Chore zwierzęta były uśmiercane młotem. Winnych sąd wysłał za kraty

Czytaj dalej
Fot. Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic

Chore zwierzęta były uśmiercane młotem. Winnych sąd wysłał za kraty

Rajmund Wełnic

Zbyt surowy - oceniają wyrok obrońcy oskarżonych. - Zatluczono 200 żywych istot, a kara? Nawet nie połowa maksymalnej wysokości - ocenia członek Animalsów. Szykują się apelacje.

Wracamy do sprawy, którą już opisaliśmy na łamach Tygodnika Regionów, bo właśnie zapadł wyrok w głośnym procesie dwóch mężczyzn oskarżonych o okrutne uśmiercanie chorych świń w Przybkowie koło Barwic. Kara to rok i trzy miesiące bezwględnego pozbawienia wolności, czyli bez warunkowego zawieszenia, dla weterynarza Piotra T. i kierownika farmy trzody Sławomira H. Skazani nie mogą także przez trzy lata posiadać zwierząt, zaś lekarz weterynarii przez ten sam okres nie może wykonywać zawodu. Obaj ponieść też mają koszty sądowe. Wyrok jest jeszcze nieprawomocny.

Wyrok surowy, a mógł być surowszy

Sędzia Sądu Rejonowego w Szczecinie Katarzyna Brambor-Kwiatkowska nie miała wątpliwości, skazując oskarżonych na 15-miesięczną odsiadkę. Co więcej, uzasadniając wyrok, podkreślała, że mógł być on surowszy.

- W chwili popełnienia przestępstwa obowiązywała łagodniejsza niż obecnie ustawa o ochronie zwierząt - mówi. - Przed zmianą przepisów sprawca podobnego czynu mógł trafić za kratki maksymalnie na trzy lata, teraz aż na pięć. I dziś zapewne kara byłaby wyższa.

Do wyroku sędzia, już sama, bo nie wnosił o to oskarżyciel, dołożyła pięciotysięczne nawiązki na rzecz schroniska dla bezdomnych zwierząt w Szczecinku. Surową karę tłumaczyła natężeniem złej woli oskarżonych i charakterem cierpień zadawanych świniom.

- Wina oskarżonych nie ulega wątpliwości: zwierząt nie można uśmiercać w ten sposób - uzasadniała sędzia.

Szykują się apelacje obu stron

- Dla mojego klienta ten wyrok to nie tylko rok i trzy miesiące za kratami, ale też śmierć cywilna po utracie prawa do wykonywania zawodu - mówi mecenas Jakub Rogólski, obrońca weterynarza Piotra T.

Według niego kara bezwzględnego pozbawienia wolności jest zbyt surowa i niesprawiedliwa.

- Sąd w ogóle nie wziął pod uwagę, że Piotr T. nie był do tej pory karany, nie uwzględnił także jego dotychczasowego nienagannego trybu życia - ocenia obrońca.

Jest także zdumiony, że sędzia nie skorzystała z możliwości warunkowego zawieszenia jej wykonania.

- Z pewnością będziemy odwoływać się od tego orzeczenia - zapowiada adwokat i dodaje, że do apelacji zostanie najpewniej wykonana prywatna opinia biegłego, którą będzie chciał skonfrontować z ustaleniami opinii przygotowanej na zlecenie prokuratury.

To poniekąd zbieżne z linią obrony w procesie, w którym kwestionowano ekspertyzę biegłej mocno obciążającej winą weterynarza. Obrońca podnosił m.in. fakt, że lekarz, która ją sporządziła, zajmuje się głównie małymi zwierzętami i nie ma doświadczenia w opiece nad dużymi hodowlami trzody chlewnej.

- Kara jest sroga i - chociaż wciąż czekamy na pisemne uzasadnienie wyroku - apelacja jest pewna - mówi także mecenas Jacek Winnicki, obrońca Sławomira H., dodając, że w zależności od treści uzasadnienia, w odwołaniu będzie się domagał uniewinnienia, ponownego rozpatrzenia sprawy lub zmniejszenia kary.

- W naszej ocenie kierownik fermy miał prawo, za zgodą lekarza weterynarii, uśmiercić w ten sposób chore świnie, gdyż alternatywą było zostawienie ich, aby długo konały w męczarniach - mówi adwokat.

Uważa, że prokurator „nie wytrzymał presji medialnej tej sprawy”, domagając się surowych kar. Apelacji nie wyklucza także prokuratura, choć raczej z powodu zmodyfikowania jednego z zarzutów przez sąd.

