Białe habity znikają ze Szczecinka. Kryzys powołań dotarł i do nas

Czytaj dalej
Fot. Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic

Białe habity znikają ze Szczecinka. Kryzys powołań dotarł i do nas

Rajmund Wełnic

Ta wieść spadła na wiernych jak grom z jasnego nieba, choć mówiło się o tym od jakiegoś czasu. Dom zakonny niepokalanek zostanie zlikwidowany, a siostry trafią do innych miejsc.

Okazała kamienica z czerwonej cegły na rogu ulic Kościuszki i Lelewela w Szczecinku. Jeden z bardziej znanych budynków miasta za sprawą zakonnic w białych habitach. To niepokalanki, czyli Zgromadzenie Sióstr Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Nierozłączna część miasta, jak przysłowiowe amen w pacierzu. Od 77 lat obecne w życiu Szczecinka, tworzące jego historię od 1945 roku, gdy pierwsi repatrianci wysypywali się z wagonów na peronie z niemieckim szyldem Neustettin i zdezorientowani szukali domów w mieście pełnym sowieckich żołnierzy i Niemców, którzy nie zdążyli uciec przed frontem.

Przełożona generalna pisze list

I nagłe cięcie, zima 2023 roku. Najpierw pogłoska, potem już oficjalny komunikat. Niepokalanki opuszczają Szczecinek.

- Ciągle nie wierzę. Wiedziałam, że zostały ostatnio tylko cztery siostry i mówiło się o przeniesieniu klasztoru, ale do końca miałam nadzieję, że ostateczne decyzje nie zapadną - mówi emerytka z pobliskiego osiedla, która z uwagi na bliskość klasztoru co niedzielę przychodziła na nabożeństwa do kaplicy u niepokalanek. - Bo i nas seniorów u sióstr było najwięcej, siostra Macieja (przełożona domu - red.) mówiła żartem, że prowadzą duszpasterstwo trzeciego wieku - dodaje.

A jednak to koniec. Przełożona generalna Zgromadzenia Leticia Skura pisze list do mieszkańców Szczecinka. Padają terminy wyprowadzki (lato tego roku), przyczyny takiej decyzji i podziękowania za słowa wsparcia, listy i modlitwy. W klasztorze w Szczecinku przebywały ostatnio tylko cztery siostry i to mocno już sędziwe. Zgromadzenie zmaga się zaś z kryzysem powołań, nie tylko zresztą w Szczecinku. Niepokalanki w Polsce prowadzą wiele innych dzieł, kilka innych domów, szkołę z internatem - czytali mieszkańcy w liście.

- Niełatwo jest odchodzić z miejsca, z którym wiąże się całe bogactwo wspomnień obejmujących 77 lat - mówi siostra Leticia. - Doceniamy trud naszych poprzedniczek i ogromny wkład ludzkiej życzliwości. Mury naszego klasztoru są nasączone modlitwą ofiarowaną za mieszkańców Szczecinka. Dobro nigdy nie ginie, lecz przynosi obfite owoce. Dziękujemy Bogu, że miałyśmy swój wkład w różnorodny rozwój Szczecinka i życie jego mieszkańców.

Co pozostanie?

Klasztor przy ulicy Kościuszki 30, a także część działań przejąć ma Caritas diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Rozmowy - także w kwestiach finansowych - będą się jeszcze toczyć na szczeblu diecezji. Caritasowi zależy, aby siostry zostały w Szczecinku nieco dłużej, chociaż do końca roku, kiedy to np. miasto rozpisuje konkursy na prowadzenie świetlic.

Próbowały też coś zdziałać władze miasta.

- Jest mi niezmiernie przykro - osobiście i jako burmistrzowi, że siostry opuszczą Szczecinek, który współtworzyły od początku powojennego etapu jego historii - mówi burmistrz Daniel Rak. - Współpraca z nimi zawsze układała się wzorowo, zakonnice prowadzą między innymi świetlicę dla dzieci ze wsparciem miasta. Rozmawiałem z przełożonymi niepokalanek, decyzje zapadły z powodów braków personalnych. Pytałem, czy możemy pomóc jakoś organizacyjnie i finansowo, ale nie w tym leży problem.

