmienić sens wypowiedzi. Obie akademiczki przytaczają zabawne przykłady takich lapsusów.

Podobieństwa między polszczyzną, a językami rosyjskim i ukraińskim nie zawsze ułatwiają życie, bo schematy gramatyczne rodzimego języka czasem bezwiednie przenoszone są na język polski.

- Nasi uczniowie mówią na przykład: „Gotowałem się do egzaminu” - przytaczają obie panie. – Przecież nie oznacza to, że ktoś siedział we wrzątku z warzywami. Albo: „Lubię jeździć na samochodzie”. Z pewnością wygodniej byłoby jechać samochodem, wewnątrz pojazdu, a nie na jego dachu.

Od studentów zza naszej wschodniej granicy słyszały i zwierzenia, że „moja mama jest gospodarką domową”.

Chińczyków i Wietnamczyków o bóle głowy przyprawia wymowa naszych spółgłosek szczelinowych, a zupełnie niełatwo żyje im się z polskimi spółgłoskami miękkimi: ź, ś, dź, ć.

„Moja siostra ma trzy kurki” – brzmi sensownie i wiarygodnie, ale Wietnamczykowi niekoniecznie musi chodzić o drób.

- Może raczej o córki – podpowiadają lektorki. - Dla Wietnamczyków te słowa brzmią wręcz identycznie. A zdanie „Cześć! Idziemy coś zjeść?” wymówione przez mieszkańca Azji brzmi w polskich uszach zupełnie jak język chiński, ze względu na problem w artykulacji polskich głosek – ź, ś, ć, dź.

"Angole" muszą uważać na psy

Studenci anglojęzyczni mają swoje problemy z polszczyzną. Jeśli zwierzyć im się z wizyty u stomatologa, to mogą się szczerze zatroskać.

- Dla nich słowo stomatolog kojarzy się nieodmiennie z angielskim słowem stomach, oznaczającym żołądek – tłumaczą wykładowczynie. - Jeśli takie osoby znają stereotyp związany z zamiłowaniem Polaków do picia alkoholu, to zupełnie nie dziwi ich fakt, że w każdym mieście jest wiele gabinetów stomatologicznych, w których leczy się bolące żołądki.

Dla Anglosasów piesi i psy brzmią niemal identycznie, więc często dochodzi do nieporozumień.

- Dlatego często pytają nas, dlaczego w Polsce jest tyle znaków, które ostrzegają przed psami na drogach – mówią pani.

„Uwaga! Piesi na drogach” zaskakują Brytyjczyków i Amerykanów, ale zabawne nieporozumienia wynikają nie tylko z różnic językowych. A i tak może skończyć się na zachwianiu w komunikacji werbalnej. Jeśli w stojącej na „naszym” parterze windzie poprosić Rosjanina, Białorusina, Ukraińca i wielu Anglosasów o wciśnięcie przycisku, prowadzącego na pierwsze piętro, mogą mocno się zdziwić. Dla nich winda już znajduje się na pierwszym piętrze, bo parterów nie uznają.

- Nasza praca, jako wykładowców języka polskiego, dzięki studentom pochodzącym z różnych krajów, pozwala wciąż na nowo odkrywać tajniki i zawiłości języka polskiego – zapewniają panie. - Przysparza nam to wielu powodów do radości i jest ciągłą inspiracją.

I dowodzą, że i dla Polaków język ojczysty bywa wyzwaniem. Rodakom proponują ćwiczenia z „Konstantynopolitańczykowianeczkówny”, jak ktoś przebrnie przez nią, to może się zmierzyć z „wyrewolwerowanym kaloryferem”, a jak mu jeszcze będzie mało, niech zapyta „Czy Tata czyta cytaty z Tacyta”.

Andrzej Plęs

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.