- Poczekajmy na uzasadnienie wyroku - mówi prokurator Przemysław Woźniak, który w mowie oskarżycielskiej domagał się kary dwóch lat więzienia.

Co na to obrońcy zwierząt?

- Bardzo się cieszę z tego wyroku, bo nie przypominam sobie, aby w podobnej sprawie w naszym regionie sprawca otrzymał karę więzienia bez zawieszenia - mówi Danuta Kadela, wolontariuszka i znana obrończyni praw zwierząt ze Szczecinka. - A widziałam już straszne i koszmarne rzeczy. Okrutni ludzie robili je, mając świadomość, że w razie czego dostaną „zawiasy”. Niestety, także sądy podchodziły do zwierząt jak do rzeczy, z którymi można robić, co się komu żywnie podoba. Wyrok sądu w Szczecinku to przełom, choć uważam, że weterynarz powinien otrzymać dożywotni zakaz wykonywania zawodu. Zawodu zaufania społecznego, które zawiódł w całej rozciągłości. Niepokoi mnie także fakt, że wymierzenie sprawiedliwości, niezakończone jeszcze przecież prawomocnym wyrokiem, trwało tyle czasu. Wąskim gardłem są postępowania przygotowawcze w prokuraturach, ciągną się latami. W jednej ze spraw w Białogardzie na opinię biegłego czekaliśmy ponad rok.

- Na wyrok można spojrzeć z dwóch stron: z jednej dobrze, że zapadł, bo sądy wciąż nader rzadko orzekają kary bez zawieszenia w sprawach o znęcanie się nad zwierzętami - mówi Paweł Gebert z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Animals, które wydarzenia z Przybkowa nagłośniło. - Z drugiej: mówimy o ponad 200 świniach zatłuczonych młotkiem. 200 żywych istotach, które czują, a świnie są bardzo inteligentnymi stworzeniami z rozbudowanym układem nerwowym. Ile ich trzeba zabić, aby wydać najwyższy możliwy wyrok? W tym wypadku to nawet nie połowa maksymalnej kary.

Chlewnia zalana krwią

Sceny, jakie cała Polska miała sposobność obejrzeć wiosną 2018, z pewnością nigdy nie powinny się były rozegrać. To wtedy do internetu za sprawą działaczy Animals z Gdańska wyciekł film nakręcony przez jednego z pracowników fermy w Przybkowie. Widać na nim, jak traktowane były zwierzęta niekwalifikujące się do uboju ze względów zdrowotnych.

Sceny porażają. W chlewni rosły mężczyzna uderza w głowy świń końcówką młotka. Towarzyszy temu głuchy odgłos ciosów i przeraźliwy kwik zwierząt, tych zabijanych i tych, które za chwilę to spotka. Podłoga chlewni spływa krwią, ranne świnie konają w konwulsjach. Niektóre padają od pojedynczego ciosu, inne uderzane są po kilka razy. Na innym ujęciu widać, jak dobija się - także młotkiem - zwierzęta leżące już przed chlewnią.

Materiał wcześniej trafił do doktora Zdzisława Kalupy, powiatowego inspektora weterynarii, który złożył doniesienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.

- Takie postępowanie jest karygodne, takie osoby w żadnej mierze nie powinny mieć możliwości pracowania ze zwierzętami - mówił nam wtedy i wyjaśniał, że świnie, które są chore, mają złamania lub z innych powodów nie nadają się do uboju i przerobu, powinny być uśmiercone w sposób humanitarny.

Szczecinecka prokuratura oskarżyła Sławomira H. i Piotra T. o uśmiercenie ze szczególnym okrucieństwem w sumie ponad 200 świń, nie tylko zresztą przy użyciu młota. Według śledczych oskarżeni przed ubojem nie pozbawiali zwierząt świadomości, a mieli taki obowiązek. Świniom nie podano odpowiedniego środka farmakologicznego lub podawano go w za małych dawkach. Zwierzęta dostawały jedynie znieczulenie, także w zbyt małych ilościach. Na początku lutego 2018 roku życie tak straciło 165 świń. Kolejnych 30 zginęło, gdy uboju dokonał sam kierownik fermy, zdaniem śledczych zabijając je uderzeniem obuchem młota bez podania żadnych środków farmakologicznych. Podobną liczbę świń miesiąc później uśmiercił weterynarz, części z nich podając specyfik do eutanazji, ale bez znieczulenia. Z zeznań Zbigniewa S., członka zarządu spółki prowadzącej fermę, wynika, że tzw. upadki chorych zwierząt w liczbie około 200 miesięcznie przy 30 tysiącach sztuk mieściły się w normie.

Rajmund Wełnic

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.