Artysta jest jak obywatel świata. Z Paszportem Polityki w kieszeni

Czytaj dalej
Fot. Fot. z albumu M. Diakun
Irena Boguszewska

Artysta jest jak obywatel świata. Z Paszportem Polityki w kieszeni

Irena Boguszewska

Marzena Diakun, pochodząca z Koszalina Pani dyrygent, została laureatką Paszportu Polityki. Rozmawiamy o jej życiu, karierze, pracy, podróżach po całym świecie i marzeniach.

Dostała Pani Paszport Polityki w dziedzinie muzyki poważnej. Co to oznacza dla młodej, zdolnej i ambitnej Pani dyrygent?

Oznacza to, że moja dotychczasowa praca, moje artystyczne wybory zostały dostrzeżone i wysoko ocenione przez grono znawców w mojej branży. Bardzo ważny dla mnie jest fakt, że nominacje do Paszportów przyznają wysoko wykwalifikowani recenzenci - fachowcy w swojej dziedzinie. Bardzo się cieszę, że znalazłam się wśród wybitnych muzyków uhonorowanych nagrodą Polityki. Posiadaczami Paszportu są między innymi Piotr Anderszewski, Agata Szymczewska czy Agata Zubel.

Otrzymała go Pani m.in. za błyskotliwy rozwój osobowości i kariery. Proszę podać najważniejsze etapy tej kariery.

Moje życie zawodowe to przede wszystkim koncerty w kraju oraz od jakiegoś czasu coraz więcej za granicą. Ważne jest to, że powoli wspinam się do orkiestr o bardzo wysokim poziomie gry. Aby to było możliwe, musiałam i wciąż muszę bezustannie poddawać się publicznej weryfikacji. Każdy koncert, a tym bardziej konkurs to możliwość otwarcia się dla mnie lub zamknięcia się przede mną drzwi do nowych możliwości. Nagrody na międzynarodowych konkursach to były rzeczywiście pewne etapy kariery, ale najważniejszy stał się nie konkurs dyrygencki, ale na stanowisko asystenta w Radio France. To, że zupełnie bezstronni dyrektorzy muzyczni w radiu oraz cały zespół orkiestry zagłosowali na mnie i dali mi możliwość pracy z nimi, umożliwiło mi dotarcie do szerokiej publiczności, do managerów, którzy teraz martwią się o zapełnienie mi kalendarza koncertowego.

W krótkim czasie odniosła Pani mnóstwo sukcesów, więc filharmonie powinny się o Panią bić. Tymczasem dziękując za Paszport, powiedziała Pani, że może on otworzy Pani drogę do polskich filharmonii. Dlaczego?

Dyrygent dyryguje tam, gdzie go zaproszą. Tak się złożyło, że coraz częściej zapraszają mnie orkiestry zagraniczne. Proszę wierzyć, że ja zapukałam do wszystkich polskich filharmonii, starałam się dotrzeć do wszystkich dyrektorów prosząc o koncert. Część z nich zapraszała mnie do siebie, ale była to ilość niewystarczająca dla mnie. Musiałam więc zacząć szukać szczęścia nie tylko w Polsce. Zresztą według mnie, każdy artysta to obywatel świata. Nie powinien zamykać się w jednym kraju, bo to go zubaża.

Jest Pani dyrygentem orkiestry francuskiego radia. W jaki sposób nim Pani została?

Konkurs na stanowisko asystenta był konkursem otwartym dla każdego, a ja ogłoszenie znalazłam na stronach internetowych. Wysłałam swoją aplikację, tak jak to zrobiło ponad 350 osób z całego świata. Siedem osób, wśród nich i ja, zostało zaproszonych do poprowadzenia osobiście próby z filharmonikami w Paryżu. W tym zawodzie bardzo ważny jest bezpośredni kontakt z orkiestrą. Pracujemy z bardzo utalentowanymi i wrażliwymi ludźmi, wspólne zrozumienie się odgrywa tu dużą rolę. Konkurs sprawdzał oczywiście nasze możliwości warsztatowe i artystyczne. Na program składały się najtrudniejsze dzieła jak „Święto wiosny” czy „Piąta” Beethovena. Oprócz tego dyrektor artystyczny zażyczył sobie przygotowanie bardzo krótkiego i względnie łatwego technicznie utworu z jego szerokości geograficznej. A więc chciał sprawdzić, jak zinterpretujemy utwór, który dla niego samego jest jakby wyssany z mlekiem matki. Najwidoczniej udało mi się przekonać nawet jego do mojej wizji Sibeliusa.

Czy to oznacza, że szybciej dostrzeżono Pani talent we Francji niż w Polsce?