Ważne, czy zostanie po siostrach okno życia. To jedna z ostatnich inicjatyw szczecineckich zakonnic. Podjęły ją po tragedii, jaka rozegrała się w jednym z mieszkań. Matka wyrzuciła z pierwszego piętra swoje nowo narodzone dziecko. Chłopiec mimo błyskawicznej pomocy medycznej umarł po kilku dniach w szpitalu. To wtedy siostry razem z Caritasem uruchomiły w dawnej klasztornej pralni okno życia. Po Koszalinie i Słupsku trzecie w diecezji.

Jest tu wszystko, co maluchowi niezbędne do przeżycia, kocyk, przewijak, wyprawka. Każde otwarcie okna sprawia, że w ciągu kilku sekund dzwoni telefon u trzech kolejnych sióstr. Na pewno któraś natychmiast się tu zjawi, aby zająć się dzieckiem.

Na szczęście do dziś nikt dziecka do okna nie podrzucił. Dobrze jednak, że w Szczecinku jest miejsce, w którym można bezpiecznie i bez konsekwencji zostawić noworodka. Gdy malec znajdzie się w oknie życia, trafia od razu do szpitala, rodzice pozostają anonimowi, ale zrzekają się praw do dziecka. Nie grożą im żadne konsekwencje prawne, nie szuka ich policja - formalnie bowiem za porzucenie małoletniego grozi do trzech lat więzienia. Takie dziecko otrzymuje nową tożsamość, trafia także do rodziny adopcyjnej.

Wierni nie mogą się pogodzić

Mieszkańcy wciąż walczą o pozostawienie klasztoru w mieście. Siostry mają swoje lata, większość życia spędziły tutaj. To ich miejsce na Ziemi.

- Do tej chwili nie mogę się pogodzić z tą decyzją - mówi pan Marek. - W latach 70. XX wieku mieliśmy z niepokalankami katechezę, nie tak jak dziś, w szkole, ale w plebanii przy parafii Mariackiej. Chodziła nas prawie cała klasa, choć było to dobrowolne i po lekcjach, a domyślam się, że i ryzykowne dla rodziców, bo ojciec był oficerem Ludowego Wojska Polskiego. A wiadomo, jakie podejście mieli do religii komuniści. To w dużej mierze siostrom zawdzięczam to, że po latach wróciłem do Kościoła.

Pani Ewa: - Pamiętam jak dzisiaj, choć minęło 45 lat. Na 7 rano w czwartek biegłam na poddasze na lekcje religii do siostry Gizeli. Potem do medyka na lekcje. Z siostrą Gizelą objechaliśmy pociągami całą Polskę. Od morza aż do Przemyśla, Starego i Nowego Sącza. Szymanów, Niepokalanów, Kraków z grupą Oazową. Cudowne wspomnienia. Żal, szkoda, że teraz wiele rzeczy przechodzi do przeszłości.

Sąsiedztwo liceum medycznego i szpitala połączyło siostry zakonne, szkołę i położne pewną więzią.

- Siostry uczyły nas, jak w sytuacji zagrożenia życia dziecka je ochrzcić - wspomina jedna z położnych szpitala w Szczecinku. Wyjaśnijmy, w szczególnych przypadkach prawo kanoniczne pozwala na udzielenie sakramentu chrztu - o ile jest to zgodne z wolą rodziców - osobom świeckim.

- Pamiętam, że władze szkoły i szpitala niechętnie patrzyły na obecność zakonnic, które mimo to uczyły nas, jak prawidłowo udzielić chrztu - dodaje położona.

Uczennice miały też okazję za sprawą sióstr obejrzeć głośny antyaborcyjny film „Niemy krzyk”, który wpłynął na życiowe wybory wielu przyszłych położnych.

- Siostry nigdy nie afiszowały się ze swoją pracą, a robiły i robią ogromnie dużo - mówi Andrzej Kowal, który zaangażował się w zbieranie podpisów pod apelem do siostry przełożonej Zgromadzenia, aby zmieniła decyzję. Podpisało się po nim około 700 osób, autorzy chcą jeszcze jechać na osobiste spotkanie z siostrą Leticią.

Pan Andrzej pomagał zakonnicom w utrzymaniu ogrodu, aby choć w ten sposób podziękować im za ich starania.

- Mają swoje lata, a to, co robią, robią z całego serca - nasz rozmówca opowiada, że do drzwi klasztoru często kołaczą bezdomni i ludzie na życiowym zakręcie. Każdy dostanie talerz ciepłej strawy i coś do jedzenia na drogę.

- Trzeba też widzieć, jak poświęcają się pracy z dziećmi - dodaje.

Nie sposób też nie wspomnieć o nieżyjącej od dwóch dekad siostrze Florianie. Jej postać w habicie i uśmiechniętą zawsze twarz kojarzy do dziś wielu mieszkańców Szczecinka.

Żywiołem siostry Floriany było prowadzenie świetlicy dla dzieci. W ten sposób doszło do nawiązania współpracy z Holendrami z zaprzyjaźnionego ze Szczecinkiem miasta Bergen op Zoom. Holendrzy zaprosili do siebie na początku lat 90. XX wieku dzieci ze Szczecinka. Utworzyli także Stichting Floriana, czyli Stowarzyszenie Siostry Floriany, którego początkiem były właśnie osobiste kontakty szczecineckiej zakonnicy i Corry Elazkkers, założycielki i wieloletniej szefowej Stowarzyszenia. Przez lata goście z Niderlandów organizowali pomoc i wsparcie dla dzieci ze Szczecinka. Organizacja zrzeszająca wolontariuszy przez cały rok zbierała pieniądze i materiały na holenderski tydzień zabaw w wakacje, opiekowała się także polskimi rodzinami w potrzebie.

Kryzys powołań

Likwidacja klasztoru to część większego problemu. Kościół stanie niebawem przed wielkim dylematem, jakim będzie obsada probostw. W koszalińskim seminarium duchownym jest tylko nieco ponad 20 kleryków. Na wszystkich latach.

- Gdy ja kończyłem seminarium w latach 90., na roku było nas 40... - mówi jeden ze szczecineckich księży.

Podobnie jest ze słuchaczami seminarium ojców redemptorystów w Tuchowie w województwie małopolskim.

- Zapadła decyzja, aby przenieść je do Krakowa i utworzyć wspólne seminarium dla kilku zakonów - mówi ksiądz Arkadiusz Sojka, proboszcz parafii Ducha Świętego w Szczecinku prowadzonej przez redemptorystów.

Nie inaczej jest ze zgromadzeniami żeńskimi.

- Siostry muszą dokonywać trudnych wyborów, aby ocalić domy w innych częściach kraju - mówi nam po rozmowie z siostrą generalną niepokalanek burmistrz Szczecinka Daniel Rak. - Brakuje nowych powołań. Nie tak dawno niepokalanki miały ich 30 rocznie, obecnie pojedyncze siostry składają śluby zakonne.

Niepokalanki w Szczecinku

W świetle ostatnich wydarzeń aż trudno uwierzyć, że zaledwie dwa lata temu szczecinecki dom uroczyście obchodził 75 lat. Przyjechał biskup Krzysztof Włodarczyk, było nabożeństwo dziękczynne, okolicznościowa wystawa i okazja do wspomnień.

Dokładnie 10 października 1945 roku siostry niepokalanki zamieszkały w willi przy ulicy Kościuszki 30 przekazanej im przez Państwowy Urząd Repatriacyjny. Była to rekompensata za utracone po wojnie klasztory na Kresach. Tak rozpoczęła się jedna z ciekawszych historii powojennego Szczecinka.

Pierwszą przełożoną niepokalanek została siostra Krysta Szembek. Prawnuczka Aleksandra Fredry. Wszechstronnie wykształcona z zakresu archeologii i etnografii.

Zakonnice z miejsca rozpoczęły pracę charytatywną, wychowawczą i edukacyjną, ucząc nie tylko religii. Dość powiedzieć, że siostra Krysta uczyła historii nawet milicjantów i ubeków na kursach dla tych formacji. Prowadziły też przedszkole.

Wkrótce jednak władze komunistyczne zabroniły tego siostrom, a naukę religii wyrugowano ze szkół. Niepokalanki prowadziły więc katechezę w swoim, zawsze otwartym dla wszystkich, klasztorze, w parafii Mariackiej w Szczecinku, a także w domach prywatnych i parafiach w okolicach miasta. Uczyły także dziewczęta w ramach Szkoleniowego Ośrodka Katechetycznego.

Po przywróceniu nauki religii niepokalanki wróciły do szkół. Prowadzą też Oazę dla dzieci i młodzieży, Tabor dla dorosłych oraz świetlicę i działalność charytatywną w ramach Caritas.

Przez 75 lat szczecineckiego klasztoru przez jego mury przewinęły się 103 siostry, którym przewodniczyło 18 przełożonych - obecnie jest to siostra Macieja.

Rajmund Wełnic

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.