Czasami zupełnie obce osoby są pozbawione jakichkolwiek uprzedzeń. Są bardziej otwarte. Na wszelkiego rodzaju konkursach zdarza się, że ważniejsze jest jaką szkołę dany delikwent reprezentuje, skąd pochodzi, u kogo się uczył. Czasami to decyduje, a nie talent, muzykalność czy warsztat. A w tym zawodzie tym bardziej trzeba wykazywać się uporem w działaniu i wytrwałością. Dyrygentów jest coraz więcej, a orkiestr coraz mniej.

Czym obecnie się Pani zajmuje, gdzie pracuje?

Powoli kończę kontrakt z filharmonikami Radia Francuskiego co oczywiście nie znaczy, że się z nimi rozstaję na zawsze. Planujemy wspólne koncerty w następnych sezonach. Teraz wracam do dyrygowania gościnnego, czyli tak jak wcześniej będę jeździć od orkiestry do orkiestry i koncertować w różnych krajach świata. Oprócz tego wróciłam do nauczania i wznowiłam prowadzenie swojej klasy dyrygentury we Wrocławiu.

Co wykłada Pani swoim studentom, czego ich się Pani stara nauczyć, co im przekazać?

W dyrygenturze bardzo ważne jest samokształcenie. Przyswajanie coraz większej ilości materiału. Jako nauczyciel mogę jedynie pokazać właściwy kierunek myślenia, mogę przestrzec przed złymi nawykami bazując na kanonie najważniejszych dzieł. Jednak dyrygentem człowiek się staje w miarę wypracowywania własnej wizji muzyki, jaką chce pokazać światu, w miarę udoskonalania swojej metody pracy z muzykami w orkiestrze.

Pracuje Pani we Wrocławiu i w Paryżu. A gdzie Pani mieszka na stałe?

W Paryżu i we Wrocławiu, ale myślę, że niedługo powrócę do Wrocławia. To miasto jest tak wspaniale skomunikowane ze światem, a zarazem zapewnia mi spokój potrzebny do samodzielnej pracy w domu. Paryż to raj dla artystów, to miasto nigdy nie zasypia, mnogość wydarzeń artystycznych zapiera dech w piersi. I dzięki temu pozwala rozwijać się, budować własną osobowość. Na dłuższą metę potrzebny jest mi spokój. Więc na razie bazą będzie dla mnie Wrocław. Nigdy nie wiadomo kiedy się to może zmienić.

A koncerty. Jak często Pani wyjeżdża, aby poprowadzić jakąś orkiestrę i jak daleko?

Staram się równomiernie rozłożyć moją pracę pomiędzy życie koncertowe i nauczanie; dwa tygodnie koncertów, dwa tygodnie w uczelni. Oczywiście czasami muszę bardziej kondensować zajęcia, kiedy muszę wyjechać na dłużej. W tym sezonie najdalszy wyjazd to Brazylia. Jednak już w następnym będzie i Ameryka Północna. Powoli moja agencja atakuje Koreę i Japonię.

Co daje dyrygentowi to, że jeździ w różne strony świata, aby poprowadzić nieznaną sobie orkiestrę?

Im częściej koncertuję w różnych krajach świata, tym szybciej potrafię przeanalizować orkiestrę, jej muzyków, odnaleźć słabe punkty zespołu i zacząć nad nimi pracę. Każdy kraj, każda kultura jest nieco inna. Inny jest styl pracy. Ale oczywiście podróże to i nawiązywanie kontaktów w środowisku. Bardzo często orkiestry wymieniają się poglądami na temat dyrygentów. Jeśli daję się poznać z dobrej strony, mam szansę na następne zaproszenia.

Kilka razy dyrygowała Pani orkiestrą Filharmonii Koszalińskiej. Czy jest szansa, że będziemy mogli Panią jeszcze podziwiać w Koszalinie?

Zawsze bardzo miło mi będzie przyjechać do Koszalina, aby pomuzykować z koszalińskimi filharmonikami

Jakie ma Pani plany na najbliższy czas?

Koncerty we Francji, w Turcji, Szwecji, Brazylii, Hiszpanii i w ....Łodzi. Ale marzę już o wakacjach. Od kilku lat nie miałam czasu dobrze wypocząć. Wspinaczka górska, może żeglarstwo gdzieś po ciepłych morzach południa Europy, wycieczki rowerowe po rejonie Bordeaux albo zwyczajne zaszycie się z książkami wśród leśnej głuszy. Pomysłów cała głowa.

Od dziecka marzyła Pani o tym, aby być dyrygentem i to marzenie Pani zrealizowała. A o czym Pani marzy teraz?

Instrumentem dyrygenta jest orkiestra. I tak jak każdy skrzypek marzy o Stradivariusie, tak każdy dyrygent marzy o koncertowaniu z berlińczykami, monachijczykami, nowojorczykami.... Chciałabym móc wybierać dokąd pojadę, co zadyryguję, ale to udaje się tylko nielicznym. Na pewno będę pracować w tym kierunku i zobaczymy, co czas przyniesie.

Irena Boguszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.